Mija 20 lat od tragicznej śmierci Aloisa Lipburgera
To miała być zwyczajna podróż do domu po zawodach. Taka, jakich w swojej karierze zawodnika i trenera odbył co najmniej setki. Niestety ta nie zakończyła się w Austrii a na oblodzonej drodze pod niemiecką miejscowością Fuessen. 4 lutego 2001 roku około godziny 22:45 doszło do tragicznego wypadku, w którym zginął Alois Lipburger, trener reprezentacji Austrii.
Czarna seria
Miłośnicy historii nie z tej ziemi powiedzieliby, że to musi być klątwa. Od 1984 roku do 2001, czyli do dnia śmierci Lipburgera, w tragicznych okolicznościach zmarło dziewięć osób blisko związanych z Austriackim Związkiem Narciarskim. Tragiczna seria zaczęła się od Seppa Walchera, mistrza świata w zjeździe, który stracił życie na stoku po uderzeniu w drzewo. Cztery lata później, podczas igrzysk olimpijskich w Calgary 1988 zginął lekarz reprezentacji Karl Oberhammer przejechany przez ratrak. - Tuż przed startem nie mogłam przestać myśleć o doktorze, myślę że nikt z naszej ekipy nie mógł przestać - mówiła narciarska alpejka Ulrike Maier, która kilka lat później dołączy do tragicznej listy. Gernot Reinstadler, narciarz alpejski, zginął w 1991 roku w wyniku następstw wypadku na trasie w Wengen - uderzył w siatki bezpieczeństwa, a jedna z jego nart została uwięziona. Doznał poważnych obrażeń wewnętrznych i wykrwawił się na stoku.
W tym samym roku w wypadku samochodowym śmierć poniósł Rudi Nierlich, trzykrotny mistrz świata w narciarstwie alpejskim. W 1992 roku życie stracił kolejny narciarz alpejski Peter Wirnsberger. Najpierw wygrał zawody w Altenmark-Zauchensee koło Salzburga, ale wobec informacji o opóźnieniu ceremonii zwycięzców, wyskoczył raz jeszcze na stok, tym razem w towarzystwie swojej dziewczyny. Uderzył w drewniane ogrodzenie i zamiast na podium znalazł się w kostnicy. Rok później, w wypadku na drodze, tragiczną śmierć poniósł Alois Kahr, jeden z trenerów austriackich alpejek. Wspomniana Ulrike Maier, mistrzyni i wicemistrzyni świata zginęła w 1994 roku w wyniku wypadku na trasie zjazdowej w Ga-Pa. Mknąc z prędkością 120 km/godz. straciła równowagę, upadła i złamała kark. W 1996 roku Richard Kroell, trzykrotny zwycięzca zawodów PŚ w narciarstwie alpejskim, zginął w wypadku samochodowym. I tak dochodzimy do przeklętego dnia 4 lutego 2001 roku.
Myślami był już w Lahti
Alois Lipburger wracał z Pucharu Świata w Willingen z Andreasem Widhoelzlem i Martinem Hoelwarthem, który prowadził pojazd. Trener Austriaków nie był do końca zadowolony z występu swoich podopiecznych, żaden z nich nie zbliżył się do podium, co zdarzało się regularnie przez kilka poprzednich konkursów. Miał o czym myśleć, wszak zbliżały się mistrzostwa świata w Lahti, wobec których miał ogromne oczekiwania. To tam właśnie odniósł swój największy sukces jako zawodnik. Podczas czempionatu w 1978 roku zdobył srebrny medal na dużej skoczni. Sukces któregoś z jego zawodników miał być wspaniałym nawiązaniem do tamtego wydarzenia. Austriacy wyruszyli w 600-kilometrową podróż do domu w niedzielę około 17:00. Kilka godzin później pięć samochodów BMW wpadło w poślizg na Kreissstraße 1 w Ostallgäu pomiędzy Seeg i Rosshaupten. Droga była oblodzona. Samochód zjechał z pasa w prawo, przewrócił się i uderzył w co najmniej dwa drzewa. Widhoelzl i Hoellwarth trafili na obserwację do szpitala w Pfronten. Ten drugi opuścił szpital w poniedziałek, Widhoelzl potrzebował dalszych badań.
W swojej autobiografii Mein Höhenflug tak wspominał tamto wydarzenie: "Śmierć Lissa bardzo mną wstrząsnęła. Wracaliśmy razem z zawodów w Willingen. Nasz samochód, w którym jechał też Martin Höllwarth wpadł w poślizg. Wcześniej wysadziliśmy jednego z naszych kolegów i zostaliśmy w trójkę. Zrobiłem się zmęczony i zasnąłem na tylnym siedzeniu. Nagle poczułem, że naszym samochodem mocno zarzuca. Po chwili samochód uderzył w drzewo od strony pasażera. Było po wszystkim, zanim to wszystko do mnie dotarło. Udało mi się otworzyć tylne drzwi i wydostać z samochodu. Stałem boso w śniegu, ale byłem w tak w wielkim szoku, że nawet tego nie czułem. Kierowca jadący przed nami zatrzymał się, aby wezwać pogotowie i policję. Podszedłem do Lissa i położyłem mu plecak pod głowę. To wszystko jednak było na nic. Liss już wtedy nie żył. (…)”
Medale złożone w hołdzie
Toni Innauer, przyjaciel Lipburgera i szef narciarstwa klasycznego w ÖSV, zapowiedział wsparcie finansowe dla jego rodziny i odwołał zaplanowane na kolejny weekend mistrzostwa Austrii. - Nikt nie ma teraz nastroju na narciarski festiwal - mówił. - Tej nocy byłem z jego rodziną. Wszyscy jesteśmy załamani. Straciliśmy cenną osobę i pracownika, który pomógł ukształtować rozwój naszych skoków narciarskich. To niewiarygodna strata nie tylko dla reprezentacji Austrii. Sprawą drugorzędną stają się w tej chwili mistrzostwa świata w Lahti. Nie mam pojęcia, jak mogą one się odbyć bez Aloisa. Wszyscy musimy kiedyś wrócić do normalnego życia, ale teraz straciliśmy na to całą siłę.
Członkowie rodziny tragicznie zmarłego Aloisa Lipburgera naciskali jednak, by Austriacy wystąpili w Lahti, przekonując, że tego właśnie życzyłby sobie ich mąż i ojciec. Z drugiej strony, Martin Hoelwarth, który znajdował się za kółkiem tego feralnego wieczoru, miał słyszeć podpowiedzi, by wycofać się na jakiś czas ze startów i usunąć nieco w cień. Sam zainteresowany stwierdził jednak, że najlepsze co może zrobić dla swojego nieżyjącego trenera, to złożyć mu hołd w postaci medalu fińskiej imprezy. Zupełnie nieoczekiwanie to on był najlepszym spośród reprezentantów Austrii. Na dużej skoczni zajął czwarte, a na mniejszej trzecie miejsce. W zawodach zespołowych razem z kolegami wywalczył złoty i brązowy medal.
Lipburger rozpoczął karierę trenerską w 1981 roku. Najpierw pracował w Niemczech z kombinatorami norweskimi. W sezonie 1985/86 został trenerem reprezentacji Francji. Później wrócił do Austrii, gdzie zajął się pracą w szkole trenerskiej w Stams. W 1999 roku objął funkcję trenera reprezentacji Austrii, doprowadził Andreasa Widhoelzla do triumfu w TCS. W chwili śmierci miał 44 lata. Pozostawił żonę Carolinę i osierocił dwójkę dzieci - 14-letniego Lucasa i 12-letnią Jacqueline.