Strona główna • Czeskie Skoki Narciarskie

DSQ razy cztery, covid, błędny wynik testu, zagubione narty - rok Filipa Sakali

Syn sławnego ojca, skoczek z lękiem wysokości, miłośnik twórczości wybitnych filozofów, a ostatnio... seryjny pechowiec. Przynajmniej takim mianem ochrzcili go kibice i media po serii nieszczęśliwych zdarzeń z jego udziałem w roli głównej. Filip Sakala w ubiegłym roku zdecydowanie nie miał dobrej passy. 

Na zakończenie przerwanego awaryjnie minionego sezonu zaliczył dwie dyskwalifikacje, podczas kwalifikacji w Oslo i Trondheim. Latem jako jeden z pierwszych w świecie skoków narciarskich został zakażony koronawirusem, co na jakiś czas wyłączyło go z treningów. Bieżącą zimę rozpoczął od dyskwalifikacji w serii kwalifikacyjnej w Wiśle, tydzień później w Ruce otrzymał pozytywny wynik testu na covid. Ów wynik okazał się błędny, ale Sakalę i jego kolegów pozbawiono możliwości startu w drugim konkursie w Finlandii. Kwalifikacje w Planicy znów zakończył dyskwalifikacją. W kolejny weekend powrócił do Ruki, tym razem na zawody Pucharu Kontynentalnego. Nie wziął udziału w pierwszym konkursie, ponieważ do Laponii nie dotarły na czas jego narty. 

- Nie nazwałbym tego pechem - mówi Sakala w rozmowie z portalem Denik.cz. -  Przede wszystkim źle skaczę. W Planicy byłem zestresowany z powodu nieudanych skoków treningowych. Liczyłem, że kwalifikacje będą dla mnie punktem zwrotnym. Koncentrowałem się na skoku, a zapomniałem o podstawowej kwestii dotyczącej sprzętu. Natomiast nie jestem typem człowieka, który poddaje się, kiedy pojawiają się problemy. Miałem już do czynienia w życiu z kilkoma trudnymi sytuacjami, traktuję to jak kolejną szkołę życia, nie jako wielką katastrofę. Będę pamiętał o tym, czego nie powinienem robić.

- W skokach musi zgrać się w jednym czasie kilka czynników, żeby wszystko zagrało - uważa reprezentant Czech. - Jeżeli się to uda, można nawet przeskoczyć z piątej dziesiątki do pierwszej. Nie tracę wiary i nadal pracuję. Wiem, że mam w życiu tylko jedną szansę, by zaistnieć w sporcie i postaram się ją wykorzystać. Bardzo ważny jest oczywiście aspekt psychiczny, a także utrzymanie niskiej wagi, co nie jest dla mnie proste, bo mam tendencję do znacznego przyrostu mięśni.

- Obecnie jestem bez formy i muszę jak najwięcej skakać, natomiast z dostępnością skoczni nie jest u nas za dobrze. Co prawda "dziewięćdziesiątka" w Harrachovie jest gotowa do użytku, ale udam się raczej do Polski, gdzie są najlepsze skocznie. Będę trenował w Zakopanem, wierzę że to mi pomoże. Będąc w domu zamierzałem odpocząć od skoków, oczyścić głowę, powiedziałem sobie, że nie będę oglądał w telewizji Turnieju Czterech Skoczni. Ale i tak nie wytrzymałem i włączyłem sobie drugą serię w Oberstdorfie - zakończył z uśmiechem Sakala.

Niespełna 25-letni Filip Sakala nigdy dotąd nie zdobył jeszcze punktów Pucharu Świata. Najwyżej sklasyfikowany w zawodach tego cyklu był podczas inauguracji poprzedniego sezonu w Wiśle, gdzie sklasyfikowano go na 36 pozycji. Kilkakrotnie plasował się w czołowej dziesiątce w zawodach "drugiej" i "trzeciej ligi". Latem 2019 roku zajął 4 i 6 miejsce w Letnim Pucharze Kontynentalny we Frensztacie pod Radhoszczem. Przed dwoma laty w Seefeld zajmował szóstą pozycję po pierwszej serii w konkursie o mistrzostwo świata na skoczni normalnej. Finalnie jednak zawody ukończył na 29 miejscu.