Strona główna • Amerykańskie Skoki Narciarskie

Przełomowy sezon dla Amerykanów, pierwsza taka sytuacja od 37 lat...

W minionym sezonie czterech reprezentantów Stanów Zjednoczonych, Decker Dean, Andrew Urlaub, Eric Belshaw i Casey Larson, zdobyło punkty do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. To pierwsza taka sytuacja od sezonu 1985/86, czyli od 37 lat... Przed zakończoną zimą skoczkowie z USA rozpoczęli bliską kooperację z reprezentacją Norwegii i na efekty nie trzeba było długo czekać.


Czwórka punktujących w Pucharze Świata to nie wszystko, czym mogą się pochwalić Amerykanie. W konkursie drużynowym podczas mistrzostw świata w Planicy zdołali awansować do czołowej ósemki, wyrzucając z udziału w drugiej serii ekipę Finlandii. Konkurs duetów w Rasnovie, choć jak wiemy niezbyt mocno obsadzony, para Larson i Urlaub zakończyła na szóstym miejscu. 10 miejsce w Pucharze Narodów z dorobkiem 356 punktów to najlepszy amerykański wynik w XXI wieku. Przed rokiem na koncie USA widniało zaledwie... osiem oczek. - Jako zespół jesteśmy bardzo dumni z naszych osiągnięć tej zimy. W każdy weekend mieliśmy kogoś, kto mógł walczyć o punkty, a to dla nas ogromny postęp. Mieliśmy też jedne z najlepszych wyników w konkursach drużynowych w historii skoków narciarskich w USA - cieszy się Andrew Urlaub.

Takie wyniki nie są jednak dziełem przypadku. Ekipa z Stanów w ubiegłym roku zakończyła współpracę ze Słoweńcami i przeniosła się na północ Europy - Treningi w Norwegii i udział w obozach treningowych z tamtejszą reprezentacją odegrały ogromną rolę w tym, jak duży postęp uczyniliśmy. Wiele nauczyliśmy się od każdego z norweskich sportowców i trenerów. Wspaniale było też mieć więcej kolegów z drużyny, z którymi można spędzać czas. Momentami trochę męczyło nas przebywanie wciąż w tym samym gronie. Muszę bardzo podziękować naszym trenerom, którymi są Tore Sneli, Trevor Edlund i Anders Johnson. Pracowali bardzo ciężko, aby zapewnić nam jako sportowcom wszystko, czego potrzebujemy - mówi nam 22-letni skoczek z Eau Claire. 

- Współpraca w zasadzie scaliła oba zespoły, amerykański i norweski - tłumaczy. - W miarę możliwości trenujemy razem, dzielimy się pomysłami, razem podróżujemy i razem się bawimy. Naprawdę ucieszyło mnie poznanie członków norweskiej drużyny. Wszyscy zaangażowani w pracę dla ich zespołu byli od początku bardzo gościnni i chcieli pomóc naszemu teamowi w jak największym stopniu. Nasza aktualna baza to Lillehammer. Tam mieszka nasz główny trener, Tore Sneli. Myślę, że ta zmiana była bardzo potrzebna. Pokochałem Słowenię, w której mieszkałem ostatnie trzy lata i jej mieszkańców, ale przenosiny do Norwegii, poznanie nowej kultury, okazały się mocno odświeżające.

- Dla mnie sezon zaczął się jednak wyboiście. Zwykle mam problem z przejściem z igelitu na śnieg, nie inaczej było tym razem. Dopiero w styczniu odnalazłem dużo pewności siebie podczas zawodów w Zakopanem. Bardzo się cieszę, że zdobyłem swoje pierwsze punkty PŚ i wziąłem udział w świetnych zmaganiach drużynowych Super Team w Rasnovie oraz na mistrzostwach w Planicy. Po raz pierwszy też latałem na nartach. Mimo że nie poszło tak, jak tego oczekiwałem, dało mi to cenne doświadczenie i pewność siebie pod kątem przyszłości - uważa 76. zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, który swoje premierowe pięć punktów wywalczył w Willingen.

Tej zimy Urlaub i jego koledzy mieli w końcu okazję rywalizować podczas zawodów Pucharu Świata na swojej ojczystej ziemi. Puchar Świata po ponad trzydziestu latach wrócił do Lake Placid. - O ile mi wiadomo, wszyscy ciężko pracują, aby ta skocznia na stałe została gospodarzem zawodów najwyższej rangi. Wspaniale było być częścią pierwszego Pucharu Świata w USA od prawie 20 lat. To cenne doświadczenie pod kątem przyszłości amerykańskich skoków narciarskich. Wiem, też, że Ironwood otrzymało sporą dotację i są blisko celu jeśli chodzi o kwotę, którą planowali zebrać na renowację skoczni. Trzymam kciuki, żeby już niedługo zaczęli "grzebać" w ziemi na zeskoku - zakończył reprezentant USA.