Upadki i wzloty - po drugim weekendzie w Zakopanem
Kolejny w tym sezonie weekend z Pucharem Świata w Zakopanem nie poszedł po myśli Biało-Czerwonych, choć nie zabrakło pozytywnych akcentów. Kto spośród całej stawki Pucharu Świata mógł być najbardziej zadowolony z czasu spędzonego w polskiej stolicy Tatr, a kto jak najszybciej będzie chciał o tym pobycie zapomnieć? Rozwiązanie tej zagadki w najnowszych „Upadkach i wzlotach”.
Upadki:
5. Jakub Wolny
A tak chwaliliśmy Kubę za występy w 2021 roku. Po Turnieju Czterech Skoczni na stałe wrócił do pucharowego składu. Spełnił pokładane w nim nadzieje – na 8 ostatnich konkursów indywidualnych, siedmiokrotnie kończył z punktami. Dobra passa przerwana została jednak w Zakopanem, gdzie Wolny miewał przebłyski jedynie w pojedynczych skokach. Nie przełożyło się to na próby konkursowe – 36. i 35. lokata zawodnika, który znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata w Oberstdorfie, nie napawa optymizmem. Przed 25-latkiem zawody w Rasnovie na normalnej skoczni, a jak wiadomo, Wolny czuje się lepiej na nieco większych obiektach. Wprawdzie stawka w Rumunii nie będzie najmocniejsza, ale nie oznacza to, że będzie mu dzięki temu łatwiej zapunktować.
4. Ulrich Wohlgenannt
Weekend na Wielkiej Krokwi był hucznie zapowiadany przez niektóre media jako rywalizacja o Superpuchar Europy. W końcu w szranki stanąć mieli triumfator ostatnich czterech zawodów z cyklu Pucharu Świata, Halvor Egner Granerud oraz lider Pucharu Kontynentalnego, niepokonany podczas szalonego maratonu konkursowego w Willingen, Ulrich Wohlgenannt. Nadmuchany balonik oczekiwań pękł jednak z hukiem wraz z pierwszą próbą treningową Austriaka. 119 metrów i miejsce pod koniec trzeciej dziesiątki sprowadziły dominatora drugoligowych zmagań na ziemię. Pod Giewontem w rywalizacji z najlepszymi zdobył zaledwie 8 punktów, zajmując ostatecznie 29. i 25. pozycję. W kolejny weekend będzie liderem austriackiej kadry na Trambulina Valea Carbunarii. Tam powinien uplasować się nieco wyżej.
3. Piotr Żyła
Wielokrotnie zdarzało się Piotrowi Żyle „prześlizgiwać” do drugich serii. Jego agresywny styl lotu, przecinanie powietrza dość niską parabolą, przynosiło często efekty w postaci bardzo wysokich miejsc. Pięciokrotnie w tym sezonie wiślanin stawał na podium. W trakcie lutowego weekendu w Zakopanem pierwszy konkurs wyszedł mu całkiem nieźle – 8. pozycja nie była może szczytem jego marzeń, ale wstydu nie przyniosła. Co było powodem jego słabszej dyspozycji w niedzielę? Tego się nie dowiemy, gdyż niezadowolony Żyła nie udzielił odpowiedzi na to pytanie dziennikarzom po zawodach wieńczących rywalizację. 33. lokata, po raz drugi tej zimy bez punktów – po raz drugi w Zakopanem. Oj, nie wiadomo, czy popularny „Wewiór” byłby zadowolony, gdyby okazało się, że Puchar Świata zagości niedługo na Wielkiej Krokwi po raz trzeci…
2. Markus Eisenbichler
Względem początku zimy reprezentanci Niemiec zdecydowanie obniżyli loty. Był to dla nich pierwszy weekend od inauguracji 42. sezonu PŚ bez ani jednego miejsca w czołowej „10”. Regres formy najbardziej widoczny jest na przykładzie Markusa Eisenbichlera. Skoczek, który w listopadzie i grudniu jako jeden z nielicznych regularnie dotrzymywał kroku Halvorowi Egnerowi Granerudowi, dopasował się poziomem do swoich kolegów z kadry, zajmując w Zakopanem 14. i 12. miejsce. – W tej chwili jest nam trudno. Moi skoczkowie czują się niepewnie – przyznał po nieudanym weekendzie trener Stefan Horngacher. Sam Eisenbichler nie przebierał w słowach, komentując swój występ na łamach niemieckich mediów na tyle dosadnie, że jego wypowiedź nie nadaje się do zacytowania. Czy sportowa złość wpłynie na niego pozytywnie? Przekonamy się niedługo.
