Turniejowa szkoła Habdasa. "Każdy musi to przeżyć"
- Zmagałem się z wieloma problemami. Myślę, że jednym z największych były moje własne oczekiwania, ale koniec końców sprostałem temu wszystkiemu. Był to dla mnie ciężki Turniej... - przyznał Jan Habdas, dla którego 71. Turniej Czterech Skoczni był sportową szkołą życia. 19-latek, który w lutym po raz ostatni w karierze wystartuje w mistrzostwach świata juniorów, w najbliższy weekend pokaż się zakopiańskiej publiczności na Wielkiej Krokwi.
- Nie mogę powiedzieć, że się nie stresowałem. To były moje pierwsze zawody z cyklu Pucharu Świata poza granicami Polski, do tego z chłopakami z pierwszej grupy. Stresowałem się praktycznie wszystkim. Przede wszystkim swoim zachowaniem. Myślałem o tym, co o mnie pomyślą, a to był błąd... Najlepiej zachowywać się naturalnie. Teraz czuję się o wiele luźniej, ale potrzeba czasu, żeby oswoić się z całą drużyną. Do tego stresowałem się moim językiem angielskim i zasobem słownictwa. Trzeba znać podstawowe zwroty związane ze skokami, ale to dość szybko załapałem. Teraz czuję się dobrze i chętnie bym tu został. Chciałbym wrócić do Pucharu Świata, ale jak będę na to gotowy, a moje skoki będą na to pozwalać - powiedział Jan Habdas po finałowym konkursie 71. TCS w Bischofshofen. W poniedziałek stało się jasne, że członek kadry narodowej B dostanie szansę także podczas Pucharu Świata w Zakopanem.
Habdas podczas niemiecko-austriackiej imprezy nie doczekał się premierowych punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. - Po pierwszym konkursie troszkę się podłamałem, a w Garmisch-Partenkirchen też nie było kolorowo. Pierwszy skok w Bischofshofen sprawił mi jednak sporo radości i wróciła chęć do skakania - relacjonował mieszkaniec Zarzecza.
Junior podczas austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni trafiał na bratobójcze pojedynki z mistrzami świata. W Innsbrucku musiał stanąć twarzą w twarz z Kamilem Stochem, a w Bischofshofen jego oponentem był Dawid Kubacki. - Po słabych skokach w kwalifikacjach trafia się na mocnych rywali. Przyjemnie skakać w parze z kolegą z grupy, nie była to dla mnie dodatkowa presja. Nawet było mi chyba lżej? Bardzie im kibicowałem niż rywalizowałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie mogę zagrozić stawce, ale dobrze się bawiłem na tym Turnieju. To była jedna duża lekcja - zaznaczył.
- Nie powiedziałbym, że to "przetrwałem". Naprawdę czerpałem przyjemność z każdej chwili, jaką tu spędzałem. Nie myślałem nigdy o tym, jak Turniej Czterech Skoczni może wyglądać za kulisami. Wszystko przebiegało tak, jak można sądzić. Nic specjalnego i dodatkowego się tu nie dzieje. Po każdym konkursie udajemy się na regenerację i szykujemy do kolejnych zawodów. Ja miałem nieco więcej czasu, więc udawałem się na spacery po miejscowościach, w których byłem po raz pierwszy. Tak to wyglądało z mojej strony - dodał.
Habdas minionej zimy był członkiem młodzieżowej kadry narodowej. Teraz zaczyna pukać do kadry A. - Dwanaście miesięcy temu nie pomyślałbym, że w tym roku pojadę na Turniej Czterech Skoczni. Jestem bardzo wdzięczny za tę szansę. Dobrze dogaduję się z chłopakami, jak na różnicę wieku, która nas dzieli. Powiedzieli mi, kiedy byłem podłamany po nieudanych konkursach, że każdy musi to przeżyć. Ja już to przeżyłem i teraz proszę o to, by było lepiej <śmiech>... - uzupełnił.
Pucharowy weekend u podnóża Tatr będzie dla Habdasa jednym z ostatnich sprawdzianów przed mistrzostwami świata juniorów. Te rozpoczną się już na początku lutego w kanadyjskim Whistler. W ubiegłym roku nasz reprezentant zajął 13. miejsce na Średniej Krokwi w Zakopanem.