Roman Koudelka: to będzie najtrudniejszy z moich powrotów
Roman Koudelka w czasie swojej kariery nie raz miał już okazję pokazać prawdziwy charakter. Zdarzało się, że po upadkach, kontuzjach, wymuszonych przestojach potrafił względnie szybko powrócić na wysoki poziom. Tym razem jednak jego przerwa od regularnego skakania jest rekordowo długa, stąd i obaw u Czecha więcej niż bywało to wcześniej w podobnych sytuacjach.
W 2011 roku Koudelka doznał bardzo poważnie wyglądającego upadku na skoczni w Harrachovie. Uderzył głową w zeskok z taką siłą, że jego kask doznał pęknięcia. Gdy opuszczał zeskok na toboganie, wydawało się, że epilog tego zdarzania może być mało optymistyczny. Niecały miesiąc później ukończył jednak Turniej Czterech Skoczni na, do dziś najwyższym w jego karierze, piątym miejscu (wynik ten wyrównał siedem lat później). Od października do połowy grudnia 2013 roku z kolei większość czasu spędził, leżąc w łóżku z powodu dolegliwości odcinka szyjnego kręgosłupa. Na nogi stanął dzień po Bożym Narodzeniu i pojechał na Turniej Czterech Skoczni. Jeszcze tamtej zimy był w stanie skutecznie walczyć o czołową "20" podczas igrzysk w Soczi, zająć szóste miejsce podczas domowych mistrzostw świata w lotach, a na koniec sezonu zbliżyć się do podium w zawodach Pucharu Świata.
Jego ostatnie, trwające do dziś problemy ze zdrowiem zaczęły się latem ubiegłego roku. Najpierw na skoczni w Villach naruszył więzadło w stawie skokowym i doznał urazu ramienia, następnie w Zakopanem znów uszkodził kontuzjowane wcześniej kolano. Zimą wrócił na kilka pucharowych konkursów, ale szybko okazało się, że owe kolano nadal nie jest w pełni sprawne i niezbędna jest kolejna operacja. Latem przez trzy miesiące przechodził rehabilitację w słoweńskiej Lublanie, a za kilka dni ma oddać pierwsze skoki po przerwie.
- To moja najdłuższa przerwa, więc i powrót po niej będzie najtrudniejszy, nie jest łatwy do przewidzenia - zdaje sobie sprawę podopieczny Vasji Bajca. - Sam jestem ciekaw jak to wszystko będzie wyglądać na skoczni. Nie mogłem przez ostatnie miesiące realizować pełnego treningu, ale mogłem za to ćwiczyć siłę w nogach, dynamikę, mięśnie brzucha. Jeśli chodzi o te konkretne aspekty, to jestem przygotowany tak dobrze jak nigdy wcześniej.
- Bardzo chciałbym pojechać na Turniej Czterech Skoczni i być tam w formie - dodaje. - Ale nie wiem, jak zareaguje moje ciało. Wszystko wymaga czasu, dużo będzie wiadomo po oddaniu pierwszych skoków. Nie mogę się ich doczekać, wiem że sporo będzie zależeć od mojej psychiki. W tym momencie nie myślę jeszcze o igrzyskach. Staram się robić wszystko krok po kroku. Gdybym teraz zaczął się przejmować tym, jak mało czasu zostało do Pekinu, nie wpłynęłoby to dobrze na moją sferę mentalną.
Koudelka przyznaje, że świetnie dogaduje się z obecnym szkoleniowcem Czechów, jest pod wrażeniem jego osoby i wierzy, że Słoweniec poprowadzi swoich podopiecznych do sukcesu: - Cały proces rehabilitacji zorganizował Vasja, z którym obecnie wykonuję już ćwiczenia imitacyjne. Współpraca układa się dobrze w stu procentach. To niesamowite, jestem podekscytowany z tego powodu. Imponuje mi nie tylko tym, co osiągnął, ale również tym, jak szerokie kontakty posiada i jak rozumie ten sport. To coś nieprawdopodobnego. Wykonuje nie tylko pracę trenera, ale i czterech innych osób, którym dzięki temu nie trzeba już płacić. Ciekawe, że wszyscy bali mi się powiedzieć, że zostanie naszym trenerem. Trochę było mi przykro. Ktoś obawiał się, że nie będzie mi pasował, skoro otwarcie mówiłem, że najbardziej odpowiadały mi metody Richarda Schallerta. A ja jestem podekscytowany tym jak wszystko zaczęło działać po przyjściu Bajca. Tworzy się system. Powiedziałem mu, że nie pasowały mi narty, na których skakałem w ubiegłym roku. Wziął je do ręki i już wiedział, co z nimi zrobić. Wcześniej mówiono nam: musicie pracować, musicie schudnąć, ale nikt nie przykładał tak istotnej wagi do sprzętu. Teraz wszystko jest na swoim miejscu i mocno wierzę, że przyjdą za tym wyniki.