Pechowy jubileusz Stocha. "Zastanawiam się, czy nie zagrać w totka"
Kamil Stoch po raz kolejny nie może mówić o szczęściu do warunków. 35-latek w finałowej serii sobotniego konkursu na Okurayamie zmagał się z najmocniejszymi podmuchami w plecy spośród czołowej "30". Ostatecznie nasz rodak finiszował ósmy, po skokach mierzących 131,5 oraz 121 metrów. Dla trzykrotnego mistrza olimpijskiego był to czterosetny występ w Pucharze Świata.
W drugiej rundzie Stoch otrzymał prawie osiem punktów kompensaty za niesprzyjające warunki. - Z tego względu zastanawiam się, czy nie iść i nie zagrać w totka... Dla mnie jest to średnio zabawne. Nie jest to fajne - przyznaje dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli, który nader często znajduje się w gronie skoczków, którzy muszą stawiać czoło niekorzystnemu wiatrowi.
- Z drugiej strony wiem, że moje skoki mogły być lepsze. Dziś pojawił się trochę inny błąd. Poradziłem sobie lepiej z balansem na rozbiegu, ale skok nie był rozpoczęty czysto od nóg, lecz nastąpił przerzut. Dlatego brakowało dobrej energii i mocy z progu - wyjaśnia Stoch, który w piątek był czwarty.
Podopieczny Thomasa Thurnbichlera zachował siódmą lokatę w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. - To kolejny dobry dzień. Ląduję w czołowej "10", w trudnym i bardzo loteryjnym konkursie. Dalej jest bardzo wysoki poziom, pomimo popełnianych błędów. Dalej jestem zadowolony i uśmiechnięty, walczymy dalej - kontynuuje przed kamerą Skijumping.pl.
Sobotni konkurs wygrał Stefan Kraft z Austrii, który po zawodach zwracał uwagę na bardziej agresywny styl, na co zdecydował się postawić po przeciętnych kwalifikacjach. - Zastanawiam się, co by powiedział, gdyby miał takie warunki, jak ja <śmiech>... Ale tak. Na tej skoczni, przy wietrze pod narty na całej długości zeskoku, można iść piecem. Położyć się jak na pierzynkę i lecieć na sam dół. W przeciwnym przypadku, mając mocny wiatr w plecy, to nie działa - kończy Stoch.
Korespondencja z Sapporo, Dominik Formela