Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Jakie piękne déjà vu!

Skoczek z Wisły broni tytułu mistrza świata na skoczni normalnej. Coś Wam to przypomina? To dobrze, bo to przecież nie pierwszy raz.


Lahti 2001 - Adam Małysz zostaje pierwszym w historii polskim mistrzem świata na skoczni normalnej. Dwa lata później skutecznie broni tego tytułu w Val di Fiemme. Mija dwadzieścia lat od triumfu w Lahti i spowinowacony z Małyszem Piotr Żyła zdobywa swój pierwszy tytuł mistrzowski w Oberstdorfie. Mija dwadzieścia lat od zwycięstwa w Val di Fiemme i Piotr broni tytułu w słoweńskiej Planicy. Jest takie powiedzenie, że historia lubi się powtarzać jako farsa, ale w tym przypadku historia powtarza nam się w sposób radosny, podniosły i szczęśliwy. I absolutnie wyjątkowy. Bo jest tylko dwóch skoczków w historii, którzy na skoczni normalnej obronili tytuł wywalczony na poprzednich mistrzostwach. I tak się składa, że obaj pochodzą z tego samego miasta, obaj uczyli się skakać w jednym klubie, co więcej - obaj wyszli spod ręki jednego trenera - Jana Szturca. Myślę, że warto o tym wspomnieć, bo ten niezwykle skromny człowiek i doskonały fachowiec jest jednym z ważniejszych twórców polskich sukcesów w skokach narciarskich, którymi cieszymy się już od ponad ćwierćwiecza. 

Te historie są do siebie tak podobne a jednocześnie przecież tak bardzo różne, jak różne są od siebie kariery obu wiślańskich skoczków. Adam Małysz był dominatorem, jednym z dwóch poczwórnych zdobywców pucharu świata, triumfatorem kilkudziesięciu konkursów na najwyższym szczeblu. Młodszy o dekadę Piotr jest skoczkiem wygrywającym rzadko, ale potrafiącym doskonale trafić z formą na odpowiedni konkurs. Dość powiedzieć, że tytułów mistrza świata ma w tej chwili tyle samo, co zwycięstw w pucharze świata. 

 

Adam Małysz do Lahti jechał jako zdecydowany faworyt. Faworyt tak mocny, że gdy w pierwszym konkursie - na skocznie dużej - wywalczył srebrny medal, niektórzy uznali to za małą porażkę a przynajmniej pewien niedosyt. Gdy dwa lata później jechał do Predazzo, był jednym z kilku faworytów, zawodnikiem idącym łeb w łeb z trzema innymi skoczkami walczącymi o Kryształową Kulę. W obu przypadkach czekaliśmy na jego medale, uważaliśmy je za coś naturalnego. Zupełnie inaczej było dwa lata temu. Piotr Żyła jechał do Oberstdorfu jako polski numer trzy. Znacznie bardziej liczyliśmy na ewentualny medal ze strony Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego, którzy nie tylko plasowali się wyżej w pucharze świata, ale bardzo dobrze skakali też na treningach i w kwalifikacjach. A murowanym faworytem był... Halvor Egner Granerud. Kolejne déjà vu. Dwa lata temu Piotr Żyła dopiero w serii próbnej dał delikatny sygnał, że moze powalczyć o najwyższe cele. Zdobył złoto a na podium stanął w towarzystwie Karla Geigera i Anže Laniška. Granerud skończył tuż za podium. Dziś znów mieliśmy na podium Piotra Żyłę i Karla Geigera a Granerud znów musiał obejść się smakiem. Ostatecznie Norweg wrócił z Oberstdorfu bez indywidualnego medalu, gdyż z rywalizacji na skoczni dużej wyeliminował go Covid-19.

Czy uda mu się wywalczyć wymarzony krążek 3 marca na skoczni dużej? Jeśli nie, to zaczniemy chyba mówić o fatum. Albo do Norwega przylgnie łatka sportowca, który nie radzi sobie na imprezach mistrzowskich. Lista takich wybitnych skoczków (i skoczkiń) jest już spora. A Granerud jest już na niej jedną nogą. Jak do tej pory jego jedynym medalem jest srebrny, wywalczony o kilkaset metrów od obiektów, na których mistrzostwa toczą się obecnie. A i on przecież jest raczej nagrodą pocieszenia, bo Norweg trzy lata temu raczej stracił złoto, niż wywalczył srebro. Potem był wspomniany czempionat w Oberstdorfie, Igrzyska w Pekinie i Mistrzostwa Świata w Lotach w Vikersund. Tam Granerud (będący przecież wtedy na trzecim miejscu w pucharze świata) przegrał  wewnętrzną rywalizację już w treningach i nie wziął udziału w kwalifikacjach. 

Ale co ja tutaj o Granerudzie. Ten tekst powinien mieć tylko jednego bohatera. Choć od porównań z Norwegiem trudno uciec. Bo ile razy słyszałem opinię, że Puchar Świata stał się nudny a Granerud swoją osobowością, zachowaniem, cieszynkami na skoczni nadaje skokom kolorytu. Że taki ktoś jest potrzebny w ugrzecznionym świecie skoków. Przecież przy naszym Wewiórze Granerud jest nudny jak flaki z olejem, bezbarwny jak pochmurny świt na Śląsku i łagodny jak zupa z żółwia! Eisenbichler po zdobyciu tytułu w Innsbrucku swoim krzykiem wywołał tsunami? Przecież Żyła swoją rekacją przygasił wybuch supernowej i wyssał całą energię z wszystkich gwiazd w Drodze Mlecznej! To naprawdę niesamowite ile emocji może się kryć w takim chudym skoczku...

 

Gdy cztery lata temu Dawid Kubacki dokonywał swojej jedynej w rodzaju remontady z 27. miejsca na najwyższy stopień podium, warunki pisały scenariusz tamtego konkursu. Pierwsza seria zabrała, druga oddała. Tym razem wiatr na pewno nie był bez wpływu, ale przecież w nieporównanie mniejszym stopniu. A jednak Piotr zaskoczył nas wszystkich przypuszczając atak na złoto z trzynastej pozycji. Ten lot na 105. metr, pobity rekord skoczni, to historia znacznie bardziej barwna i niezwykła, niż tytuł wywalczony dwa lata wcześniej w Niemczech. Nie mam pojęcia, który tytuł mistrzowski będzie Piotr milej wspominał po latach. Ale doskonale wiem, który łatwiej zapamiętam. Szczerze mówiąc zupełnie zapomniałem, że już w Oberstdorfie wiślanin został najstarszym mistrzem świata. Ale teraz, gdy pobił swój własny rekord w wieku 36 lat, może on przetrwać naprawdę długo. I jeszcze jedna ciekawostka na koniec. Jeśli chodzi o Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym, to Piotr Żyła stał się właśnie zawodnikiem utytułowanym bardziej od Kamila Stocha. 

  Tabelka polskich medalistów mistrzostw świata (ind.)
Lp zawodnik złoto srebro brąz razem
1 Adam Małysz 4 1 1 6
2 Piotr Żyła 2 0 1 3
3 Kamil Stoch 1 1 0 2
4 Dawid Kubacki 1 0 0 1
5 Wojciech Fortuna * 1 0 0 1
6 Stanisław Marusarz 0 1 0 1
7 Antoni Łaciak 0 1 0 1
8 Stanisław Gąsienica-Daniel 0 0 1 1

*) Tytuł na zasadzie podwójnego mistrzostwa za Igrzyska Olimpijskie w 1972

Nie planowałem tego felietonu, więc wybaczcie brak zwyczajowych dodatków. Ale taka okazja sprawia, że człowiek po prostu napisać coś musi, bo inaczej się udusi. Taka okazja, że nie ma co strzępić klawiatury ani na wyniki konkursu pań, ani inne historie. Cieszmy się po prostu tym sukcesem i doceńmy autorów: Piotra, który już dawno mógłby byc na emeryturze, Thomasa Thurnbichlera, który nie tylko Wewióra, ale i pozostałych podopiecznych świetnie przygotował na najważniejszą imprezę sezonu, pozostałych członków i współpracowników sztabu, prezesa Adama Małysza, który stery reprezentacji powierzył właściwemu trenerowi, wszystkich poprzednich trenerów Piotra, którzy go prowadzili, ze specjalnym uwzględnienieniem Jana Szturca. Oraz wielu innych. Ten medal oraz postawa Dawida i Kamila to zresztą dobra prognoza przed konkursem drużynowym, a nawet i konkursem drużyn mieszanych. W tym drugim na sukces nie ma co liczyć, ale może chociaż zobaczymy piękne skoki naszych panów. A może nastąpi mały cud i dziewczyny też wykrzesają z siebie coś ponadprzeciętnego? Jak na razie ta impreza jest dla nas udana i oby tak dalej!