"Nie podoba się? Do widzenia" - Adam Małysz o przyszłości polskich skoczkiń
Reprezentacja naszego kraju sportowo okazała się najgorsza podczas sobotniego konkursu drużynowego w ramach mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Polki wyprzedziły tylko Amerykanki, w szeregu których zdyskwalifikowano jedną z zawodniczek. Adam Małysz - prezes Polskiego Związku Narciarskiego - zapowiada znaczące zmiany dotyczące szkolenia skoczkiń.
Dlaczego do Planicy przyjechały aż cztery Polki, pomimo wielokrotnego odpuszczania zawodów z cyklu Pucharu Świata? - Długo nad tym się zastanawialiśmy, ale trenerzy przekonywali nas, że jest szansa wejścia do czołowej "8". Uwierzyliśmy szkoleniowcom, ale widać, że tej szansy za bardzo nie było - odpowiada Adam Małysz.
- Seefeld było bardzo napompowane. Tam były dwie zawodniczki, które też nie skakały bardzo dobrze, natomiast miały trochę więcej szczęścia. Nie mam wielkiego pomysłu na ruszenie tej reprezentacji naprzód, próbowaliśmy w zasadzie wszystkiego. Zastanawiamy się nad ściągnięciem zagranicznego trenera, ale kogo? Musi to być topowa osoba, aby od podstaw stworzyć system, który będzie funkcjonował. Opory? Nie mamy wielu dziewczyn, więc szkolenie powinno iść od dołu. Chcemy wesprzeć Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w każdej naszej dyscyplinie. Miejmy nadzieję, że to wypali, bo trwają zaawansowane rozmowy. Jeżeli tam ruszy, wówczas jest szansa, ale do tego potrzeba naprawdę dobrych trenerów - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
- Przed tym sezonem rozmawiałem z Zoranem Zupancicem, trenerem Słowenek. Nie miał zamkniętych spraw ze swoją reprezentacją, a do tego chciałby trochę odpocząć, bo jest wykończony. Mówił, że praca ze skoczkiniami jest dość trudna, do każdej z zawodniczek trzeba mieć bardzo indywidualne podejście. Chciałby trochę odpocząć, jeśli skończy pracę w ojczyźnie. Będziemy rozmawiać z różnymi trenerami. To musi być rozpoznawalne nazwisko, żeby miało to ręce i nogi, aby nasi trenerzy i zawodniczki w to uwierzyli - zapowiada czterokrotny mistrz świata w skokach.
- Słyszymy o konfliktach w reprezentacji, później spotykamy się z dziewczynami, które zapewniają, że nie są skonfliktowane i wiedzą o tym z mediów. Kończymy spotkanie i widzimy, że jednak coś jest nie tak... - dodaje 45-latek.
- Odsunęliśmy Łukasza Kruczka od tej grupy, ponieważ mocno współpracował z Nicole Konderlą i było dużo nieporozumień, bo to jednak Szczepan Kupczak jest pierwszym trenerem. Uważam, że Szczepan został rzucony na zbyt głęboką wodę. To był kombinator norweski, który od razu został głównym szkoleniowcem kadry kobiet. Jak to miało funkcjonować? Nie wiem, ale nie działa. Szczepan sam powiedział, że teraz już wie, iż to było za dużo. Mógłby być asystentem. Czy żałujemy tego ruchu? W jakimś stopniu tak, ale za bardzo nie mieliśmy wyjścia, by obsadzić to stanowisko. Najgorsze jest to, że każda z zawodniczek chciałaby mieć innego trenera. Znalezienie kompromisu? To bardzo trudne zadanie - kontynuuje Małysz, który od 2022 roku jest prezesem Polskiego Związku Narciarskiego.
- Musi to być nazwisko, które zrobi porządek i narzuci swój rytm pracy. Jeżeli komuś się nie podoba? Do widzenia - mówi o wizji nowego szkoleniowca kobiecej reprezentacji.
- Szczepan może dalej rozwijać się jako trener, ale potrzebuje wzoru i osoby, która go tego nauczy. Jest po Akademii Wychowania Fizycznego i zna podstawy szkoleniowe, ale za szybko został głównym trenerem. W przyszłości może być naprawdę cennym szkoleniowcem - nie przekreśla Małysz.
Przed rokiem wizję poprowadzenia reprezentacji Polski, w tym kobiecej grupy, przedstawił Alexander Pointner, o czym ostatnio informował sport.pl. - Wykorzystanie planu Pointnera, nie podpisując z nim kontraktu? Nie byłoby to sprawiedliwe... I tak została niemal cała ekipa, którą miał w planach. Zgodzili się na warunki, które mogliśmy dać. Alex? Na niego było za dużo, miał bardzo dużo wymagania. Pomysł nie był zły, ale jego wymagania nas przerosły. Kobiety? Szukaliśmy, ale trzeba było przystopować, bo nie było jasne, czy w ogóle będzie do kogo sprowadzać trenera i wydawać pieniądze. Dziewczyny często gdybały na temat swojej przyszłości sportowej. Kiedyś powiedziałem, że trzeba mieć karierę sportową, by móc ją zakończyć, ale tak jest. Jest dziewczyna bez osiągnięć, która będzie kończyć karierę, jeżeli nie spełni się jej warunków. To podchodzi pod szantaż. Mamy dyskomfort, ponieważ mamy tak mało zawodniczek, że nie ma z kogo wybierać. Musimy łatać to, co jest - nie ukrywa czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli.
- Jest zagrożenie, że ten zespół z Planicy nie przetrwa. Pojawia się pytanie. Weźmiemy trenera do kadry narodowej, ale co z juniorkami? To tam trzeba przede wszystkim zainwestować, aby w przyszłości miało to ręce i nogi. Nie zostawimy jednak dziewczyn, które są. One mają potencjał. Nicole Konderla i Kinga Rajda potrafiły wskakiwać na wysokie lokaty, ale cały czas coś jest nie tak. Może trener z zewnątrz powie nam, co jest nie tak? - kończy Małysz.
Korespondencja z Planicy, Dominik Formela