Gdzie leży granica bezpieczeństwa? Thurnbichler dyskutował z Pertile
Ponad 140 minut trwała jedyna seria niedzielnego konkursu indywidualnego w Lahti. Zdaniem Thomasa Thurnbichler zawody na Salpausselce były balansowaniem na cienkiej granicy ryzyka i bezpieczeństwa, o czym austriacki szkoleniowiec nie omieszkał podyskutować z dyrektorem Pucharu Świata, Sandro Pertile.
Sugerując się wskazaniami wiatromierzy, w najlepszych warunkach skakał Austriak Michael Hayboeck (133 metry), któremu odjęto 20,8 pkt. za sprzyjające podmuchy, z kolei z najbardziej niekorzystnym wiatrem musiał radzić sobie Andreas Wellinger (95 metrów). Niemiec otrzymał bonifikatę w postaci 17,5 pkt.
- Oczywiście, to była loteria. Wiatr był nieprzewidywalny. Nie myślałem o wynikach. Bardziej zastanawiałem się na temat granicy bezpieczeństwa w skokach narciarskich, gdzie ona leży? - zadaje pytanie trener Thomas Thurnbichler w rozmowie ze Skijumping.pl.
- Nie czuję się dobrze, kiedy muszę machnąć flagą w takich sytuacjach, kiedy wiatr diametralnie zmieniał kierunek i siłę - nie ukrywa austriacki szkoleniowiec, dla którego to pierwsza zima w roli głównego trenera kadry narodowej Biało-Czerwonych.
33-latek postanowił podzielić się swoją opinią tuż po zawodach w Kraju Tysiąca Jezior z dyrektorem Pucharu Świata.
- To jest rzecz, o której musimy podyskutować. Rozmawiałem o tym już z Sandro Pertile. Być może niektórzy widzą to inaczej, ale na końcu to ja jestem odpowiedzialny za tych zawodników i nie jest to komfortowa pozycja, stojąc tam na górze - kontynuuje Tyrolczyk.
W niedzielę doszło do jednego groźnie wyglądającego upadku, podczas rundy kwalifikacyjnej.
- Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze. Mieliśmy jeden upadek w kwalifikacjach (Benjamin Oestvold - przyp. red.), jednak wynikał on z błędu zawodnika, a nie wiatru. Wystarczy jednak zły ruch, w złym momencie i dla kogoś może to być koniec nie tylko sezonu, ale i kariery... - uczula Thurnbichler.
Przeczytaj także: PŚ w Lahti: R. Kobayashi wygrywa jednoseryjny konkurs, Habdas jedenasty