Tomas Cano – jedyny skoczek reprezentujący Andorę
Niejako w formie aneksu do niedawno opublikowanego na naszych łamach artykułu na temat skoczków zmieniających w trakcie kariery barwy reprezentacyjne postanowiliśmy wziąć na tapet osobę Tomasa Cano. Zdecydowanie nie był to skoczek, który zmienił bieg dziejów swojej dyscypliny, ale fakt reprezentowania tak egzotycznej względem skoków Andory, zasługuje z pewnością przynajmniej na wzmiankę.
Różne były motywacje zawodników, którzy zdecydowali się zmienić federację narciarską, Najczęściej był to konflikt z rodzimym związkiem albo zbyt duża konkurencja w reprezentacji. Swoją rolę odgrywały często koneksje rodzinne i pochodzenie przodków. W przypadku Hiszpana, który skakał dla Andory, przyczyna była inna, banalna i trywialna. Ale zacznijmy od początku.
Urodzony w 1961 roku Tomas Cano miał swojego sportowego mecenasa, który opiekował się nim w początkach kariery. To miało pomóc mu dostać się na szczyt. Był nim Jordi Aymat, wyjątkowo zamożny spadkobierca fabryki tkanin Aymat. Jako wytrawny narciarz, najbardziej umiłował sobie do szusowania szwajcarskie stoki. To podczas tych eskapad zetknął się ze skokami narciarskimi, które z miejsca go porwały. Zapragnął przeszczepić je na dużą skalę na hiszpańską ziemię, gdzie co prawda funkcjonowały one od lat, ale na absolutnym marginesie krajowego sportu.
W 1976 roku zatrudnił jugosłowiańskiego trenera Ivo Cernileca, a także rozpoczął działania mające na celu postawienie nowej, 70-metrowej skoczni w La Molinie, która została otwarta trzy lata później. Zaczął rekrutować dzieciaki, pragnące latać na nartach, a szczególną troską otoczył wspomnianego Cano, który mógł szkolić się na szwajcarskich skoczniach.
W 1978 roku Cano wygrał zawody w Autrans we Francji, ale tam na starcie pojawili się tylko gospodarze i reprezentanci Hiszpanii. Na papierze jego największy sukces to drugie miejsce w zawodach Pucharu Europy w La Molinie w 1982 roku, odpowiedniku dzisiejszego Pucharu Kontynentalnego. Podczas tych zawodów udział wzięli jednak tylko Hiszpanie oraz ich austriacki trener Willi Puerstl, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 1974/75. Cano uplasował się na drugim miejscu, wyraźnie przegrywając z Austriakiem.
Zdobył także tytuł mistrza Hiszpanii, ale dalszych sukcesów nie było. Najwyższa lokata, jaką zajął w Pucharze Świata to 50. miejsce w Cortinie d'Ampezzo na inaugurację sezonu 1982/83. Nie od rzeczy będzie jeszcze dodać, że wystartowało tylko 52 zawodników. Wobec braku perspektyw w 1983 roku, jeszcze przed sezonem olimpijskim, dał sobie spokój ze skakaniem. Ze sportu pieniędzy nie było, a za coś trzeba było żyć. W 1987 roku pojawił się jeszcze rekreacyjnie podczas zawodów w La Molinie. I to miało być na tyle.
Po zakończeniu przygody ze skakaniem zamieszkał w Andorze, gdzie znalazł pracę i ułożył sobie życie. Dysponował też tamtejszym paszportem. Branżowy portal Skisprungschanzen.com dotarł do informacji na temat skoczni narciarskich funkcjonujących dziś lub w przeszłości w 46 krajach świata. Nie ma wśród nich Andory. Jak to się więc stało, że Hiszpan wrócił na skocznię jako reprezentant niewielkiego księstwa leżącego w Pirenejach? Zagadkę pomógł nam rozwikłać Angel Janiquet Tamburini, dawny kolega Cano z kadry Hiszpanii, olimpijczyk z Sarajewa.
- Sytuacja była prozaiczna – mówi nam były skoczek. - Podczas pewnych zawodów rozgrywanych w La Molinie na początku lat 90., na których obecny był Cano, brakowało przedstawiciela jednej nacji, by zawody można było uznać za oficjalne. Poproszono więc Tomasa, by wystąpił w nich jako Andorczyk, wypełniając w ten sposób limit zgłoszonych do konkursu przedstawicieli poszczególnych narodowości. Zgodził się, wystartował i w ten sposób został jedynym przedstawicielem Andory w skokach narciarskich.
Jako reprezentant swojej drugiej ojczyzny wziął udział w kilku tylko konkursach, ale postarał się, by zapisała się ona w historii skoków. W styczniu 1992 roku zajął 15 miejsce w Pucharze Europy w La Molinie i z racji, że wówczas punktowała właśnie czołowa piętnastka, zdobył dla siebie i swojej drugiej reprezentacji symboliczny i historyczny punkt do klasyfikacji generalnej cyklu. Poczuł się spełniony, nigdy później nie wziął już udziału w międzynarodowych zawodach.
Jest oczywiście rekordzistą swojego kraju w długości skoku. W styczniu 1992 roku jeszcze przed wspomnianym konkursem Pucharu Europy wziął udział w rozgrywanych także w La Molinie mistrzostwach Hiszpanii. Zajął tam czwarte miejsce w gronie piętnastu sklasyfikowanych zawodników, a jego skok z pierwszej serii na odległość 64,5 metra miał być najdłuższym jaki oddał jako Andorczyk.
Czytaj też:
"Farbowane lisy" - oni zmieniali barwy narodowe
Latanie w rytmie flamenco - wspomnienia hiszpańskich skoczków narciarskich