Zanim został królem lata. Trudna kariera Władimira Zografskiego
Kim jest aktualny "król lata" - Władimir Zografski, zwycięzca zawodów w Courchevel i Szczyrku? Jaką drogę przeszedł, zanim stał się niekwestionowaną sensacją ostatnich tygodni? Na te pytania postaramy się odpowiedzieć niniejszym tekstem.
Bułgarskie skoki przed Zografskim
Historia skoków narciarskich w Bułgarii sięga połowy lat 20. ubiegłego wieku. Prekursorem tej dyscypliny był Boris Rusew, który skakał na pierwszym profesjonalnym obiekcie powstałym w okolicach Sofii. W latach 30. nastąpiła rozbudowa skokowej infrastruktury, ale na w miarę poważne wyniki przyszło Bułgarom czekać kilka dekad. Pierwszy zauważalny progres przypadł na lata 70., co nie umknęło uwadze polskich trenerów. - Drużynowo przegrywamy już nawet z Bułgarami, którzy jeszcze przed paroma laty dostawali od nas solidne lanie. Tylko patrzeć, jak Węgrzy zdystansują naszych skoczków - denerwował się w rozmowie z Gazetą Krakowską trener Stanisław Węgrzynkiewicz. - Dzisiaj cały świat — niech pan spojrzy choćby na Bułgarów — skacze w aerodynamicznych kombinezonach. Czy to taka wielka sztuka uszyć w Polsce odpowiedni strój dla narciarza? - pytał retorycznie.
Wśród skoczków osiągających godne uwagi rezultaty wymienić należy przede wszystkim Władimira Brejczewa, który trzykrotnie w swojej karierze plasował się w czołowej dziesiątce zawodów Pucharu Świata (w sezonie 1989/90 zajął 8 miejsce w Thunder Bay, 10 pozycję w Harrachowie oraz 7 lokatę w Planicy). W sezonie 1983/84 wygrał klasyfikację Pucharu Europy, poprzednika Pucharu Kontynentalnego. Dwa lata później jego sukces powtórzył Valentin Bożiczkow. 10 miejsce w konkursie PŚ w Libercu zajął w 1990 roku Zacharij Sotirow, który ponadto dwukrotnie uplasował się w czołowej "10" podczas Uniwersjady w Zakopanem w 1993 roku. W 1987 roku podczas MŚ w Oberstdorfie swój życiowy sukces odniósł Kirył Petkow, plasując się na 28 pozycji. Skoczkiem był też ojciec i wieloletni trener Władimira Zografskiego, Emil. On akurat niczego godnego uwagi nie osiągnął, a największym jego sukcesem była druga lokata w zawodach Pucharu Europy uzyskana w bułgarskim Borowcu w 1988 r., gdzie znalazł się tuż za Brejczewem.
"Ważyłem 30 kilo, nie radziłem sobie w powietrzu"
- Zawodową karierę rozpocząłem w okolicach 2006 roku – opowiadał w jednym z wywiadów Władimir Zografski. - Mój ojciec był skoczkiem narciarskim i to on zainspirował mnie do tego, bym poszedł tą samą drogą, choć ja od małego byłem przede wszystkim fanem piłki nożnej. Do dziś kocham futbol, gram w piłkę i oglądam mecze. W pewnym momencie w Samokowie, mojej rodzinnej miejscowości, powstała nowa mała skocznia. Ojciec zapytał, czy nie chciałbym spróbować z niej skoczyć. I tak to się zaczęło.
- Mój pierwszy międzynarodowy wyjazd na zawody dla seniorów miał miejsce, kiedy miałem 11 lat - wspominał w rozmowie z bułgarskimi mediami. - Nie było wtedy w Bułgarii zbyt wielu skoczków, więc to mnie zabrano na Puchar Kontynentalny (Lauscha 2005 r. – przyp. red.) W tym czasie dla naszej federacji już sam udział jej przedstawiciela w zawodach takiej rangi był ważny. Ja natomiast nie byłem jeszcze na to przygotowany. Ważyłem wtedy około 30 kilogramów. Nie radziłem sobie w powietrzu, upadłem podczas jednej z prób. Jako niedoświadczone dziecko nie powinienem startować w takich zawodach. Z tego co wiem, Międzynarodowa Federacja Narciarska po tym wydarzeniu podniosła dolny limit wieku zawodnika w takich konkursach.
Młody Vladi ostatecznie nie wystartował w Lauscha. Zanim udało mu się zadebiutować w zawodach Pucharu Kontynentalnego latem 2007 roku w Oberstdorfe, dwukrotnie został zdyskwalifikowany w konkursach tej rangi. To był omen w kontekście jego dalszej kariery. Jak wyliczył twitterowy statystyk Tomek Golik, biorąc pod uwagę wszystkie imprezy rozgrywane pod egidą FIS dyskwalifikacje spotykały go aż 31 razy! Dziewięć razy miało to miejsce w Pucharze Świata, dwukrotnie podczas mistrzostw świata, pięć razy w zawodach LGP, raz w FIS Cup i aż czternaście razy w Pucharze Kontynentalnym. Drugi w tym zestawieniu jest Anze Semenic, którego DSQ spotykało siedemnastokrotnie, zatem blisko dwa razy rzadziej. Wysoko w tym zestawieniu, na czwartym miejscu jest inny z Bułgarów, Petar Fartunow.
