Harrachov jak Innsbruck? Plan komercyjnego wykorzystania skoczni
- W nadchodzących latach chcemy uruchomić skocznię K-125 i przywrócić Puchar Kontynentalny, a potem Puchar Świata - mówi w rozmowie z portalem idnes.cz Josef Slavik, opiekun kompleksu w Harrachovie. Pomimo zbyt małej liczby konkretów w odniesieniu do przyszłości skoczni, wciąż są tacy, którzy nie zamierzają stawiać krzyżyka na tamtejszych obiektach narciarskich.
Pomocą dla kompleksu ma być sprzedaż budynków izby celnej i wykorzystanie pozyskanych środków na rzecz modernizacji skokowych aren. Cena wywoławcza będzie wynosić 58 milionów koron. Ale są naciski, by to mieszkańcy w referendum zdecydowali, czy takie właśnie będzie przeznaczenie tych środków. W ostatnim czasie uregulowane zostały kwestie gruntów prawne dotyczące gruntów, na których stoi kompleks, ale to wciąż za mało, by patrzeć w przyszłość z optymizmem.
- Mniejsze skocznie są jedynymi w całym kraju, na których można skakać zimą. No jeszcze w Łomnicy i Desnej, ale to bardziej skocznie dla dzieci. Tak więc cała republika jedzie zimą do Harrachova na treningi, w sezonie oddaje się tu dziesięć tysięcy skoków. Jednak K-90 jest u kresu swojej żywotności. Do 2012 roku można było na niej skakać nawet latem. Nie jest to już możliwe, ponieważ podstawowa drewniana konstrukcja jest zepsuta. Na szczęście zimą śnieg wzmacnia tę konstrukcję, na tyle że można jeszcze skakać. Ale pytanie brzmi, jak długo to potrwa - zastanawia się Slavik.
Entuzjaści zawiadujący kompleksem skoczni wciąż nie chcą się jednak poddawać. - W nadchodzących latach chcemy uruchomić skocznię K-125 i przywrócić tu Puchar Kontynentalny, a potem Puchar Świata - zapowiada Slavik. - Międzynarodowa Federacja Narciarska jest bardzo zainteresowana powrotem skoków do Harrachova. Dziś na całym świecie powstają ośrodki w Chinach, Korei i Rosji, ale są to ośrodki, które zostały zbudowane tylko dla jednej ważnej imprezy, takiej jak igrzyska olimpijskie, i często nie są to już obiekty stricte sportowe. Dlatego federacja narciarska chce przywrócić skocznie do tradycyjnych ośrodków.
-To miejsce ma ogromny potencjał, nie chodzi tylko o skoki narciarskie - uważa zastępca burmistrza Harrachova Tomáš Vašíček, który myśli o komercyjnym wykorzystaniu obiektów, które w ten sposób częściowo mogłyby same na siebie zarabiać. - Chcemy, aby kompleks działał przez cały rok, obfitował w wiele różnych wydarzeń i atrakcji dla odwiedzających, restauracje, nowe kolejki linowe i tym podobne. Tak to działa w Innsbrucku, mają tam skocznię jako atrakcję turystyczną, która zarabia pieniądze. Chcemy rozpocząć negocjacje w sprawie powołania organizacji administracyjnej, która zajmowałaby się wszystkimi wydarzeniami związanymi ze skocznią.
Plany, dyskusje, konsultacje, analizy, próby, ale wciąż brak konkretów. W Harrachovie od lat mamy do czynienia ze swoistym status quo i trudno o przekonanie, że w najbliższym czasie sytuacja ulegnie zmianie.