Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kubacki i Stoch szlifują formę przed mistrzostwami. "Treningowy weekend"

Już na przełomie lutego i marca Dawid Kubacki oraz Kamil Stoch będą bronić kolejno tytułu mistrza i wicemistrza świata na skoczni normalnej. Zawody w Râșnovie to dla nich okazja do potrenowania na tego typu obiekcie w warunkach startowych.


W seriach treningowych Kubacki lądował na 93. i 100. metrze, co dało mu 2. i 1. miejsce. W prologu (91 metrów) 30-latek zajął 11. lokatę. - Drugi skok treningowy i próba z prologu były bardzo podobne. Podczas drugiej rundy treningowej warunki były nieco lepsze i dało się odlecieć. Czy skoczyłem bardzo daleko? Chłopcy w szatni śmiali się, że do rekordu jeszcze daleko, więc nie ma powodu do ekscytowania się - relacjonuje triumfator 68. Turnieju Czterech Skoczni.

- Trzycyfrówka jednak się pojawiła, a na tak małej skoczni zawsze jest to przyjemne. Ląduje się tam bezproblemowo, co zrobiłem w serii treningowej. Przy odpowiednich warunkach da się polecieć i wylądować dalej. Przy wietrze z tyłu i dłuższym rozbiegu byłoby gorzej, ponieważ spadałoby się z góry, ale dłuższe skoki są tu możliwe - mówi Kubacki na temat obiektu, którego oficjalny rekord to 103 metry.

- To obiekt oddalony od Polski, ale dobry pod kątem treningowym. Wbrew pozorom jest dość trudna techniczna i małe błędy potrafią zabrać tu sporo metrów. Minimalne różnice w wietrze ucinały sporo metrów. To specyfika mniejszych obiektów, podobną skocznią jest Ramsau. Tam po metrach również da się ocenić warunki. Nie słyszałem, by ktoś wybierał się tu w celach szkoleniowych - dodaje szósty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

- W środę czułem się wymęczony, ponieważ trzeba było wstać w środku nocy i jechać na warszawskie lotnisko. Czy była to najdłuższa podróż? Samochodem niespełna dwanaście godzin jazdy, a z Willingen było chyba więcej, więc nie była to straszna podróż. W czwartek nie spaliśmy długo, bo trzeba było zrobić poranny trening - uzupełnia mistrz świata z Seefeld.

Najlepszym polskim skoczkiem czwartkowego prologu okazał się Kamil Stoch, który zakończył dzień lotem na 93. metr (3. lokata). W treningach skoki mierzące 85 oraz 91 metrów dały mu 29. i 4. miejsce. - Nie jestem w łatwej sytuacji. W Zakopanem było dużo trudności, a tutaj znowu musieliśmy skorygować moją pozycję najazdową, więc pierwszy skok był na wyczucie i spróbowanie. Taki był w zasadzie cały dzień. W drugim skoku wyszło to lepiej, złapałem odpowiedni kierunek. Próba w prologu była już na właściwym poziomie - podkreśla trzykrotny mistrz olimpijski.

W drugiej serii treningowej Stoch zmagał się z silnymi podmuchami w plecy. - Miałem mieszane uczucia. Czy to moja wina? Czy to skok był kiepski? Czy coś innego? Po dłuższej serii niezbyt udanych skoków człowiek zatraca czucie. Nie zdawałem sobie sprawy, że warunki były aż tak złe. Trener powiedział, że skok był super i przy kolejnej okazji mam zrobić to samo - odpowiada 33-latek.

- Prolog nie był dla mnie priorytetem. To był dzień treningowo, tak traktuję ten weekend. Miejsca schodzą na drugi plan. Chcę wdrażać się w zmienioną pozycję najazdową, wszystko poukładać i skok po skoku łapać dobre czucie oraz stabilność.

- To był długi dzień, choć na początku nie czułem zmęczenia. Bardzo wcześnie wstaliśmy, choć nie tak jak skoczkinie, aby popracować nad motoryką. Pod koniec czułem już trudy dnia - nie ukrywa wicemistrz świata z Seefeld.

Korespondencja z Rasnova, Dominik Formela