1. Kamil Stoch
Jak widać, Wielka Krokiew nie zawsze służy „Rakiecie z Zębu”. W ubiegłych latach zaliczał w Zakopanem mniejsze lub większe wpadki. Jeśli weźmiemy pod uwagę jego pięć ostatnich sezonów PŚ (włącznie z obecnym), punktów nie zdobył wyłącznie w dwóch konkursach. Gdzie się odbyły? Ano, w stolicy Tatr. Występy na obiekcie im. Stanisława Marusarza zdarzały mu się jednak też fenomenalne, za przykład biorąc choćby triumf sprzed roku. Czy w jego wypadku stabilizacja będzie kluczem do sukcesu? Nasz redakcyjny kolega, Dominik Formela, powiedział na antenie Eurosportu, że Kamilowi potrzebny jest czas. To czas na znalezienie jednego detalu, brakującego elementu układanki, bo takiemu mistrzowi jak on nie trzeba wiele, by wskoczyć na właściwe tory. Czy stanie się to jeszcze w tym sezonie? Jestem tego więcej, niż pewien.
Wzloty:
5. Anže Lanisek
„Žaba” nadal skacze wysoko, a do tego daleko! Sumarycznie w Zakopanem Słoweniec zdobył 130 punktów, co było drugim osiągnięciem – lepszy pod tym względem okazał się tylko Halvor Egner Granerud, który wywiózł z Zakopanego 136 „oczek”. W sytuacji, gdy Peter Prevc szuka w kraju dobrej dyspozycji przed mistrzostwami świata w Oberstdorfie, a błyszczący formą ubiegłej zimy Timi Zajc wplątał się w konflikt z federacją, po którym trudno wrócić mu na swój optymalny poziom, wyskoki Laniska są niczym miód na serce kibiców z kraju liczącego nieco ponad 2 miliony mieszkańców. Tej zimy już czterokrotnie stanął na pucharowym podium, choć w dalszym ciągu czeka na premierowe zwycięstwo w zmaganiach najwyższej rangi. – Ciągle gonię za tym pierwszym miejscem. Nie ma takiej możliwości, że się poddam – skomentował swój występ. Kto wie, być może na nie przyjdzie czas na przełomie lutego i marca w Oberstdorfie?
