Zbigniew Klimowski o walce z chorobą: "Było bardzo źle"
- Zdecydowanie nie wolno lekceważyć tego wirusa. Byłem jednym z tych, którzy szybko chcieli się zaszczepić, ale nie było takiej możliwości. W końcu tak mnie dopadło, że w dwa dni całkowicie mnie rozłożyło - mówi Zbigniew Klimowski, który tej wiosny stoczył trudną walkę z COVID-19. 54-latek szkoleniowiec wraca do zdrowia po zakażeniu wirusem SARS-CoV-2 i już planuje powrót do skoków narciarskich w roli trenera.
- To nie były przelewki, ale chcę przeprosić, bo nic nie pamiętam. Wiem, że wszyscy dokoła bardzo to przeżywali, przede wszystkim rodzina. Dowiedziałem się, że było bardzo źle. Mam cztery tygodnie wycięte z życia - mówi trener Zbigniew Klimowski, który minionej zimy prowadził kadrę młodzieżową mężczyzn.
- Najpierw żona otrzymała pozytywny wynik testu, a dwa dni później poszedłem z synem zrobić badanie. U mnie był wynik pozytywny, u syna negatywny. Początkowo nie było strasznych objawów. Wyskakiwała jakaś temperatura, natomiast po jednej z kąpieli żona zauważyła, że coś jest nie tak. Zadzwoniła po karetkę i zabrała mnie do szpitala - opowiada olimpijczyk z Albertville.
- Pamiętam, że przyjęli mnie na oddział i kazali leżeć na brzuchu, bym odkasływał. Od tego momentu niewiele pamiętam. Drugiego dnia nie pamiętam w ogóle, a trzeciego dnia dano mi do podpisania zgodę na respirator. W tym momencie urwał się film. Na cztery tygodnie - relacjonuje 54-latek.
- Zdecydowanie nie wolno lekceważyć tego wirusa. Byłem jednym z tych, którzy szybko chcieli się zaszczepić, ale nie było takiej możliwości. W końcu tak mnie dopadło, że w dwa dni całkowicie mnie rozłożyło - nie ukrywa Klimowski.
Wieloletni asystent trenerów polskiej kadry narodowej trafił do szpitala w kwietniu, a do domu wrócił w czerwcu. - Wszystko dlatego, że z jednego szpitala trafiłem do drugiego. Tam od razu rozpocząłem rehabilitację - wyjaśnia.
- Wygląda na to, że mój organizm jest w miarę moc ny, bo dzień po przebudzeniu byłem pionizowany. Zaczynałem stawiać pierwsze kroki w chodziku, ale jeszcze z pomocą. Kolejnego dnia samodzielnie używałem już chodzika. Wszyscy byli mile zaskoczeni, że tak szybko dochodzę do siebie - opisuje.
Klimowski był jednym z obserwatorów oficjalnego otwarcia przebudowanego kompleksu skoczni w Zakopanem. - Udało mi się obejść Średnią Krokiew z samego dołu na górę, natomiast był to większy wysiłek, bo dzień później nadal to odczuwam. Wejście pod górkę powoduje większą zadyszkę - mówił w piątek.
- Były trudne momenty, zwłaszcza psychicznie. Bardzo pomagała mi rozmowa z żoną. Uspokajała mnie, bo straciłem wielu kolegów w moim wieku. Żona pierwszy okres przeszła w miarę dobrze, ale potem pojawiły się powikłania. Też trafiła do szpitala na pięć dni - przyznaje jeden z pierwszych trenerów Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego.
Wiosną obowiązki Klimowskiego przejął Daniel Kwiatkowski, który poprowadził polskich młodzieżowców podczas lipcowej inauguracji FIS Cup w Estonii. - We wrześniu chciałbym już wrócić do wyjazdów z grupą. Na ten moment skupiam się na rehabilitacji. Sądzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nazwisko zastępcy było decyzją Polskiego Związku Narciarskiego (PZN), natomiast ja mam cały czas otwartą drogę. Chcę współpracować z tą grupą, a federacja jest ku temu skłonna. Takie otrzymałem obietnice. Widocznie mam coś jeszcze do zrobienia, skoro jestem pod Średnią Krokwią - kończy szkoleniowiec.
Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela