Węgierska federacja zaskoczona, Bajc rozwiązał umowę przez... e-mail
Jak się okazuje, nie tylko kibice skoków narciarskich byli zaskoczeni obrotem spraw wokół osoby Vasji Bajca w kończącym się tygodniu. Swojego zaskoczenia nie kryje również węgierska federacja, która miała zawartą umowę ze słoweńskim trenerem ważną do końca przyszłego sezonu...
Jak się okazuje, utytułowany szkoleniowiec wysłał swojemu pracodawcy wypowiedzenie umowy drogą e-mailową. W wiadomości podkreślił, że nie jest zainteresowany dalszą współpracą z uwagi na niewystarczające zaplecze finansowe. Jak już pisaliśmy na naszym portalu, budżet jaki reprezentantce Węgier oraz prowadzącemu ją słoweńskiemu trenerowi zagwarantowano na przyszły sezon to 20.000 euro. To nawet nie połowa kwoty, która pozwalałby na zaspokojenie całosezonowych potrzeb. W tym roku Voros musiała finansować sprzęt z własnej kieszeni i odpuścić udział w turnieju Blue Bird w Rosji, który kończył sezon. Dzień po wysłaniu maila do węgierskiej federacji ogłoszono, że Bajc został nowym trenerem reprezentacji Czech.
- Węgierski Związek Narciarski jest bardzo zaskoczony wiadomością, że Vasja Bajc będzie prowadził czeską drużynę skoczków narciarskich - powiedziała Barbara Petrahn, Sekretarz Generalna Węgierskiego Związku Narciarskiego cytowana przez oficjalną stronę tamtejszej federacji. Sprawy formalne dotyczące umowy Bajca ze związkiem narciarskim Madziarów nie zostały jeszcze dopełnione, strony muszą poszukać teraz jak najlepszego rozwiązania prawnego tej sytuacji. Niezależnie od tego węgierscy działacze zapewniają, że zrobią wszystko, by najlepszej tamtejszej skoczkini zapewnić współpracę ze specjalistą wysokiej klasy, z którym będzie mogła walczyć o udział w igrzyskach w Pekinie.
Vasja Bajc trenerem węgierskich skoczków był od grudnia 2017 roku. Doprowadził Virag Voros do zdobycia punktów Letniego Grand Prix i Pucharu Świata, Eduarda Toroka do punktów Letniego Pucharu Kontynentalnego, a Floriana Molnara do punktów FIS Cup. Już rok temu mocno się zastanawiał nad sensem dalszej pracy na Węgrzech. - Mój kontrakt wygasł 30 kwietnia i na razie nie wiem, co będzie dalej - mówił wówczas w rozmowie z Przeglądem Sportowym. - Jasne, że marzymy o występie olimpijskim, ale jeśli to ma nadal trwać, to musimy z Węgrami znaleźć wspólny język. Możemy polecieć do Chin, możemy powalczyć zimą w mistrzostwach świata w Oberstdorfie, ale potrzebuję większej pomocy. Nie chcę dłużej być naraz trenerem, asystentem, logistykiem, serwismenem i wszystkim innym. To wykańczające. Praca od świtu do nocy, z nikłymi perspektywami na zabezpieczenie finansowe grupy, nie jest już na moje nerwy.
Ostatecznie przedłużył umowę o kolejne dwa lata, nie ukrywał jednak, że marzy o tym, by wrócić jeszcze do męskiego Pucharu Świata. Propozycja od Jakuba Jandy okazała się bardziej atrakcyjna od mało komfortowej dalszej pracy z jedną węgierską skoczkinią. Wraz z zakończeniem kariery przez Eduarda Toroka i Floriana Molnara Węgrzy przestali dysponować zawodnikiem zdolnym do reprezentowania barw swojego w zawodach rangi FIS. W przeszłości Bajc kilkakrotnie starał się o pracę z reprezentacją Polski. Po raz ostatni w 2016 roku.