Fatih Arda Ipcioglu myśli o pucharowych punktach. "Nie pokazałem jeszcze, tego co potrafię"
Fatih Arda Ipciglu w tym sezonie przebrnął kwalifikacje tyle samo razy co Halvor Egner Granerud, Stefan Kraft czy Ryoyu Kobayashi. Choć do zdobycia pucharowych punktów zdaje się jeszcze sporo mu brakować, a do tego wczoraj przydarzyła mu się dyskwalifikacja, to przedstawiciel egzotycznej reprezentacji wprowadził sporo kolorytu na skoczniach.
- Muszę powiedzieć, że w ostatnim czasie zwiększyło się zainteresowanie tureckich mediów oraz społeczeństwa skokami narciarskimi i w ogóle sportami zimowymi - przyznaje Ipcioglu w rozmowie ze Skijumping.pl - Do tej pory był to całkowity margines. Myślę, że w jakimś stopniu się do tego przyczyniłem. Dużą rolę odgrywają nasze skocznie w Erzurum, które położone są w centrum miasta, zimowego kurortu. Przyciągają ludzi, którzy są ciekawi, tego co tam się dzieje. Przychodzą, interesują się. Ma nadzieję, że to początek, że rozwinie się u nas kultura do rozwoju sportów zimowych, mamy ku temu potencjał i tworzy się niezbędne zaplecze.
O tym jak niewielkim zainteresowaniem cieszyły się dotąd w Turcji zimowe dyscypliny sportu, niech świadczy bilans występów zawodników znad Bosforu w zimowych igrzyskach. Począwszy od 1936 roku podczas olimpijskich zmagań na lodzie i śniegu wystąpiło zaledwie 70 sportowców z kraju położonego na dwóch kontynentach. Nie zdobyli żadnego medalu. Dziś to już nieco zapomniany fakt, ale warto pamiętać, że Turcja poważnie przymierzała się do organizacji zimowych igrzysk w 2026 r., co miało stać się krokiem milowym do rozwoju "białego" sportu. W 2011 roku Erzurum organizowało już Zimową Uniwersjadę, a rok później mistrzostwa świata juniorów w narciarstwie klasycznym.
Turecka propozycja nie znalazła jednak uznania w oczach przedstawicieli MKOl-u i temat dość szybko ucichł. Dla Ipcioglu przyszłoroczna impreza w Pekinie będzie stanowić już drugi start na igrzyskach. Cztery lata temu w Pjongczangu pełnił nawet rolę chorążego swojej reprezentacji. Tamtejsze media nie do końca jeszcze nadążają za realiami skoków narciarskich, upatrując w najlepszym tureckim skoczku kandydata do... zdobycia olimpijskiego medalu.
Przed sezonem zimowym udało nam się porozmawiać z Nejcem Frankiem, słoweńskim trenerem reprezentacji Turcji, który nie wykluczył szans swojego podopiecznego na lokatę w czołowej "30" w najbliższym sezonie, ale wobec takich prognoz był jednak trochę zdystansowany: - Ipcioglu miał udany sezon letni i jest dobrze przygotowany fizycznie - oceniał Frank. - Jednak w samej technice skoków jest naprawdę jeszcze bardzo dużo do poprawy i to we wszystkich obszarach. Gdyby jednak szczęśliwie poukładały się różne okoliczności, przy odrobinie szczęścia ze strony pogody, myślę, że w którymś z pucharowych konkursów mógłby dostać się do "30". Ale, jak mówię, musiałyby idealnie zgrać się wszystkie czynniki.
Czytaj też: Szalone lato Ipcioglu - historyczne wyniki, zamieszanie covidowe i zmęczenie psychiczne