Jedna z ostatnich takich skoczni w Pucharze Świata, kulisy przygotowań Hochfirstschanze do Titisee-Neustadt 5
Brak naturalnego śniegu i konieczność przygotowania klasycznego najazdu lodowego nie ułatwiała zadania organizatorom zawodów w Titisee-Neustadt, którzy do ostatnich chwil walczyli z poganiających ich czasem. W czwartek Hochfirstschanze przeszła wizytację FIS, w której uczestniczył m.in. przyszły dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich - Sandro Pertile.
- Podczas tego weekendu jestem asystentem delegata technicznego. Jednym z naszych obowiązków jest zmierzenie różnych parametrów skoczni i sprawdzenie, czy zgadzają się z jej certyfikatem. W czwartek sprawdzaliśmy dokładnie część rozbiegu, z którego startują zawodnicy, a konkretnie odległość między belkami. Ma to związek z systemem kompensaty za długość najazdu. Te dane przekazujemy do Swiss Timing, a oni wprowadzają te informacje do systemu, aby zawodnicy otrzymali właściwe punkty za każdą zmianę belki - tłumaczy Włoch, który po tym sezonie zastąpi Waltera Hofera.
- Między poszczególnymi belkami bywają minimalne różnice, na poziomie pół centymetra. Zdarza się to na niektórych obiektach. Tutaj mamy do czynienia z drewnianą konstrukcją, a drewno to naturalny materiał, który ma prawo trochę się odkształcać. Z tego powodu sprawdzamy odległości między belkami - kontynuuje Pertile, który w Titisee-Neustadt jest asystentem Loenga Geira Steinara z Norwegii.
Czy tego typu procedura ma miejsce na każdym obiekcie? Zazwyczaj tak postępujemy, chociaż na niektórych obiektach, gdzie stopnie są zrobione z trwalszego materiału, sprawdzamy te elementy bardziej wyrywkowo. Chodzi o aktualność informacji z certyfikatu względem stanu faktycznego.
Co jeszcze musiał zweryfikować norwesko-włoski duet delegatów FIS? - Dysponujemy tu naturalnym rozbiegiem, więc sprawdzamy stan najazdu oraz odległość między dwoma torami. Upewniamy się, że wszystko jest przepisowe i zgodne z certyfikatem.
Na większości obiektów Pucharu Świata zainstalowane są już nowoczesne tory najazdowe. Jak wobec nich ma się naturalny najazd? - Tak, to tory wykonane w sposób tradycyjny. Nadal są bezpieczne, ale nie jest to najnowszy standard technologiczny. W Titisee-Neustadt, pod śniegiem jest umieszczony system chłodzenia. Cały najazd jest naśnieżany, a na to polewana jest duża ilość wody, aby stworzyć lodową powierzchnię. Następnie frezarka wycina tory w lodzie. To system, który sprawnie działa. Co prawda, wymaga to trochę więcej pracy od obsługi skoczni, ale to nadal bardzo dobry system.
Czy taki system nie sprawia kłopotów podczas tak wysokich temperatur? - Ten system jest trochę bardziej wrażliwy na problemy pogodowe, a dodatkowo skoczkowie są coraz bardziej przyzwyczajeni do startów na nowoczesnych systemach najazdu. Niemniej, to nadal dobre tory. Przewagą tego systemu jest to, że po dłuższej przerwie między kolejnymi zawodnikami, prędkość pozostaje praktycznie bez zmian. W nowoczesnych najazdach, w torach zbiera się lód, co może mieć wpływ na prędkość skoczków.
W jaki sposób sprawdza się grubość śniegu na zeskoku? - Zazwyczaj mierzymy grubość warstwy śniegu, aby była zgodna z przepisami. Nie jest tu najważniejsza sama ilość śniegu. Najważniejsze jest, aby powierzchnia była równa i zachowana była odpowiednia wysokość przy bandach. Wszystko jest gotowe i nie możemy się doczekać trzech dni interesującej rywalizacji na Hochfirstschanze.
- Jesteśmy dyscypliną, która rozgrywa się na otwartym powietrzu. Musimy liczyć się z tym, że czasem czekają nas większe wyzwania. Przez ostatnie trzy tygodnie mogliśmy się cieszyć z niemal idealnych warunków. Pewnego dnia aura i tak pokrzyżuje nieco plany. Może tak się stać właśnie w ten weekend, ale trzymajcie kciuki, aby tak nie było!
Z Sandro Pertile rozmawiał Tadeusz Mieczyński