Eurowizja i skoki, czyli "najdziwniejszy konkurs w historii narciarstwa"
W ostatnich dniach spore zainteresowanie medialne wywołała kwestia nominacji polskiego kandydata do występu podczas tegorocznego Konkursu Piosenki Eurowizji. I co z tego? - zapewne zapytało w myślach 90 procent osób czytających to zdanie. Przecież to portal sportowy, a nie muzyczny. Zgadza się, jednak Konkurs Piosenki Eurowizji stanie się tu asumptem do przypomnienia pewnej narciarskiej ciekawostki sprzed lat.
W 1985 roku duet popowy Bobbysocks, jako pierwsza norweska formacja, wygrał konkurs Eurowizji, w związku z czym, zgodnie z zasadami imprezy, Norwegia w kolejnym roku musiała pełnić honory gospodarza imprezy. Do organizacji przymierzano wstępnie kilka miast, jako faworytów wymieniano najczęściej Oslo i Stavanger. Trochę nieoczekiwanie wyścig ten wygrało nazywane "bramą do fiordów" Bergen, a o jego zwycięstwie miały zdecydować walory krajobrazowe miasta. Sam konkurs piosenki odbył się 3 maja, ale liczne imprezy towarzyszące miały miejsce na przestrzeni tygodnia poprzedzającego główne wydarzenie. Bergen cieszyło się każdą chwilą, w której znajdowało się w centrum uwagi całej Europy. Był to czas, kiedy przez północ Europy silniej niż dotąd przetaczała się fala fascynacji Ameryką, tamtejszym stylem życia i wszystkim co kojarzyło się z Hollywood. Rozmach Norwegów był wówczas zatem stricte amerykański, całość zaczynała w pewnym momencie przypominać przerost formy nad treścią. Statki Wikingów pod okolicznymi fiordami, pokazy ognia, laserów, fajerwerków i... konkurs skoków na śniegu zorganizowany 2 maja.
Tradycje związane ze skokami narciarskimi w Bergen sięgają jeszcze końca XIX wieku. Z kolei najbardziej znana tamtejsza skocznia to powstała w 1937 roku Bergensbakken, będąca wówczas jednym z największych tego typu obiektów w całej Norwegii. Jej rekord należący do Asbjoerna Ruuda wynosił co prawda tylko 49,5 metra, ale Norwegowie nad długość skoków przedkładali piękno lotu i nie podążali za obecną w innych rejonach Europy i świata manią bicia rekordów. Ostatnia tamtejsza skocznia funkcjonowała do około 1980 roku, ale kilka lat później na jedno popołudnie miasto przypomniało sobie o swoich skokowych tradycjach. W pobliżu kościoła Johanneskirken zbudowano skocznię K-20 i zorganizowano zawody z udziałem największych gwiazd tamtejszych skoków. I tak, w Bergen pojawili się między innymi - drugi zawodnik Pucharu Świata z sezonu 1980/81 Roger Ruud czy Vegard Opaas, który miał przed sobą najlepszy sezon w karierze. Najbliższej zimy jako pierwszy Norweg wygra Kryształową Kulę, zajmie drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni i zdobędzie medale podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie. W Bergen pojawił się też Hroar Stjernen, ojciec dobrze znanego polskim kibicom Andreasa Stjernena. On także rozpoczął w ten sposób przygotowania do swojej najlepszej zimy, podczas której zajmie m.in. piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Choć igelit był już wówczas w powszechnym użyciu, to kłócił się z norweską tradycją skoków narciarskich. Nikt tu nie skąpił grosza, liczył się rozmach i końcowy efekt. Postanowiono, że zawody muszą zostać rozegrane na śniegu. Na wszelki wypadek przygotowano jednak duże ilości słomy, by wyłożyć nią zeskok w razie gdyby śnieg nie wytrzymał wysokiej temperatury. A ta przekraczała grubo 20 stopni. Biały puch dostarczono z odległej o około 130 kilometrów górskiej wioski Finse położonej na wysokości ponad 1200 metrów nad poziomem morza. Wieś jest trudno dostępna, nie posiada żadnej drogi dojazdowej, z resztą kraju jest skomunikowana tylko połączeniem kolejowym, stąd jedyną możliwością przetransportowania śniegu do Bergen było upychanie go do pociągów. Zainteresowanie niecodziennym wydarzeniem było ogromne. Według różnych szacunków zawody oglądało od 15 do nawet 30 tysięcy widzów ciasno stłoczonych na jednej z głównych ulic miasta. Śnieg topniał w oczach, ale jakimś cudem wytrzymał. Zwycięzcą konkursu został Roger Ruud, uzyskawszy odległość 21 metrów. Impreza z 2 maja 1986 roku w Norwegii nazywana jest najdziwniejszym konkursem w historii narciarstwa.
Sam konkurs piosenki, który odbył się dzień później, naznaczony był kilkoma zgrzytami i skandalami. Choćby takim, że nieznana kobieta wylała na głowę księżniczki Sonii zawartość butelki, stanowiącą mieszaninę wody, oleju, pieprzu i innych substancji. Dziś Bergen nie kojarzy się już ze skokami narciarskimi, ale z muzyką jak najbardziej. Tyle, że zupełnie inną niż ta, która rozbrzmiewała tam w 1986 roku. Dziś to norweskie miasto uważane jest za zagłębie muzyki blackmetalowej. Stamtąd pochodzą legendy gatunku, takie jak Burzum, Gorgoroth czy Taake.