Życiowy sezon Witalija Kaliniczenki
Postępujący proces technologizacji skoków narciarskich stawia w coraz trudniejszej sytuacji przedstawicieli słabszych i uboższych federacji. Rosnąca dysproporcja pomiędzy warunkami, jakimi dysponują czołowe reprezentacje świata a tymi, które stają się udziałem maluczkich to jeden z większych problemów współczesnych skoków. Są jednak zawodnicy, którzy nie bacząc na problemy dotykające ich reprezentacje, starają się robić swoje i dążyć do stałego podnoszenia swoich umiejętności. Jednym z takich skoczków jest z pewnością Witalij Kaliniczenko z Ukrainy.
27-letni Kaliniczenko w skokach narciarskich specjalizuje się od 2014 roku. Wcześniej uprawiał kombinację norweską, jednak różnica między tym co robił na skoczni, a umiejętnościami biegowymi była na tyle duża, że z biegówkami dał sobie spokój. W jednym z konkursów podczas mistrzostw świata w Predazzo w 2013 roku po części skokowej zajmował 13 miejsce, by w końcowej klasyfikacji zawodów znaleźć się na 51 pozycji.
Podczas zawodów Pucharu Świata w Rasnovie w minionym sezonie jako pierwszy od przeszło 10 lat reprezentant swojego kraju przebrnął przez kwalifikacje do konkursu głównego. Rok wcześniej zajął 42. miejsce podczas mistrzostw świata na skoczni w Innsbrucku. Na prawdziwie przełomowy dla niego wygląda jednak trwający właśnie sezon. Zaczął regularnie punktować w Pucharze Kontynentalnym, minionej niedzieli w Innsbrucku zajął 10 lokatę, co stanowi najlepszy wynik Ukraińca w zimowej odsłonie cyklu od 2008 roku, kiedy to Wołodymir Boszczuk zajął 9 pozycję w Libercu. Mistrzostwa świata w lotach ukończył na 38 pozycji, bijąc przy okazji 11-letni rekord Ukrainy należący do Witalija Szumbareca (189,5 metra) skokiem 195,5 m. Pewne punkty zdobył też we wtorek i środę w Szczyrku w mocno obsadzonych zawodach FIS Cup, pokonując zdecydowaną większość reprezentantów Polski.
- Nadszedł najwyższy czas, żeby zacząć poprawiać swoje wyniki - mówi nam reprezentant Ukrainy. - Zacząłem mieć większą świadomość swoich błędów, wiem, w jaki sposób mam je naprawiać. Mój aktualny cel, to iść za ciosem i nie zwalniać do końca sezonu. Staram się nie patrzeć daleko w przyszłość, a robić wszystko, by kolejnego dnia być lepszym niż poprzedniego.
Łatwo na pewno nie ma. Jedyna skocznia normalna w kraju, obiekt w Worochcie, jest niedostępny z powodu trwającej modernizacji. Przed przebudową był w tak tragicznym stanie, że cud iż nikt się tam nie zabił. Brakuje nowoczesnej myśli trenerskiej, sprzętu wysokiej klasy.
- Wydaje mi się, że sytuacja finansowa skoków na Ukrainie jest o 70 procent gorsza niż w przypadku czołowych nacji. Najlepsze kraje mogą wymieniać sobie kombinezony co dwa tygodnie, my otrzymujemy 2-3 stroje na cały sezon. Nie możemy wybierać sobie modelu nart spośród pięciu-dziesięciu, jak robią to zawodnicy z innych krajów, dostajemy jedną parę i musimy się do nich dostosować. Modernizacja skoczni w Worochcie na pewno kiedyś dobiegnie końca, tyle że nie podano nam daty jej zakończenia i nie wiemy, kiedy będziemy mogli z niej na nowo korzystać. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nasza sytuacja zacznie się w końcu poprawiać.
Ale są i dobre wieści. Witalij za ustanowienie nowego rekordu Ukrainy otrzymał tytuł mistrza sportu klasy międzynarodowej w skokach narciarskich. Można powiedzieć, że przy okazji załatwił sobie podwyżkę, bo to nie tylko prestiż, ale i konkretny uzysk finansowy. Jako zawodowiec, utrzymujący się wyłącznie z uprawiania skoków, otrzymuje pensję z Ministerstwa Sportu, która teraz będzie wyższa.
- Status, który otrzymałem, traktuję jako docenienie pracy, którą wykonuje i motywację do dalszych starań. Ale nie ukrywam, że ma to również swoje przełożenie na kwestie materialne. Moje wynagrodzenie wzrosło dzięki temu o ok. 25-30 procent.
Kaliniczenko był niegdyś stałym bywalcem polskich skoczni, wobec problemów infrastrukturalnych w swoim kraju. Dziś na Podhalu czy w Beskidach pojawia się jednak już dużo rzadziej. - Jeszcze przed dwoma laty bardzo często jeździliśmy na treningi do Polski, ale od tego czasu zmieniliśmy kierunek i obraliśmy kurs na Słowenię - tłumaczy. - Ale polskie skocznie znam bardzo dobrze, startowałem tam wielokrotnie na różnej rangi zawodach, od tych największych po zawody Lotos Cup. W 2009 roku w Szczyrku wziąłem udział w festiwalu młodzieży Europy.
W ostatnich miesiącach przez ukraińskie media przewija się kwestia starań o organizację zimowych igrzysk w 2030 roku. Czy to głośny temat u naszych wschodnich sąsiadów? - Powiem szczerze, że nic nie słyszałem o planach organizacji zimowych igrzysk przez Ukrainę. Dopiero teraz od ciebie słyszę o tym pierwszy raz. To byłaby ogromna szansa do rozwoju mniej popularnych dyscyplin, takich jak skoki narciarskie. Wziąć udział na igrzyskach we własnym kraju i odnieść na nich sukces to zdecydowanie byłaby piękna rzecz - rozmarzył się na koniec reprezentant Ukrainy.