Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Jak Pertile wypada na tle Hofera? Małysz: "Pomocny, ale nie tak charyzmatyczny"

- Być może nie jest tak charyzmatyczną i mocną postacią jak Walter Hofer, ale bardzo mocno współpracuje z zawodnikami i trenerami - mówi Adam Małysz na temat Sandro Pertile, który w niedzielę zakończy debiutancki sezon w roli dyrektora Pucharu Świata w skokach narciarskich. W sobotę wybuchła dyskusja po decyzjach Włocha i jego współpracowników dotyczących konkursu drużynowego na Letalnicy, który ostatecznie przełożono na niedzielny poranek.

- Stefan Horngacher pierwszy powiedział, że nie będzie ryzykował zdrowiem chłopaków i rezygnuje. Dość mocno popatrzył w stronę trenerów z najsilniejszych krajów. Powstała duża dyskusja na ten temat i jury zarządziło przerwę. Ostatecznie tylko Niemcy opuścili rozbieg, a reszta czekała na dalsze decyzje - relacjonuje dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.

- Sandro Pertile nie ugiął się i dobrze to o nim świadczy. Pokazał, że potrafi decydować i to prowadzić. Wiemy, że zawsze pod uwagę brane są najmocniejsze nacje, które pyta się o zdanie, natomiast od podejmowania ostatecznych decyzji są FIS oraz jury. Każdy szef zespołu może wycofać swoich zawodników, robiąc to na swoją odpowiedzialność - kontynuuje Małysz na temat sobotnich wydarzeń w Słowenii.

- Być może nie jest tak charyzmatyczną i mocną postacią jak Walter Hofer, ale bardzo mocno współpracuje z zawodnikami i trenerami. To był bardzo ciężki sezon. Nikt nie zazdrościł Sandro podejmowania decyzji przy pandemicznej sytuacji. Jesteśmy chyba jedną z nielicznych dyscyplin zimowych, gdzie z wyłączeniem Raw Air odbyły się wszystkie konkursy. Z większymi lub mniejszymi problemami, ale doszły do skutku. To też jest jego zasługą, bo bardzo często trzeba było negocjować z innymi związkami narciarskimi, gdy ktoś odwoływał zawody. Wywiązał się z tych zadań - zaznacza czterokrotny mistrz świata w skokach.

- Mam bardzo dobry kontakt z Sandro. Zawsze jest do dyspozycji naszej drużyny, gdy trzeba pomóc czy coś ustalić. To nowa osoba w środowisku, nowy szef całego spektaklu. Musi nabrać doświadczenia, a zaczyna od bardzo trudnego sezonu. W przeszłości często bywało tak, że Walter Hofer uderzał pięścią w stół, czego na ten moment trochę brakuje Sandro. Mimo wszystko jest bardzo dobrym szefem, który ściśle współpracuje z innymi. Obrał inną drogę niż Walter, często pyta się innych o zdanie podczas licznych rozmów z zawodnikami czy członkami sztabów szkoleniowych. Oczywiście, to on jest dowodzącym i musi być twardy, ale z czasem to powinno przyjść - przewiduje Małysz.

- W przypadku Waltera często nie było dyskusji. Od tego jest jury i trenerzy, by rozmawiać, natomiast zawodnicy są od wykonywania swojej roboty na skoczni. Różnie można to odebrać, zdaniem jednych nie powinno tak być i bardziej należy słuchać zawodników, a drudzy uznają, że jury powinno podejmować decyzję. Opinie są podzielone - mówi wiślanin.

- Dziś głównym problemem była pogoda, nie obwiniałbym nikogo. Na to nikt nie ma wpływu, warunków atmosferycznych nie da się przewidzieć. Wszystko może się wydarzyć. Przy takich warunkach trudno zapomnieć o czwartkowym zdarzeniu z udziałem Daniela Andre Tandego. Mocno wiało z przodu, a do tego niestabilnie. Były silne podmuchy, co stwarzało niebezpieczeństwo. Musimy jednak wierzyć jury, iż nie chcą zrobić krzywdy zawodnikom. Kiedyś nikt nie chciał być w skórze Mirana Tepesa, a dziś Borka Sedlaka. To ogromna odpowiedzialność - uważa czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli. 

- Cieszmy się, że jutro czeka nas jednoseryjny konkurs drużynowy, a następnie rozegrane zostaną finałowe zawody indywidualne. Oby w sprawiedliwych warunkach - kończy Małysz.

Korespondencja z Planicy, Dominik Formela