Râșnov - fakty, informacje, ciekawostki
Na te konkursy wielu kibiców szczególnie ostrzy sobie zęby. Pucharowy weekend odbędzie się we wciąż egzotycznej i cały czas trochę tajemniczej w świecie skoków Rumunii. To będzie jedyna okazja tej zimy, by zobaczyć skoczków rywalizujących o punkty na skoczni normalnej, która rządzi się nieco innymi prawami i czasem przynosi zaskakujące rezultaty. Wreszcie, po raz pierwszy od ponad sześciu lat nadarzy się zimą możliwość, by zobaczyć konkurs drużyn mieszanych w ramach Pucharu Świata. Zanim to jednak nastąpi przyjrzyjmy się bliżej obiektowi Trambulină Valea Cărbunării.
U źródeł
Skoki narciarskie na terenach dzisiejszej Rumunii mają tradycję tak naprawdę niewiele krótszą niż w Polsce. Pierwsza jeszcze nie do końca profesjonalna skocznia na ziemiach zamieszkiwanych przez polską ludność (Polska jako państwo de facto wówczas nie istniała) powstała w 1907 roku w Sławsku pod Lwowem. Zaledwie sześć lat później dyscyplina ta przywędrowała do ośrodka narciarskiego pod Braszowem (który oficjalnie stał się miastem rumuńskim w 1920 roku). W 1913 roku w Poiana Braszow rozegrano pierwszy oficjalny konkurs skoków na małej, prymitywnej skoczni. Zwycięzca oddał skok na odległość ośmiu metrów. Rok później rekord obiektu został wyśrubowany do 13,5 m. Kolejna wzmianka o tamtejszej skoczni pochodzi z 1923 roku. Podczas mistrzostw Transylwanii Herman Gust skacze 18,5 metra, a rok później na mistrzostwach Rumunii osiągano tam już odległości dochodzące do 22 m. W kolejnych latach powstawały skocznie w innych miejscowościach, choćby w Predeal czy Sacele. Jeszcze przed wojną, bo w 1936 roku, reprezentant Rumunii zadebiutował na igrzyskach olimpijskich. Podczas konkursu w Garmisch Partenkirchen Hubert Clompe zajął 41 miejsce po skokach na 58 i 59 m.
Gheorghe Gerea i OMV
Przez całe dekady skoki narciarskie w Rumunii funkcjonowały na totalnym marginesie krajowego sportu. Na początku XXI wieku zaczęły jednak rysować się ciekawe perspektywy dla tej dyscypliny. W 2007 roku w budowę silnej reprezentacji tego kraju i rozbudowanie infrastruktury w Râșnovie zaangażował się austriacki koncern naftowy OMV, który wpompował w rumuńskie skoki potężne środki. Pierwsze efekty pojawiły się niemal natychmiast. W 2009 roku młodzi Rumuni stali się sensacją finałowych konkursów Lotos Cup oraz Lotos Grand Prix w Zakopanem, zwyciężając lub plasując się w czołówce niemal wszystkich kategorii wiekowych chłopców i dziewczyn. Podwaliny pod omawiany rozwój zostały położone jednak wcześniej za sprawą Gheorghe Gerei, byłego skoczka i pasjonata tej dyscypliny. Gerea jako zawodnik zajął 39 miejsce podczas mistrzostw świata w Falun w 1974 roku. Uważa się jednak za mocno niespełnionego skoczka głównie z uwagi na fakt, że nie dane mu było wystąpić na igrzyskach olimpijskich. Jak stwierdził kiedyś podczas wywiadu dla portalu Mytex.ro, zimą 1972 roku, gdy trenował z polską kadrą, skakał dalej od Wojciecha Fortuny, a w 1976 przed olimpiadą w Innsbrucku miał jak równy z równym rywalizować z przyszłym mistrzem i brązowym medalistą olimpijskim, Austriakiem Karlem Schnablem. Rumuńska federacja nie zgodziła się jednak na jego olimpijski występ. Marzenia o udziale w igrzyskach spełnił dopiero w 1992 roku jako trener. W Albertville jego podopieczny, Virgil Neagoe, zajął dwukrotnie przedostatnie miejsce, ale na skoczni normalnej wyprzedził nie byle kogo, bo samego Espena Bredesena, który dwa lata później był już megagwiazdą. W 2002 roku Gerea objął funkcję trenera w klubie Dinamo Rasnov. Z jego inicjatywy postawiono tam małe igelitowe skocznie, które z czasem przerodziły się w duży ośrodek, który dziś gości Puchar Świata. Był odkrywcą talentu przyszłego olimpijczyka z Soczi, Iuliana Pitei, któremu wróżył wielka karierę, ale jak wiadomo losy Pitei nie potoczyły się zbyt szczęśliwie.
