Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kolejna próba podźwignięcia polskich skoków kobiet. "Szukamy zagranicznego trenera"

Podczas najbliższego weekendu zawodów kobiecego Pucharu Świata, który odbędzie się w Rasnovie, na starcie znów zabraknie polskich skoczkiń. To już kolejny sezon, który nie przynosi przełomu dla rozwoju skoków w żeńskim wykonaniu. Polski Związek Narciarski nie wyklucza, że po tym sezonie dojdzie do znaczących zmian w sztabie szkoleniowym.


Od minionej wiosny trenerem kobiecej kadry formalnie jest nasz były kombinator norweski, Szczepan Kupczak, faktycznie jednak część zawodniczek trenuje z indywidualnymi szkoleniowcami. Cały dorobek Polek w tym sezonie Pucharu Świata to sześć punktów wywalczonych przez Nicole Konderlę.

- Szukamy w tej chwili intensywnie zagranicznego trenera - mówi nam sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego Jan Winkel. -  To w zasadzie ostatnia droga do tego, by ruszyło to z miejsca. Gdyby z jakichś powodów się nie udało, to będzie freestyle - wszystko zaczniemy znów od początku. Ale mamy już na oku pewne rozwiązanie. Niemniej szukamy dalej i cały czas badamy rynek - dodaje.

W Rasnovie nie zabraknie za to naszych skoczków z zaplecza pierwszej kadry. Pojawią się oni jednak w czteroosobowym składzie. Dwa miejsca pozostaną nieobsadzone. Skąd taki ruch? - Zawodnicy mieli już wcześniej wytyczone swoje plany startowe. Czasem nie warto wysyłać ich na siłę. Można w ten sposób zrobić więcej złego niż dobrego. Jeżeli ktoś nie przejdzie kwalifikacji, odda tylko jeden oceniany skok - wyjaśnia Winkiel, który potwierdził nam również, że zaplanowany na przyszły sezon polski turniej jest już w zasadzie "zaklepany".

Przypomnijmy, że według założenia w styczniu przyszłego roku w ciągu tygodnia mają odbyć się konkursy w Zakopanem, Wiśle i Szczyrku. - Nie mamy jeszcze nic na piśmie, ale Sandro Pertile co tydzień potwierdza nam, że FIS jest chętna zaakceptować tę koncepcję. Prawdopodobieństwo, że w przyszłym sezonie zobaczymy skoczków w Pucharze Świata na trzech polskich skoczniach oceniłbym na, powiedzmy, 96 procent - informuje działacz.