4. Marius Lindvik
Naturalnym środowiskiem rekina jest ocean, dla wilka to las, dla lwa sawanna, zaś u Mariusa Lindvika zdaje się nim być Zakopane. Norweg czuje się na Wielkiej Krokwi niczym ryba w wodzie, po raz kolejny udowadniając, że nie należy go skreślać po wpadkach, które zaliczył w ubiegłych tygodniach. Zresztą, sam nie ukrywa, że rywalizacja w Polsce sprawia mu niemałą przyjemność. – Lubię ten obiekt, pasuje do mojego stylu skakania. Warunki? Pomimo śnieżycy nie były aż tak trudne, obsługa skoczni wykonała dobrą pracę przy oczyszczaniu najazdu – przyznał. Wymiana uprzejmości zawsze w cenie, choć należy na chłodno podejść do dyspozycji 22-latka. A jak wiadomo, ta nie jest najbardziej stabilna. Na co go będzie stać podczas zbliżających się wielkimi krokami mistrzostwach świata? Zarówno 1., jak i 41. miejsce w jego wykonaniu nie będzie żadną niespodzianką…
3. Andrzej Stękała
Polski bohater weekendu, który przebył drogę z nieba do piekła. Już w treningach sygnalizował, że nieco gorszy występ w Klingenthal był jedynie wypadkiem przy pracy. Nie wypadał z czołowej piątki, a gdy przyszedł czas zawodów, wzniósł się na wyżyny umiejętności, ostatecznie kończąc sobotni konkurs na świetnym, drugim miejscu, ulegając zaledwie o 0,3 punktu Ryoyu Kobayashiemu. Gdy wydawało się, że w niedzielę będzie bliski powtórzenia występu na miarę ponownego wskoczenia na podium, po skoku w pierwszej serii został zdyskwalifikowany. Każde doświadczenie jest przydatne, nawet tak bolesne, jak pozbawienie szansy na dalszą rywalizację w trakcie tak udanego weekendu. Miejmy nadzieję, że „kopyto” na progu i umiejętne wykorzystanie powietrza w fazie lotu pomoże Andrzejowi w powrocie do ścisłej światowej czołówki w Rumunii, oraz - co ważniejsze - za półtora tygodnia w Oberstdorfie, gdy nadejdzie czas walki o złote, srebrne i brązowe śnieżynki z wytłoczonym logotypem FIS.
2. Halvor Egner Granerud
Nie jest to absolutnie wzlot względem ubiegłego tygodnia – w dwóch konkursach indywidualnych nie da się osiągnąć wyniku lepszego niż dwukrotny triumf. Lider Pucharu Świata zasłużył jednak na wysokie miejsce w tym rankingu ze względu na fakt, że nareszcie rozgryzł Wielką Krokiew. Przypomnijmy, że miesiąc temu w Zakopanem zupełnie nie mógł poradzić sobie z pozycją najazdową, czego skutkiem były najniższe prędkości na progu w całej stawce, które przełożyły się na najgorszy indywidualny wynik Norwega w sezonie – 23. miejsce. W minionych dniach sytuacja ta uległa poprawie, a 24-latek nie odstawał znacząco od reszty skoczków. Jeśli dołożymy do tego dobre wybicie, lot i pewne lądowanie, otrzymamy 7. i 1. miejsce. Brzmi niczym idealna recepta na sukces. Dyskusja o tym, czy Norweg zdobędzie Kryształową Kulę, jest raczej bezzasadna, ponieważ można to uznać za pewnik. Nasuwa się pytanie – czy przy równych warunkach ktoś znajdzie na niego sposób w trakcie czempionatu globu?
1. Ryoyu Kobayashi
Odpowiedź na powyższe pytanie może znać Ryoyu Kobayashi, który wyłonił się jak feniks z popiołów, triumfując w Pucharze Świata po raz pierwszy od ponad roku. A wydawało się, że do końca zimy najlepszy zawodnik sezonu 2018/19 pozostanie z przypiętą łatką „solidnego wyrobnika”. Jeśli spojrzymy na zajęte dotychczas przez jego miejsca, zauważymy, że dominują tam lokaty na przełomie pierwszej i drugiej dziesiątki. „Roy” pokazał jednak lwi pazur, zgarniając pełną pulę w sobotnich zmaganiach. – Bardzo się cieszę, że udało mi się dziś wygrać. Warunki były dobre pomimo opadów śniegu, wiatr nie przeszkadzał tak bardzo, jak w poprzednich konkursach – skwitował w swoim stylu Japończyk, dla którego było to 17. zwycięstwo w karierze. Dzięki niemu, dorównał Noriakiemu Kasaiemu, który triumfował w PŚ również siedemnastokrotnie. Ryoyu czarnym koniem mistrzostw świata? Niewykluczone – w końcu będzie chciał powetować niepowodzenie sprzed dwóch lat, gdy będąc w fenomenalnej formie nie zdobył ani jednego indywidualnego krążka podczas MŚ w Seefeld.