Mistrz olimpijski i mistrz świata na starcie FIS Cup
Niedawno, po zawodach FIS Cup w Szczyrku pojawiła się w przestrzeni medialnej informacja, że Andreas Wellinger jest pierwszym mistrzem olimpijskim, który stanął na starcie zawodów tej rangi, określanych potocznie jako trzecioligowe. Nic bardziej mylnego. 9 czerwca 2012 roku na skoczni K-64 (skocznia normalna nie była jeszcze wówczas ukończona) rozegrano w Rumunii zawody FIS Cup z kilku co najmniej względów nietypowe. Po pierwsze według przepisów Międzynarodowej Federacji Narciarskiej za oficjalne zawody na igelicie można uznać konkursy rozgrywane od 15 czerwca do 15 października. FIS złamała więc swój własny regulamin, ale to akurat nic wyjątkowego. Po drugie koncern OMV, chcąc nadać zawodom odpowiedni rozgłos, wypromować prężnie rozwijający się młody ośrodek, zaprosił do udziału w imprezie gwiazdy dużego formatu, bo za takie bez dwóch zdań uznać można Thomasa Morgensterna, dwukrotnego zdobywcę Pucharu Świata i złotego medalu olimpijskiego oraz Roberta Kranjca, świeżo wówczas upieczonego mistrza świata w lotach. Ponadto pojawili się inni zawodnicy, mający na swoim koncie występy w PŚ - Jure Sinkovec, brązowy medalista mistrzostw świata w lotach w drużynie, Lukas Hlava czy Roman Koudelka. - Czujemy się zaszczyceni i szczęśliwi, że Rumunia będzie gospodarzem konkursu o takiej randze - mówił z dumą w głosie Puiu Gaspar, sekretarz generalny Rumuńskiego Związku Narciarstwa i Biathlonu. - Organizacja tych zawodów jest ukoronowaniem starań naszych oraz naszych partnerów, koncernu OMV oraz Rasnov City Hall. W ciągu dwóch lat, przy wsparciu Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Turystyki, udało nam się wybudować nowoczesne centrum skoków narciarskich w Rasnovie, pierwszy ośrodek w Rumunii, który spełnia wymogi FIS - cieszył się rumuński działacz. Zawody wygrał Sinkovec, drugi była Hlava, trzeci Kranjec, a dopiero czwarty Morgenstern. Piąte miejsce zajął 17-letni wtedy Vojtech Stursa, a tuż za nim znalazł się Markus Schiffner, zwycięzca weekendowych zawodów Pucharu Kontynentalnego w Klingenthal.
Geiger - król Rasnova
- Jeżeli kiedyś będę chciał zorganizować zawody na Saharze, to zwrócę się o pomoc do Rumunów - powiedział Walter Hofer w 2016 roku. Wtedy też Râșnov gościł Mistrzostwa Świata Juniorów w Narciarstwie Klasycznym. Łatwo nie było. Impreza odbywała się pod koniec lutego, a pogoda, iście już wiosenna, nie chciała współpracować z organizatorami. Temperatura w ciągu dnia dochodziła momentami nawet do plus dwudziestu stopni. Rumuni dwoili się, troili, a nawet czworzyli, by rozegrać wszystkie konkurencje, zwozili dodatkowy śnieg z gór i stawali na głowie, by za wszelką cenę utrzymać odpowiednią ilość białego puchu. Kilkakrotnie trzeba było zmieniać program zawodów, przyspieszać ich rozegranie, ale finalnie odbyło się wszystko, co zostało zawarte w programie imprezy. Kilka dni po zakończeniu mistrzostw miał się odbyć Puchar Świata pań, ale ten musiał już zostać odwołany. Niemniej Hofer docenił determinację Rumunów i dwa lata później przyznał im organizację zawodów Letniego Grand Prix. Gdy jasnym stało się, że amerykańskie Iron Mountain nie zdąży przygotować skoczni na sezon 2019/20 w kalendarzu Pucharu Świata po raz pierwszy znalazła się Rumunia. W Râșnovie rozegrano więc dotąd cztery konkursy z udziałem światowej czołówki. Za króla tego obiektu można uznać Karla Geigera, który wygrał trzy z nich, a jeden zakończył na drugiej pozycji.
Duża skocznia
W 2014 roku zaczęły się poważne rozmowy na temat wybudowania w Râșnovie skoczni dużej. Głównym orędownikiem Głównym tego pomysłu był burmistrz miasta, Adrian Veștea. Swoją pomoc w realizacji tego projektu zaoferowała także ponownie firma OMV. Nie udało się jednak pozyskać odpowiednich funduszy i ambitny plan wylądował w szufladzie. Z kolei przed dwoma laty inny rumuński ośrodek sportów zimowy, Borsa, zapragnął mieć u siebie kompleks jeszcze większy niż ten w Râșnovie. Poinformowano wówczas, że w ciągu najbliższych 5-7 lat rumuńskie miasto będzie dysponować kompleksem sześciu skoczni, począwszy od K-15 do największej, której punkt K ma sytuować się między 120 a 140 metrem. – Chcemy mieć u siebie coś innego niż ma Rasnov. Możliwość konkurowania między dwoma ośrodkami narciarskimi na pewno będzie korzystna dla obu stron – twierdził burmistrz Borsy, Jon Sorin Timis. Miejscowe władze skontaktowały się z przedstawicielami Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, informując o swoich planach, a następstwem tego kontaktu było zaproszenie rumuńskich działaczy na konsultacje podczas zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. Minęły jednak dwa lata, a o planach Borsy jest cicho.