"Małysz trafił na żyłę złota" - Finowie o zatrudnieniu Thurnbichlera
Skoki narciarskie są obecnie w Finlandii sportem raczej marginalnym, niemniej osoba na poły już legendarnego trenera, Miki Kojonkoskiego, wciąż Finów żywo interesuje. Tamtejszy ogólnotematyczny portal informacyjny uutisaule.news postanowił zajrzeć za kulisy negocjacji polskiej federacji z Kojonkoskim i sprawdzić jak poradzili sobie Polacy, decydując się na wybór innej drogi.
Fiński portal opisał swoim odbiorcom konflikt, który miał miejsce w Planicy na zakończenie sezonu. Stwierdza jednakowoż, że racja była po stronie Małysza, który, zatrudniając Thomasa Thurnbichlera, trafił na "żyłę złota". Zanim jednak doszło do podpisania umowy z Austriakiem, przez długi czas najważniejszym graczem o posadę trenera Polaków był wspomniany trener z Finlandii. - Jednym z kandydatów był chociażby fiński trener Mika Kojonkoski. Przyleciał nawet na rozmowy z nami do Krakowa, ale nie zdecydowaliśmy się go zatrudnić - mówił w niedawnym wywiadzie z magazynem Sportowy24 Apoloniusz Tajner. Nieco inaczej sprawę widzi fiński trener, który twierdzi, że to ostatecznie on nie zaakceptował warunków polskiej centrali.
- To ja decydowałem, czy pójdę w to, czy nie. Sam pomysł objęcia przeze mnie polskiej kadry był świetny, ale stwierdziłem, że nie chcę już podróżować przez 220 dni w roku - wyjaśnia nieco tajemniczo Kojonkoski, który wówczas był świeżo po zakończeniu współpracy z Chińczykami. Jan Winkiel, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego, sytuację tę przedstawia nam jako całkiem prostą. - Sprawa była zupełnie prozaiczna. Nie zeszliśmy się finansowo - kwituje. - Polska ma dobrych sportowców, dobrą, elitarną kulturę sportową, bardzo dobre zaplecze i warunki. Można to wykorzystać jako podstawę do szybkiego powrotu na szczyt - twierdzi fiński trener.
Portal uutisaule.news dostrzega znaczącą analogię pomiędzy Thurnbichlerem a Kojonkoskim. A w zasadzie analogię tę odkrył Toni Innauer, były znakomity skoczek, a potem trener i działacz. - Gdy zatrudniałem Mikę Kojonkoskiego jako trenera reprezentacji Austrii miał 33 lata, czyli tyle ile obecnie ma Thurnbichler - wyjaśnia Austriak. - Widzę dużo podobieństw w tych sytuacjach. Pamiętam, że w Finlandii było spore zdziwienie, że zdecydowałem się na taki ruch, ale ja wiedziałem, co robię. Thurnbichler odegrałby też znaczącą rolę w projekcie Alexa Pointnera, gdyby na niego zdecydował się PZN. On chciał zreformować skoki kobiet i mężczyzn w Polsce oraz cały system szkolenia. W praktyce całą kulturę tego sportu. Polacy nie mieli tyle pieniędzy, wybrali tańszą opcję. W tym przypadku taniej nie znaczy słabo.
Innauer tłumaczy również dlaczego Thomas Thurnbichler i jego brat Stefan, ale także ich skaczący na nartach ojciec Walter nie odnieśli spektakularnego sukcesu sportowego. Wszyscy trafili na złote generacje austriackich skoczków. Walter musiał o miejsce w kadrze rywalizować z Reinholdem Bachlerem, Willim Puerstlem, Karlem Schnablem, Hubertem Neuperem czy Arminem Koglerem. Jego synowie natomiast z Morgensternem, Koflerem, Schlierenzauerem czy Loitzlem.
Thurnbichler podczas pracy w Polsce bardzo szybko przywrócił na właściwe tory naszych najstarszych kadrowiczów, podczas gdy wcześniej miał opinię specjalisty od młodych skoczków. To jego zasługom przypisuje się tytuły mistrzów świata juniorów, które zdobyli Niklas Bachlinger i Daniel Tschofenig. - Thurnbichler ma wiele rozmaitych zalet, gdybym miał jednak poszukać jakiejś wady, to może byłby to jeszcze brak właściwego temperamentu, co jest typowe dla osób w jego wieku. To będzie można zweryfikować dopiero wtedy, gdy pojawią się jakieś trudności - mówi na koniec Innauer w rozmowie z fińskim portalem.