Krótsze narty i lekcja cierpliwości. Kamil Stoch o przygotowaniach do zimy
- Co roku zmieniają się przepisy dotyczące kombinezonów. FIS chce ukrócić i usystematyzować pewne rzeczy, zmniejszając liczbę manipulacji, ale to będzie zapętlanie się - uważa Kamil Stoch, który szykuje się do 21. sezonu Pucharu Świata w karierze. Jednym ze skutków nowych regulacji, które odczuwa 36-latek, są krótsze narty skokowe.
Skijumping.pl: Uczniowie na początku września pakują tornistry, a skoczkowie narciarscy?
Kamil Stoch: Skoczkowie pakują sprzęt do toreb i wyjeżdżają na zgrupowania, bądź wracają ze zgrupowań i rozpakowują sprzęt z toreb <śmiech>...
Za wami zgrupowanie w Tyrolu. Jak przebiegł obóz, podczas którego mieliście do swojej dyspozycji skocznie w Innsbrucku i Stams?
Dla mnie był to dość pracowity tydzień. Może nie był łatwy pod względem jakości skoków, nie wszystko szło, jakbym sobie to wymarzył. Doświadczenie pozwala mi jednak podejść do tego z dystansem, choć nie ze spokojem, bo cierpliwości zawsze muszę się uczyć. Ten tydzień kosztował mnie mnóstwo energii, ale mam nadzieję, że zaowocuje w najbliższej przyszłości.
Zawody z cyklu Grand Prix są porozrzucane po okresie letnim. Część odbywa się w lipcu, inne w sierpniu, a pozostałe we wrześniu i październiku. W międzyczasie nie narzekacie jednak na brak obowiązków, pomimo okresu urlopowego po konkursach w Szczyrku.
Owszem. Jest mnóstwo wydarzeń, w których bierzemy udział. Tydzień wolnego nie był tygodniem leżenia na plażach, mieliśmy program treningowy do zrealizowania i co drugi dzień musieliśmy znaleźć miejsce do zrealizowania treningu, ale fajnie było spędzić ten czas z rodziną, by wyjechać i odciążyć głowę. Latem sporo trenujemy, a niektórzy jeżdżą na zawody z cyklu Letniego Grand Prix, Pucharu Kontynentalnego czy FIS Cup. My tego lata trochę odpuściliśmy Grand Prix, co nie znaczy, że nie mam głodu skakania. Robię wszystko, by przygotować jak najlepszą dyspozycję. Im wcześniej się da, tym lepiej.
Tegoroczne lato to kolejna lekcja cierpliwości, by etapami poszukiwać poprawek technicznych?
Trochę tak, ale co roku trzeba szukać cierpliwości i uzbrajać się w nią. Nie jest to proste. Co roku powinienem mieć więcej doświadczenia i pewne rzeczy powinny mi przychodzić łatwiej, a dany element powinien się utrzymywać, gdy już go złapię, a tak nie jest. Czasami męczę się z jakąś techniczną kwestią, chociażby z tą pozycją najazdową. Wydaje się, że wszystko jest fajnie poukładane i mogę przenieść koncentrację na coś innego, a tu okazuje się, że jednak nie. Popuszczenie jednej kwestii powoduje sypanie się innej, przez co muszę wracać do początku. Tak jest co roku i mierzę się z tym przez całą karierę. Mam głęboko w sobie wiarę, że jeśli teraz się namęczę, napocę i nadenerwuję, wówczas przyjdzie moment, kiedy coś zaskoczy, nie wiadomo skąd, po czym pójdzie. Wtedy skoki wydają się być z błędami, ale są dalekie i na dobrym poziomie.
Podczas przygotowań do zimy szlifujecie formę na obiektach o przeróżnych profilach. Macie do dyspozycji Szczyrk i Zakopane, odwiedziliście Oberhof, Innsbruck czy Stams, a niebawem czeka was podróż choćby do Oberstdorfu. Chcąc przypilnować poszczególne elementy techniczne lepiej trenować na jednym obiekcie czy regularnie je zmieniać?
Eliminacja błędów technicznych? Najlepiej łupać na jednym obiekcie, by przyzwyczaić się do danej skoczni, ale to pułapka. W Pucharze Świata wszyscy wiedzą, jak to wygląda. Co tydzień zmieniamy obiekty, a one różnią się mniej lub bardziej od siebie, a potem jest problem. Jeżeli nie ustabilizujemy podstawowych elementów, wówczas w trakcie sezonu bardzo trudno jest to zrobić. Nie jest to niemożliwe, ale jest zdecydowanie trudniej. Dlatego lepiej rotować obiektami latem, by próbować dostosowywać się co zgrupowanie do nowej skoczni, ponieważ wtedy zimą łatwiej naprawia się błędy, jeżeli te się pojawią.
Jest w letnim kalendarzu obiekt, na którym jeszcze nigdy nie stanąłeś na podium. Mowa o Hinzenbach, gdzie już w ostatni weekend września odbędą się zawody najwyższej rangi na igelicie. Ta skocznia stanowi swego rodzaju wyzwanie?
To jest skocznia, jak każda inna, ale mi wybitnie nie pasuje <śmiech>... Nie mam na tę chwilę na nią sposobu. Jak do niej podejść i dać rękę, by nie została odgryziona <śmiech>? Czy w tym roku będę miał szansę tam wystąpić? Nie wiem. Trenerzy dynamicznie zmieniają plany. Podejdę do tego z dużym dystansem, jeżeli tego lata pojadę do Hinzenbach na Grand Prix. Będę walczył, by skakać najlepiej, jak potrafię. To jedyna z opcji, która może zadziałać i przysporzyć mi korzyści.
Działacze FIS po raz kolejny zarządzili zmianę regulacji sprzętowych. Jak oceniłbyś kierunek zaproponowanych zmian?
Zmienia się sporo, chociażby sposób kontroli wagi podczas zawodów. W moim przypadku jest to dość istotne, bo zazwyczaj byłem na limicie wagowym. Po odjęciu kombinezonu i ubranka, co daje około półtora kilograma, muszę skrócić swoje narty. Dwa centymetry to niby niewiele, ale zmniejsza to powierzchnię nośną. Poza tym co roku zmieniają się przepisy dotyczące kombinezonów. FIS chce ukrócić i usystematyzować pewne rzeczy, zmniejszając liczbę manipulacji, ale to będzie zapętlanie się. Co roku będą jakieś zmiany, a i tak ktoś będzie kombinował, po czym wszyscy będą go gonić. To samonapędzająca się spirala. Podchodzę do tego z dużym dystansem. Dla mnie najważniejsze są skoki same w sobie i kwestie techniczne. Sprawy sprzętowe zostawiam ludziom, którym ufam, że zadbają o to, przez co dostanę sprzęt gotowy do skakania. Moją rolą pozostaje wykonanie dobrego skoku.
Z Kamilem Stochem rozmawiał Dominik Formela