Stękała po drużynówce: "Trzeba to przyjąć na klatę"
- To trochę przykre, ponieważ wszyscy daliśmy z siebie wszystko - nie ukrywa Andrzej Stękała, po którego skoku Biało-Czerwoni stracili prowadzenie w sobotnim konkursie drużynowym. 25-latek dodaje, że spory wpływ na krótszy skok miały niekorzystne warunki wietrzne, które przeszkadzały wielu zawodnikom rywalizującym pod Tatrami. Dla Stękały był to powrót do pucharowych zmagań zespołowych po blisko pięciu latach przerwy.
Czy występ w drużynie wiązał się z większym stresem? - Towarzyszyły mi standardowe emocje - uważa drużynowy medalista zeszłorocznych mistrzostw świata w lotach narciarskich.
W pierwszej rundzie Stękała poszybował na 137. metr. - To był dobry skok - potwierdza zawodnik. - Drugi też był w porządku, natomiast za progiem poczułem dość mocny podmuch - dodaje reprezentant naszego kraju, który w finale wylądował 21,5 metra bliżej.
- To trochę przykre, ponieważ wszyscy daliśmy z siebie wszystko, ale taki jest to sport. Dziś mocno kręciło, a ja w rundzie finałowej trafiłem na gorsze warunki. Trzeba to przyjąć na klatę - kontynuuje brązowy medalista zimowych mistrzostw Polski z końcówki 2020 roku.
- Jutro walczymy dalej - mówi przed niedzielnym konkursem indywidualnym na Wielkiej Krokwi.
Z Andrzejem Stękałą rozmawiał Tomasz Kalemba (sport.onet.pl). Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela