Lahti 1938 - czy sędziowie faktycznie oszukali Marusarza?
Lahti polskim kibicom skoków kojarzy się nie tylko z sukcesami Adama Małysza, Kamila Stocha i naszej złotej drużyny z 2017 roku, ale także z wyczynem Stanisława Marusarza, który w 1938 roku przywiózł z mistrzostw świata z Finlandii srebrny medal, a według wszelkich relacji został wtedy perfidnie oszukany, bo bezwzględnie powinien otrzymać najcenniejszy krążek. Ale czy na pewno? Czy istnieje możliwość, że "Dziadek" stracił najważniejszy laur bez przekrętów i oszustw ze strony sędziów?
"Przecież miałem wyraźną przewagę..."
Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy pokrótce przebieg tamtej dramatycznej rywalizacji. W 1938 roku Lahti po raz drugi organizowało mistrzostwa świata. Do Finlandii w swojej życiowej formie przybył Stanisław Marusarz. Co prawda nie wyszedł mu zupełnie start w kombinacji norweskiej, który zakończył na 21 miejscu, ale na ten wynik w dużej mierze złożyła się słabsza dyspozycja biegowa i upadek na skoczni. W momencie rozgrywania imprezy był najlepszym skoczkiem narciarskim świata, do Zakopanego przywiózł jednak tylko (i w tym kontekście słowo "tylko" jest bardzo na miejscu) medal ze srebra. Już podczas skoków treningowych poważnie postraszył rywali, lądując regularnie w okolicach rekordu skoczni, który wynosił 63 metry. W pierwszej ocenianej serii skoczył 66 metrów, co było najlepszym jej rezultatem. W drugiej dołożył... no właśnie ile? Sędzia fiński ocenił, że dotknięcie zeskoku nartami miało miejsce na 67,5 m, arbiter z Norwegii wykłócał się, że była to odległość o jeden metr krótsza. Stanęło ostatecznie na 67 metrach, co i tak było na tej skoczni wynikiem kapitalnym.
Polak skoczył łącznie o 5,5 m. dalej niż młody, 19-letni Norweg Asbojoern Ruud i o 2,5 m. dalej niż jego rodak Hilmar Myhra, który ostatecznie okaże się trzeci. Złoty medal dla Marusarza wydawał się formalnością. Ogłoszenie wyników nie miało miejsca bezpośrednio po zawodach, ale kilka godzin później w sali hotelowej. Zakopiańczyk zewsząd odbierał gratulacje będąc pewnym swego, jednak ziarnko niepokoju tuż przed ogłoszeniem wyników zasiał w nim pewien fiński działacz."- Według mnie wygrałeś konkurs ty! Ale Norwegowie są innego zdania! Cóż miały oznaczać słowa Fina? Czyżby rzeczywiście przyznano zwycięstwo komu innemu? Przecież miałem nad resztą wyraźną przewagę... Opanowała mnie niepewność i zdenerwowanie (...) Gdy jako pierwszego wywołano Asbjoerna Ruuda pojąłem, że mnie skrzywdzono. Przegrałem na trybunie sędziowskiej. Sala była wyraźnie zaskoczona.(...) W łącznej nocie przyznano Asbjoernowi Ruudowi, który rzekomo dystans metrowy nadrobił lepszym stylem 226,4 punktu, mnie 226,2! W tej sytuacji mogło mi dać przewagę nad Ruudem owe pół metra, o które norweski sędzia najwyraźniej tendencyjnie okroił mój wynik " - pisał po latach Marusarz w swojej biografii. Dla dumnych wynalazców dyscypliny zwanej skokami narciarskimi, miał być czymś nie do przyjęcia fakt, że silną koalicję norweskich skoczków pokonał zawodnik z Polski i stąd podjąć mieli szereg skutecznych zakulisowych działań, które pozwoliły im postawić na swoim.
Fakty i mity
W ostatnich latach na rynku ukazała się książka Wojciecha Bajaka "Opowieści z dwóch desek", w której autor rzuca nowe światło na wiele wydarzeń z przedwojennej historii narciarstwa, odkłamuje różne mity i prostuje fakty. Na warsztat wziął też fińskie mistrzostwa z 1938 roku i bynajmniej nie próbuje zaprzeczać tezie o oszustwie, ale zastanawia się, czy w jakikolwiek sposób możliwe było, by jednak Absbjoern Ruud wygrał z Marusarzem bez intencjonalnej pomocy sędziów. Przy okazji rozlicza się z kilkoma legendami, które narosły wokół tego wydarzenia. Powtarzaną przez lata nieprawdziwą informacją była choćby ta, że wśród trzech sędziów oceniających styl uczestników konkursu, dwóch z nich było rodakami Ruuda. Skoki zawodników oceniał wprawdzie Arne Palamae z Norwegii, natomiast dwójkę pozostałych stanowili Szwed Akerlund i Niemiec Schmidt i co ciekawe to ten ostatni najniżej ocenił Marusarza. Złoty medalista otrzymał łącznie za swoje skoki o cztery punkty więcej od Polaka i tu należy się zastanowić nad sposobem ówczesnego systemu przeliczania not. Te właśnie cztery, może tak naprawdę ledwie cztery, punkty wystarczyły Ruudowi do zniwelowania 5,5 - metrowej przewagi w odległościach. Mogłoby być więc tak, że to ówczesny system był tu największym "winowajcą".
A czy rzeczywiście styl skoków zakopiańczyka mógł "zasługiwać" na takie potraktowanie przez sędziów? Nie dysponujemy żadnym nagraniem filmowym z tych skoków, ale sam Marusarz wspominał o bólu nogi, który go przeszył w momencie lądowania po bardzo odległym drugim skoku. Bardzo prawdopodobne, że lądowanie to było więc dalekie od perfekcji. W jednym z wywiadów z Przeglądem Sportowym wybitny skoczek, brat mistrza świata Absbjoerna i jednocześnie wielki przyjaciel Marusarza, Birger Ruud, wspominał o "wyślizgnięciu się" nogi Polaka po drugim skoku. Birger jednak nie był wówczas obecny w Lahti, więc o tej kwestii musiał po prostu od kogoś zasłyszeć. W Lahti Marusarz skakał najdalej także podczas konkursu skoków do kombinacji norweskiej i wówczas miał już ewidentne problemy na zeskoku, gdzie ratował się przed upadkiem i dotknął śniegu. Być może lądowanie w konkursie skoków, wcale nie było o wiele lepsze...
Wybitny skoczek, ale nie stylista
Nie jest tajemnicą, że Marusarz mimo mocno ponadprzeciętnych umiejętności nie był nigdy wybitnym stylistą. "Był po prostu skokowym samoukiem" - pisze Bajak, dodając, że w poprawieniu stylu skoków nie potrafiły mu pomóc całe zastępy szkoleniowców. Już w 1935 roku podczas mistrzostw świata w Wysokich Tatrach przegrał medal notami za styl, mimo iż skakał tego dnia najdalej. Został sklasyfikowany niżej nawet od trzeciego Alfa Andersena, który uzyskał łączną odległość o 4,5 m krótszą, a do tego jeden ze skoków zakończył... podpórką. Tam co prawda Polakowi przeszkodziła też uszkodzona narta, ale Przegląd Sportowy pisał o "błędach stylowych wywołanych brawurą". Jedną pozycję za sprawą ocen od sędziów stracił też Marusarz podczas igrzysk w Garmisch-Partenkirchen w 1936 rok, gdzie zajął piąte miejsce. Oczywiście nawet w świetle tych faktów nie można wykluczyć tego, że w Lahti w 1938 roku podczas obliczania końcowych wyników dochodziło do nieczystych zagrań ze strony Norwegów, że nie obyło się bez zakulisowych posunięć, które ostatecznie pozbawiły Marusarza złota, że cała sytuacja mogła nosić znamiona uknutego spisku. Warto jednak mieć świadomość, na temat również i innych okoliczności tamtych wydarzeń.