Polacy projektują największą skocznię świata, Czesi grożą im sądem
Czesko-polska kooperacja miała dać środowisku skoków narciarskich największą skocznię świata. W ubiegłym roku mająca swoją siedzibę pod Bydgoszczą firma Archigeum wygrała konkurs na projekt przebudowy całego kompleksu skoczni w Harrachovie, w tym Čertaka, który według pierwszych pomysłów miał pozwalać na osiąganie nawet ponad 260-metrowych odległości. Czesi nie są jednak zadowoleni z tego, co przygotowali Polacy i wytoczyli przeciwko nim ciężkie działa. Na razie za pośrednictwem mediów.
Pierwszy zarzut strony czeskiej dotyczy terminu przekazania im gotowego projektu. Obie strony umawiały się na początek tego roku, Czesi twierdzą, że otrzymali go znacznie później. - Jestem zdziwiony, doszło tu chyba do jakiegoś nieporozumienia - mówi nam Przemysław Gawęda z firmy Archigeum. - Studium przekazaliśmy stronie czeskiej 17 lutego. Dalej jednak nad nim pracowaliśmy, miało potem jeszcze miejsce jakieś spotkanie robocze, bo strona czeska chciała się podzielić z nami swoimi spostrzeżeniami. Dostaliśmy protokół zdawczo-odbiorczy, wydawało się nam, że sprawa jest zakończona.
To jednak nie wszystko. Wobec twórców projektu padają znacznie cięższe zarzuty. - Na spotkaniu roboczym doszliśmy do wniosku, że studium zawiera tyle błędów, że nie możemy go zaakceptować. Nawet jego części. Dokument ma takie wady, że odmawiamy jego przyjęcia, nic innego nam nie zostało - powiedział Dan Ramzer, zastępca gubernatora ds. Edukacji, Wychowania Fizycznego i Sportu w rozmowie z portalem Idens.cz. - Nie możemy i nie chcemy płacić za coś, co posiada tyle błędów. Nasza lista zastrzeżeń jest bardzo długa. To skomplikowane. Polacy proponują, by dalej nad nim pracować, ale nie wykluczam, że cała sprawa znajdzie swój finał w sądzie - dodaje.
- Dopiero teraz od pana słyszę o tych zastrzeżeniach i nie mogę ukryć swojego zaskoczenia - odpowiada Gawęda. - Generalnie współpraca ze stroną czeską przebiegała poprawnie, choć bywały pewne rozbieżności co do spojrzenia na niektóre kwestie. Nie rozumieliśmy na przykład, dlaczego Czesi wymagali od nas rzeczy, które nie były zdefiniowane w umowie. Program zawarty w tej umowie został przez nas zrealizowany w porozumieniu z Międzynarodową Federacją Narciarską. Umawialiśmy się jednak, że temat będziemy omawiać, jeśli będzie taka potrzeba, nawet do końca sierpnia, więc nie wiem czemu teraz padają takie słowa.
- Problem z tą inwestycją w dużej mierze polega na tym, że Czesi sami ze sobą nie mogą się porozumieć - uważa polski architekt. - Urząd w Harrachovie kwestionuje program przebudowy, który przedstawił nam do zrealizowania kraj liberecki. Myślę, że powinni usiąść do stołu i podjąć wspólnie jakieś konstruktywne decyzje. Zastanowić się, czy oni tak naprawdę chcą tych skoczni. Jest tam kilka kwestii, które koniecznie trzeba dogadać. Ta inwestycja ma kosztować 200 milionów złotych, a lokalny park narodowy nie chce pozwalać na oświetlanie tego obiektu. Muszą wiedzieć, że jeżeli teraz nie rozpoczną tej inwestycji, to za pięć lat to przedsięwzięcie nie będzie kosztować dwustu milionów, ale dwieście pięćdziesiąt lub nawet trzysta. Tak szybko postępuje degradacja tych obiektów.
- Nie wiem dlaczego w czeskich mediach padają takie sformułowania. My cały czas korespondujemy z Czechami, chcemy się od nich dowiedzieć, dlaczego wymagają od nas tak zaawansowanych, specjalistycznych badań, o których nie było mowy w zawartej przez nas umowie. Mieliśmy się tego dowiedzieć na jednym ze spotkań, ale osoba odpowiedzialna za te kwestie po prostu się na nim nie zjawiła - zdradza nam Przemysław Gawęda.
Cóż, jedyne co nam pozostaje to liczyć na to, że obie strony dojdą do porozumienia, a przedsięwzięcie będzie kontynuowane dla dobra nie tylko czeskich skoków narciarskich