Ammann błysnął na treningu. "Przebyłem długą i skomplikowaną drogę"
Nietypowo, bo w pięcioosobowym składzie na mistrzostwa świata do Planicy przyjechała reprezentacja Szwajcarii. Simon Ammann po raz pierwszy od wielu lat nie był zatem pewien udziału w zawodach mistrzowskich, gdyż trener Hornschuh do udziału w rywalizacji musiał wytypować czwórkę. Najstarszy uczestnik imprezy przekonał jednak do siebie szkoleniowca.
Skok na pierwszym treningu był w wykonaniu Ammanna wręcz szokujący. Blisko 42-letni zawodnik uzyskał 97 metrów i dał się wyprzedzić tylko czołowym postaciom tej zimy, Laniskowi, Granerudowi i o 0,1 pkt. Piotrowi Żyle. Dwa kolejne skoki uplasowały go w czwartej "10", mimo to wystartuje w jutrzejszych kwalifikacjach do konkursu na normalnej skoczni. Dla wybitnego skoczka jest to już dwunasty czempionat. Czterokrotny mistrz olimpijski na mistrzostwach zadebiutował w 1999 roku w Ramsau, zajmując 26 miejsce na skoczni K-90. Od tego czasu zabrakło go tylko w Lahti w 2001 roku. W swoim dorobku ma złoto i srebro z Sapporo z 2007 roku, a także dwa brązowe krążki - z Liberca (2009, K-90) i Oslo (2011, K-120).
Biorąc pod uwagę to jak późno rozpoczął przygotowania do sezonu i jak z uwagi na liczne pozasportowe obowiązki przebiegała w jego wykonaniu ta zima, Szwajcar może być ze swojej obecnej dyspozycji zadowolony. - Nawet gdybym nie wziął udziału w tym konkursie, świat by się dla mnie nie skończył. W końcu samo dotarcie tutaj było długą i skomplikowaną drogą. Egzaminy, które zdawałem pochłonęły niesamowitą ilość mojej energii. Na pewnym etapie brałem pod uwagę, że z natłoku uczelnianych obowiązków do marca nie wystarczy mi czasu na skakanie - wyznał Ammann po dzisiejszych skokach treningowych.
- Margines błędu, jaki mogę popełnić jest bardzo, bardzo mały. Tak naprawdę przez całą zimę oddałem tylko dwa skoki, z których byłem zadowolony, oba na treningach. Sam nie wiem, czego się spodziewać po tych mistrzostwach. Wiem tylko, że będzie to dobrze zorganizowana impreza. Słoweńcy maja smykałkę do tego sportu - uważa. Ammann nie jest jedynym medalistą światowego czempionatu w kadrze Szwajcarów. Cztery lata temu w na skoczni w Innsbrucku brązowy medal wyskakał Kilian Peier, który z uwagi na problemy zdrowotne w ostatnim czasie nie liczy na wysokie pozycje w Planicy. - Tym razem medal nie jest żadnym tematem do dyskusji. Chcę się tylko dobrze bawić - ucina Peier.
Absolutnym debiutantem w gronie szwajcarskich skoczków powołanych na zawody najwyższej rangi jest 19-letni Remo Imhof, który nigdy jeszcze nie wystąpił w Pucharze Świata. Wyjazd do Planicy zapewnił sobie dzięki ostatnim mistrzostwom świata juniorów w Whistler. W konkursie indywidualnym zajął ósmą lokatę, miał też piąty indywidualnie wynik konkursu drużynowego i trzeci zawodów mieszanych. Po drodze wywalczył też drugie miejsce w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Klingenthal.
W dzisiejszych treningach zajął kolejno 35, 46 i 31 miejsce, co wystarczyło do tego, by zdobyć zaufanie trenera kadry. Decyzja Hornschuha może jednak o tyle dziwić, że w dwóch spośród trzech serii treningowych lepszy od młodszego kolegi był Dominik Peter, który teraz będzie musiał szukać swojej szansy na dużej skoczni. Najsilniejszym punktem drużyny powinien być najwyżej sklasyfikowany spośród Helwetów w Pucharze Świata Gregor Deschwanden, który dziś w swojej najlepszej próbie uzyskał 16. rezultat serii.