Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Toni Innauer porównuje polskich skoczków do... duńskich piłkarzy

Wybitny acz z racji wielu kontuzji niespełniony austriacki skoczek, mistrz olimpijski z Lake Placid, Toni Innauer w rozmowie z portalem Krone.at dokonał krótkiej oceny trwającej edycji Turnieju Czterech Skoczni po trzech z czterech konkursów. Docenił przy tym ogromną sportową wartość, której Turniejowi dodają Polacy.

- Cóż, w Austrii i Niemczech nastrój jest nieco zepsuty - nie ukrywa Innauer. - Potencjał Austriaków jest wyższy niż to, co zaprezentowali. Mówię o Huberze, Krafcie czy Aschenwaldzie. To jest właśnie specyfika TCS, trudno czasem udźwignąć presję. Bergisel ponownie pokazała swoje mniej przyjemne oblicze, cykl odbywa się bez widzów. Ale pod względem sportowym impreza stoi na najwyższym poziomie. To głównie zasługa polskiego zespołu. Widzę w nich fenomen duńskich piłkarzy z 1992 roku. Oni głowami pewnie byli już w domu, gdy nagle pozwolono im skakać. Stworzyło to dla nich poczucie lekkości, braku presji, której nie da się wytworzyć w sztucznych warunkach.

Przypomnijmy, że reprezentacja Jugosławii w trybie awaryjnym została wykluczona z udziału w EURO 92, a na jej miejsce w ostatniej chwili wskoczyła Dania. Piłkarze ze Skandynawii, grając bez obciążeń, wygrali bez problemu cały turniej. Jak według byłego skoczka, trenera i działacza będzie wyglądał finał Turnieju w Bischofshofen?: - Weissflog przegrał tam kiedyś turniej, ja też. Nie sądzę jednak, żeby Stoch, jeśli tylko będą równe warunki,  dał sobie odebrać zwycięstwo. Jeśli chodzi o wyniki samego konkursu, to widzę na najwyższym stopniu podium Kubackiego. Powiedzmy, że obok niego staną tam Eisenbichler i Hayboeck.

O wyjątkowym uczuciu, jakim Innauer darzy niemiecko-austriacką imprezę pisaliśmy w ubiegłym roku przy okazji dużego artykułu opisującego karierę znakomitego skoczka: "Innauer ubolewa, że nigdy nie przypadło mu w udziale zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Dwukrotnie wymykało mu się z rąk, gdy już powoli witał się z gąską. Impreza z przełomu roku to dla niego do dziś wydarzanie niezmiennie elektryzujące. - Czasami się zastanawiam, jakby to było, gdybym podobnie jak wielu moich rodaków, udał się na ten okres na południe Europy i oglądał Turniej Czterech Skoczni, wylegując się na słońcu. Prawdopodobnie byłoby mi wstyd przed samym sobą. Mieszkam na co dzień w Innsbrucku, z mojego biura dobrze widzę skocznię Bergisel. Gdy zaczyna się Turniej, czuję jakąś magię. Obserwowałem go z bliska od dziecka, pasjonował mnie, od kiedy tylko pamiętam, to uczucie wryło się nieodwracalnie do mózgu. Uwielbiam ten rytuał przejścia w nowy rok z Turniejem w tle. Budzisz się na lekkim kacu, słuchasz Orkiestry Filharmonii Berlińskiej lub Wiedeńskiej, potem idziesz na skocznię w Garmisch. Nie mogę uciec przed tą fascynacją."