Artur Sarkisian - gruziński sportowiec, który marzy o powrocie do świata skoków narciarskich
Dużo uroku tak zamkniętej i hermetycznej dyscyplinie jak skoki narciarskie dodają akcenty w postaci reprezentantów egzotycznych jak na tę dyscyplinę krajów. O swojej nieokiełznanej, romantycznej miłości do skoków opowiedział nam pochodzący z Gruzji Artur Sarkisian. Ale nie tylko o miłości. Również o problemach wskutek których musiał rozstać się ze swoją federacją i obsesyjnym pragnieniu powrotu do rodziny skoków narciarskich.
Nad gruzińskim Kaukazem unosi się do dziś legenda wybitnego skoczka reprezentującego Związek Radziecki, Koby Tsakadze. Na miano legendy zapracował sobie, pomimo że brakuje mu w dorobku najważniejszych sportowych laurów. Gruzin w swoich najlepszych latach stał się zakładnikiem własnej formy i wielkich umiejętności. Przeskakiwał skocznie i nie był w stanie na płaskim już ich odcinku zakończyć lotu lądowaniem. W sezonie 1955/56 przegrał w ten sposób triumf w Turnieju Czterech Skoczni i medal igrzysk olimpijskich. W latach 1987-2002 na międzynarodowej arenie rodzinne tradycje kontynuował syn Koby, Kachaber. Gdy ten zakończył starty i skocznię zamienił na taksówkę na ulicach Chicago, wydawało się, że to definitywny koniec gruzińskich skoków, nawet takich w symbolicznym wymiarze.
Ale kilka lat później pojawiła się grupa pasjonatów, która otworzyła w Bakuriani nowy klub z sekcją skoków narciarskich. Wśród dzieciaków chętnych do spróbowania swoich sił na skoczni był Artur Sarkisian, błędnie opisany w bazie FIS jako Sarkisiani, który do dziś nie może się wyleczyć ze skoków, choć aktualnie nie ma możliwości, by się nimi zajmować. - Na nartach zacząłem jeździć, gdy miałem sześć lat - opowiada 26-letni dziś Sarkisian. - Ale potrzebowałem czegoś więcej niż samej jazdy. Gdy 2008 roku rozpoczęto nabór młodych skoczków do nowego klubu, od razu się zapisałem. Moim trenerem był Davit Diakonashvili. W treningu pomagał nam Koba Tsakadze i motywował do osiągania coraz lepszych wyników. Mieliśmy stare wyposażenie, ale z wielkim zapałem, determinacją i fanatycznym zamiłowaniem do skakania własnymi środkami odnowiliśmy starą skocznię z czasów Związku Radzieckiego, K-40, z której zrobiliśmy obiekt K-55. Jestem jego rekordzistą z wynikiem 68 metrów. Na początku było nas w grupie piętnaścioro, na końcu zostałem tylko ja.
- Rekord życiowy ustanowiłem w Predazzo, gdzie udało mi się skoczyć 130 metrów. Zawsze miałem duże plany i wielkie marzenia. Chciałem startować na największych zawodach, takich jak igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata. Ale z tej racji, że nie było u nas infrastruktury, na co dzień trenowałem wyłącznie "na sucho", odbywałem tylko trening fizyczny. W latach 2014-2016 trzykrotnie wziąłem udział w mistrzostwach świata juniorów bez żadnych przygotowań na skoczni. Przyjeżdżałem na miejsce zawodów i dopiero tam mogłem poskakać - wspomina zawodnik, który w 2017 roku spełnił jedno ze swych marzeń. Wystartował wówczas w kwalifikacjach do obu konkursów o mistrzostwo świata w Lahti, do których przystąpił praktycznie z marszu, bez wcześniejszej pracy na skoczni. Na mniejszej arenie uzyskał 68 metrów, na większej skoczył o cztery metry dalej. Został pierwszym od 24 lat reprezentantem Gruzji na tej imprezie.
Ośmiokrotnie stawał na starcie zawodów z cyklu FIS Cup, po raz ostatni w sezonie 2019/2020. Potem przestał się pojawiać na światowych skoczniach. - Niestety w Gruzji powszechne są rządy klanów, nepotyzm i korupcja - ubolewa. - Nie inaczej jest w naszej federacji i drużynie skoczków narciarskich. Z tego powodu zakończyłem współpracę z gruzińskim związkiem. Wyjechałem razem z żoną do Europy. Mieszkam we Francji, nadal utrzymuję formę fizyczną, a moim największym marzeniem jest powrót do rodziny skoków narciarskich. W latach 2015-2017 studiowałem w Gruzińskiej Państwowej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Sportu na wydziale trenerskim, jestem trenerem z czwartym stopniem kwalifikacji zawodowej w zakresie ogólnorozwojowego wychowania fizycznego, prowadziłem treningi skoczków narciarskich i narciarzy alpejskich. Bardzo kocham swój zawód, który zawsze wykonywałem z najwyższym profesjonalizmem. Również jako skoczek zawsze dawałem z siebie wszystko. Skakałem lepiej niż tego ode mnie oczekiwano, bo bazowałem najczęściej wyłącznie na treningu fizycznym poza skocznią.
- Tak jak mówiłem, moim największym pragnieniem jest powrót do skoków narciarskich. Najchętniej chciałbym wznowić karierę skoczka narciarskiego, ale oczywiście poza gruzińską federacją. Mogę też trenować dzieciaki na skoczni, mogę je szkolić w narciarstwie alpejskim. Mam kwalifikacje, mam doświadczenie. Gdyby któraś z europejskich federacji była zainteresowana jakąś formą współpracy, to jestem gotowy do pomocy w walce o osiąganie sukcesów! - zapowiada Gruzin. W jego ojczyźnie nadal nie dzieje się zbyt wiele w temacie skoków narciarskich. Co prawda podczas tegorocznych mistrzostw świata w Planicy, na skoczniach zaprezentowało się rodzeństwo Gobozowich, ale był to start bardziej rekreacyjny. A plany były ambitne.
W 2016 roku do Bakuriani przyleciał ówczesny dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer. Rozmawiał z lokalnymi politykami na temat wskrzeszenia gruzińskiej infrastruktury do uprawiania skoków. Przy okazji spotkał się z Kobą Tsakadze, a z Kaukazu wyjeżdżał z pozytywnymi odczuciami. Długo przyszło nam czekać na kolejne wieści w tej sprawie, ale w latem 2019 roku minister gospodarki, Natia Nurnava, zasygnalizowała, że temat nie został zapomniany. Rok później Bakuriani otrzymało prawa przeprowadzenia Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy w 2025 roku. Mimo że organizator nie ma takiego obowiązku, Gruzini zadeklarowali, że będą chcieli przeprowadzić konkurs skoków na obiekcie 90-metrowym. Na tych deklaracjach się jednak skończyło.