Szalone lato Ipcioglu - historyczne wyniki, zamieszanie covidowe i zmęczenie psychiczne
Do tego lata za największy sukces tureckich skoków uchodziło zwycięstwo Sameta Karty w zawodach FIS Cup z 2015 roku, ale tegoroczne występy Fatiha Ardy Ipcioglu, chorążego reprezentacji Turcji podczas igrzysk w Pjongczangu, każą przedefiniować tę tezę.
Miniona, pandemiczna, zima była niezwykle trudną dla reprezentantów Turcji. Do czasu rozpoczęcia sezonu zawodnicy znad Bosforu mogli trenować wyłącznie w kraju, gdzie dodatkowo wyłączono z użytku dwie największe skocznie. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w wynikach uzyskiwanych przed podopiecznych słoweńskiego trenera Nejca Franka. Tylko jeden z tamtejszych zawodników, Muhammed Ali Bedir, i to rzutem na taśmę, podczas ostatnich zawodów w sezonie zdołał wywalczyć punkty Pucharu Kontynentalnego.
Sztuka ta nie udała się dotychczasowemu liderowi tureckiej reprezentacji. Fatih Arda Ipcioglu latem tego roku osiągnął za to swoją życiową dyspozycję. Zdobywał punkty we wszystkich letnich cyklach rozgrywanych pod szyldem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, od FIS Cup, przez Puchar Kontynentalny po historyczne zdobycze w Letnim Grand Prix w Szczuczyńsku. - W zasadzie nic szczególnego nie zmieniłem w swoich przygotowaniach w odniesieniu do poprzednich lat - mówi nam reprezentant Turcji. - Mamy po prostu razem z kolegami z drużyny świadomość tego, jaki ważny jest najbliższy sezon z uwagi na igrzyska olimpijskie i inne imprezy. Dajemy więc z siebie wszystko, pracujemy naprawdę bardzo ciężko i widać, że ta praca przynosi efekty.
Upór, zawziętość, chęć do pracy i pasję można było zaobserwować u tureckiego skoczka wielokrotnie podczas jego kariery. Nawet gdy szło mu mocno pod górkę, ani myślał się poddawać. Prawdziwą determinacją wykazał się jeszcze zanim zaczął na poważnie zajmować się narciarstwem. W wieku kilkunastu lat podczas treningu na skoczni złamał sobie obie nogi. Mimo wyraźnego sprzeciwu ze strony matki zawziął się i powrócił do skakania.
Po 23. i 29. miejscu wywalczonym w trudnych warunkach na kazachskiej ziemi w miniony weekend, Ipcioglu nie pójdzie jednak za ciosem i zabraknie go na starcie imprezy w Czajkowskim. - W Szczuczyńsku byłem pierwszy raz i bardzo spodobał mi się profil tamtej skoczni. W dniu zawodów mieliśmy pecha do warunków, drugi niedzielny konkurs już w ogóle był bardzo trudny. Niemniej jakoś dało się rywalizować. Teraz robię sobie przerwę, czuję się naprawdę zmęczony psychicznie. Zaraz po Pucharze Kontynentalnym we Frensztacie drużyna wracała na trening do Słowenii, by przygotować się przed zawodami w Rasnovie. Ja dostałem wówczas informację o śmierci dziadka, musiałem zatem w trybie pilnym udać się do Turcji. Ustaliliśmy, że mimo wszystko pojadę do Rumunii bez żadnego bezpośredniego przygotowania. Potem powrót do domu i wylot do Kazachstanu. Trochę dużo tego było. Postanowiliśmy, że lepiej zwolnić, chwilę odpocząć i spokojnie przygotować się do kolejnych zawodów Pucharu Kontynentalnego - zdradza Ipcioglu.
We wspomnianym Rasnovie udziałem ekipy Turków stało się pierwsze w tym sezonie zamieszanie covidowe. Fatih, który na szóstej pozycji zakończył sobotni konkurs, nie otrzymał szansy na rywalizowanie kolejnego dnia. - Dzień przed zawodami zostaliśmy poddani testom PCR, których wyniki miały się pojawić w ciągu 24 godzin. Kolejnego dnia braliśmy udział w konkursie, a po powrocie ze skoczni okazało się, że jeden z naszych skoczków, Irfan Muhammet Cintmiar, otrzymał wynik pozytywny. Na tej podstawie specjalna komisja podjęła decyzję, że kolejnego dnia nie będziemy mogli wystartować. Wiemy jak trudna to dla wszystkich sytuacja, przyjęliśmy tę decyzję ze zrozumieniem.
- Wygląda na to, że kwalifikację olimpijską mam zapewnioną, teraz muszę zrobić wszystko, by jak najlepiej przygotować się do zimy. Wiadomo, Pekin jest oczywistym celem, ale marzę też o tym, by jako pierwszy Turek wykonać skok na obiekcie do lotów narciarskich - zakończył 60. zawodnik klasyfikacji generalnej cyklu Letniego Grand Prix. Jego osiągnięcie stało się wydarzeniem dnia w lokalnej prasie w Erzurum, gdzie na co dzień trenuje Ipcioglu. Zepchnęło w cień nawet informację o burzliwym rozstaniu z lokalnym zespołem tureckiej ekstraklasy piłkarskiej polskiego zawodnika Michała Nalepy, który w minionym sezonie miał duży udział w awansie zespołu do najwyższej klasy rozgrywkowej.