Filip Sakala skacze dalej. Za własne pieniądze
Zakończenie kariery przez Cestmira Koziska, o którym pisaliśmy przed kilkoma dniami, stawia coraz mocniej upadające czeskie skoki w jeszcze trudniejszej sytuacji. Wsparcia od rodzimej federacji w kontekście przygotowań do kolejnego sezonu nie otrzyma również prawdopodobnie Filip Sakala. On jednak nie zamierza się jeszcze poddawać i rozpocznie przygotowania na własną rękę. Syn mistrza świata w lotach w kilku zdaniach opowiedział nam o swojej obecnej sytuacji.
- Zależało Ci, żeby porozmawiać po polsku. Skąd u Ciebie znajomość naszego języka?
- Mamy blisko do Polski. Ja osobiście spędziłem tam dużo czasu. Często u was trenujemy, przez wiele lat startowaliśmy w Lotos Cup. Nie wiem, co byśmy ze sobą zrobili gdyby nie skocznia w Szczyrku i zawody, które tam były rozgrywane. Dobrze mi się tam skacze, do dziś lubię do was jeździć. Znam wielu Polaków, to fajni ludzie.
- Kolejny sezon nie przyniósł Ci oczekiwanego przełomu. Jak go podsumujesz?
- Początek sezonu to był mały krok do przodu. Oddałem kilka skoków w Pucharze Kontynentalnym na przyzwoitym poziomie, ale nie udało mi się wskoczyć na ten wyższy. Tak wiele razy spalałem się w Pucharze Świata, że bywa ciężko skoncentrować mi się w tym jednym konkretnym momencie. Presja jest duża, a im bardziej się chce, im bardziej się człowiek stara, tym gorzej to wychodzi. Ubiegłego lata zacząłem trenować z Petrem Jánským i w krótkim czasie wykonałem mały progres. Do kolejnego sezonu będę się przygotowywał pod jego okiem.
- Czyli masz motywację do dalszego skakania?
- Jestem w trudnej sytuacji. Nie mam jasnej informacji od trenerów i wszystko wskazuje na to, że nie znajdzie się dla mnie miejsce w kadrze. Będę pracował na pełen etat, żeby sam sfinansować sobie całe przygotowania. Skocznie w Czechach są w kiepskim stanie, zatem trzeba będzie wyjeżdżać na zagraniczne zgrupowania. To będzie spore wyzwanie, ale motywacji do skakania wciąż jest u mnie mnóstwo i chcę spróbować.
- Cele?
- Chcę przed wszystkim jak najlepiej skakać i walczyć o punkty Puchary Świata.
- Oswoiłeś już swój lęk wysokości, z którym zmagałeś się od lat?
- Hehe, dzięki, tak. Opanowałem go w dużym stopniu. Ale oczywiście na bungee nigdy nie skoczę.
- W tym roku po trzech w gruncie rzeczy owocnych latach pracę w Polsce zakończył Michal Dolezal. Jak ty wspominasz współpracę ze swoim rodakiem?
- Byłem wtedy na początku mojej kariery w kadrze narodowej, a Michal na początku kariery trenerskiej. Dodo był moim szkoleniowcem, kiedy zdobyłem swoje pierwsze punkty Pucharu Kontynentalnego w Engelbergu. Od początku dobrze się rozumieliśmy, ale po zdobyciu tych punktów chciałem od razu przeskoczyć kilka poziomów, szybko i za wszelką cenę odnosić sukcesy. Wszystko co nie działało, uważałem za winę trenera (śmiech). Miałem wtedy 17 lat, mam nadzieję, że Dodo już mi wybaczył to szczeniackie zachowanie (śmiech).
- Dzięki za rozmowę, życzę Ci powodzenia i zdobycia upragnionych punktów Pucharu Świata.
- Wielkie dzięki, oby się w końcu udało!
Rozmawiał Adrian Dworakowski