Syn Polaków nadzieją Niemców. Ma imię po Simonie Ammannie
- Czuję się Niemcem. Urodziłem się i wychowałem w tym kraju. Babcia i dziadek często wspominają, że mógłbym skakać dla Polski - mówi nam Simon Spiewok, syn Polaków i członek niemieckiej kadry narodowej młodzieżowej na sezon olimpijski. 19-latek minionej zimy zadebiutował na mistrzostwach świata juniorów i wiąże się z nim coraz większe nadzieje.
Dominik Formela (Skijumping.pl): Rozmawiam w języku polskim z reprezentantem Niemiec. Jaka stoi za tym historia?
Simon Spiewok: Moi rodzice pochodzą z Polski. Około 25 lat temu przyjechali do Niemiec, a ja urodziłem się w okolicach Meinerzhagen w Nadrenii Północnej-Westfalii. Tata Piotr jest z Katowic, a mama Joanna z Miasteczka Śląskiego. Od dziecka mówię po niemiecku, natomiast w domu rodzinnym posługujemy się językiem polskim.
Dlaczego znalazłeś się na rozbiegu skoczni narciarskiej?
Ja i mój brat za młodu grywaliśmy w piłkę nożną, ale szybko straciłem do tego zapał. Mój najlepszy kolega skakał na nartach i zaciekawił mnie. Pewnego razu pojechałem z nim na trening, chciałem przyjrzeć się jego poczynaniom. Na miejscu trener dał mi sprzęt i w ten sposób pierwszy raz spróbowałem swoich sił.
Skoki narciarskie były obecne w twojej rodzinie?
Nigdy. Moja babcia i dziadek, którzy do dziś mieszkają w Polsce, lubią oglądać skoki narciarskie. Nie było jednak skoczka w naszej rodzinie, bądź narciarza.
W marcu stałeś się bohaterem materiału zrealizowanego przez ARD. Dziś wideo opublikowane w serwisie YouTube ma prawie 25 tysięcy odsłon. Padają w nim słowa o 150-metrowym locie na Muehlenkopfschanze w Willingen.
W tym roku, w ramach testów skoczni przed Pucharem Świata, udało mi się poszybować na 150. metr. Niestety, nie posiadam nagrania tej próby, natomiast trenerzy uwiecznili mój lot mierzący 148 metrów.
Dlaczego kamery telewizyjne skupiły się akurat na tobie?
Mój stary trener, z czasów zajęć w Meinerzhagen, ma znajomych w ARD. Chcieli zrobić materiał o młodym i utalentowanym skoczku, który w przyszłości może pojawić się w Pucharze Świata. Nie spodziewałem się, że to wideo zbierze tyle wyświetleń w sieci... Być może wynika to z liczby subskrybentów kanału Sportschau?
W ostatnim czasie opuściłeś internat narciarski w Willingen. Stało się to po zdaniu matury. Co dalej?
Od trzech miesięcy żyję w Schwarzwaldzie. Mieszkam i trenuję nieopodal Hinterzarten. Po pierwsze potrzebuję całorocznego dostępu do skoczni, tego latem brakowało mi w okolicy Willingen. Teraz w Hinterzarten też jest problem, ze względu na problemy przy modernizacji, ale za cztery miesiące obiekt ma być oddany do użytku. Z tego regionu pochodzi mój kadrowy szkoleniowiec Andreas Guenter, z którym zawsze dobrze mi się współpracowało. Niedaleko mieszka też trener Stefan Horngacher.
Minionej zimy zadebiutowałeś w Pucharze Kontynentalnym i zadebiutowałeś na mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym w Lahti. W Finlandii indywidualnie wywalczyłeś 26. lokatę, a drużynowo zajęliście 8. miejsce.
Dużo się działo, ale nie byłem w stanie pokazać w zawodach pełni swoich umiejętności. W treningach spisywałem się dobrze, ale podczas konkursów nie potrafiłem tego powtórzyć. Wkradały się nerwy. Marzenia mam duże, z igrzyskami na czele.
Na kim się wzorujesz, kogo podpatrujesz?
Moim idolem jest Simon Ammann. Wiąże się z nim ciekawa historia. Dzień przed moim narodzeniem zaliczył groźny upadek w Willingen. Później, jak pamiętamy, zdobył dwa złota w Salt Lake City. Rodzice usłyszeli o nim i postanowili dać mi imię na jego cześć. Znajomi w Polsce, bądź dziadkowie, nazywają mnie Szymonem, więc muszę to wyjaśniać <śmiech>...
Szwajcar to jedyny sportowy autorytet?
Bardzo lubię też podpatrywać Ryoyu Kobayashiego i Kamila Stocha, pięknie skaczą.
Wspomniane Willingen przez wielu jest uważane za niemieckie Zakopane, mając na uwadze liczną publikę i atmosferę pod skocznią.
Moi rodzice rokrocznie pojawiają się na trybunach wraz z przyjaciółmi. Ja po raz pierwszy widziałem Puchar Świata na żywo właśnie w Willingen, sześć-siedem lat temu.
W materiale ARD padają porównania do nieoszlifowanego diamentu.
Często słyszę komentarze dotyczące drzemiącego we mnie potencjału. Od trzech-czterech lat mój wzrost już nie ulega zmianie. Dysponuję dużą siłą w nogach, podobnie jak Piotr Żyła. Technika jednak szwankuje i muszę nad tym pracować.
Czy na jakimkolwiek etapie pojawił się pomysł reprezentowania kraju rodziców? Polscy kibice znają takie historie. Najgłośniejsze to Miroslav Klose czy Lukas Podolski, który tego lata spełnił obietnicę i na koniec piłkarskiej kariery przeszedł do Górnika Zabrze.
Czuję się Niemcem. Urodziłem się i wychowałem w tym kraju. Babcia i dziadek często wspominają, że mógłbym skakać dla Polski, bo wtedy częściej byśmy się widywali <śmiech>... Żyję w Niemczech tak długo, że raczej nie ma sensu o tym myśleć. Chyba nie ma opcji reprezentowania Polski. Za młodu raz czy dwa razy do roku bywałem w Polsce, ale teraz przez szkołę i skoki nie mam tyle czasu, by zawsze jeździć tam z rodzicami.
Nadchodzący sezon będzie twoim ostatnim w roli juniora. Imprezą docelową są młodzieżowe mistrzostwa świata, które zorganizuje Zakopane?
Tegoroczne lato, za sprawą przeprowadzki, nie było dla mnie łatwe. Do tego kończyłem szkołę, a w planach mam studia związane z zarządzaniem. Pojawiły się problemy na skoczni, ale teraz krok po kroku moja forma znów rośnie. Liczę na to, że zimą będzie dobrze. Za dwa tygodnie mamy zgrupowanie na Średniej Krokwi, by zapoznać się z tą skocznią.
Na których zawodników młodego pokolenia z Niemiec, oprócz Simona Spiewoka, warto zwrócić uwagę?
Tego lata rywalizowaliśmy w Pucharze Alp, gdzie poziom jest naprawdę wysoki. Austriacy i Słoweńcy są bardzo mocni, ale my również jesteśmy silni. W finale Letniego Pucharu Kontynentalnego w Klingenthal pojawił się jeden junior z naszej grupy, Ben Bayer z 2004 roku. W zawodach nie powiodło mu się, ale podczas treningu skakał bardzo dobrze. Zwróciłbym uwagę też na Lukę Geyera, mojego rówieśnika, który otrzymał miejsce w kadrze na finał Letniego Grand Prix w Klingenthal.