W 2009 roku Władimir odniósł pierwszy międzynarodowy sukces. Podczas olimpijskiego festiwalu młodzieży Europy przegrał nieznacznie z późniejszym gigantem światowych skoków, Peterem Prevcem. Dwa lata później podczas juniorskich mistrzostw świata był już najlepszy, w pokonanym polu zostawiając m.in. innego późniejszego giganta, Stefana Krafta. - W ubiegłym sezonie skupiliśmy się przede wszystkim na Mistrzostwach Świata Juniorów, a nasz udział w Pucharze Świata pozostał na dalszym planie - mówił wówczas ojciec i trener Zografskiego, Emil. - Teraz chcemy trafić z formą szczególnie na Turniej Czterech Skoczni. Głównym zadaniem Władimira w Pucharze Świata będzie plasowanie się między 15. a 30. miejscem. Będziemy dążyć krok po kroku do tego żeby w ciągu 2-3 lat uzyskał najwyższy poziom - zakładał. Wraz z Zografskim seniorem Władimira prowadził wtedy Joachim Winterlich, były trener Jensa Weissfloga.
"Gdy nic nie wychodziło, komplikowały się moje relacje z ojcem"
I rzeczywiście talent Zografskiego rozwijał się wręcz podręcznikowo. W sezonie 2011/12 Bułgar zajął nawet ósme miejsce w konkursie Pucharu Świata w Lillehammer. Kilkakrotnie plasował się w czołówce zawodów Letniego Grand Prix (był dwa razy czwarty i trzykrotnie piąty), zaliczył miejsca na podium w Pucharze Kontynentalnym. Kolejną, jeszcze lepszą zimę, zakończył na 33 miejscu w generalce Pucharu Świata. Kryzys przyszedł w sezonie olimpijskim 2013/2014, w którym tylko cztery razy przebrnął przez kwalifikacje, nie zdobywając ani punktu w Pucharze Świata. Poważnie myślał wtedy nad zakończeniem kariery. Jego słabe wyniki były w dużej mierze skutkiem problemów zdrowotnych, m.in. urazem kręgosłupa. Trochę nadziei tchnął w niego kolejny sezon, w którym zdobył pierwsze po długim czasie punkty Pucharu Świata i wywalczył złoty medal Uniwersjady. Przed kolejną zimą jego szkoleniowcem, współpracującym z Emilem Zografskim, został Alexander Pointner, który wcześniej z reprezentacją Austrii zdobył 32 medale zawodów najwyższej rangi. Ale i on nie znalazł kluczyka do Zografskiego.
- Z Alexem Pointnerem początkowo współpracowało mi się bardzo dobrze. Jest świetnym trenerem i wspaniałym człowiekiem. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że to jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie, ale każdy chyba wie, co przytrafiło mu się w jego życiu osobistym (samobójstwo córki - przyp. red). To wciąż dla niego bardzo trudne przeżycie. Wspólnie postanowiliśmy o zakończeniu naszej współpracy. Cały czas mamy jednak dobre relacje i jesteśmy w stałym kontakcie. Zawsze mogę na niego liczyć, kiedy czegoś potrzebuję. Alex jest świetnym facetem, ale teraz musi spędzać dużo czasu z rodziną - mówił Zografski w 2017 roku.
Trudna była jego relacja z ojcem, o czym opowiadał jakiś czas temu: - Nigdy nie było w moim przypadku tylu napięć na linii ojciec-syn, co na linii zawodnik-trener - przyznał szczerze. - Są chwile, w których w takim układzie nie czuję się dobrze i rodzi on spore komplikacje. Gdy byłem młodym skoczkiem nie ciążyła na mnie żadna presja. W ciągu trzech lat wykonałem ogromny progres, wzniosłem się na szczyt moich możliwości. Wtedy pojawiła się presja i ogromne oczekiwania. Był nacisk ze strony ówczesnych sponsorów, bym osiągał wyniki na wyższym poziomie. Lata 2014-2017 to był dla mnie bardzo trudny okres. Gdy nic nie wychodziło, komplikowały się moje relacje z ojcem. Gdy spędza się z sobą 24 godziny na dobę, a rzeczywistość czasem mija się z oczekiwaniami, może dochodzić do trudnych sytuacji.
"Patrzono na mnie z pogardą"
Pointnera zastąpił Słoweniec Matjaz Zupan. przy pomocy którego Zografski wrócił na właściwe tory. Zajął 14 miejsce na mniejszej skoczni podczas igrzysk w Pjongczangu, wrócił do regularnego punktowania w Pucharze Świata. Jednak słoweński trener uważał, że Vladi nie wykorzystuje pełni swojego potencjału.- Musi jednak nauczyć się przenosić swoje skoki treningowe na zawody. To główny powód, dla którego brakuje nam dobrych wyników. Podczas treningów jest o wiele bardziej stabilny niż 2-3-4 lata temu. Jest wówczas bardzo skoncentrowany, ale nie widzimy tej koncentracji podczas zawodów. Ciągle myślimy o tym, co możemy z tym zrobić - mówił Zupan po sezonie olimpijskim 2021/22. Słoweniec nic z tym problemem już nie zrobił, bo wkrótce potem zakończył współpracę z Bułgarem, który przeniósł się na stałe do Polski, by mieszkać z rodziną i trenować pod okiem polskich trenerów. Debiutancka zima Grzegorza Sobczyka jako szkoleniowca Władimira wypadła całkiem poprawnie, lato jak na razie można ocenić na celujący.
- Jako że pochodzę z Bułgarii, z kraju, gdzie nie ma choćby jednej czynnej skoczni dla dorosłych, już w związku z tym faktem nie dawano mi żadnych szans, patrzono na mnie z góry, nawet z pogardą. Nikt nie wierzył, że to ja mogę wygrać jakiś choćby juniorski konkurs. Ciężką pracą udało mi się to osiągnąć. Wygrywając, człowiek uczy się wierzyć w siebie, dlatego wszystkie moje zwycięstwa tak bardzo sobie cenię - wyznał bułgarskim mediom.