Okiem Samozwańczego Autorytetu - Ten drugi sezon
Przed polskimi skoczkami i kibicami drugi sezon pod wodzą Thomasa Thurnbichlera. Sezon, który będzie dla niego prawdziwym testem.
Austriak nie będzie już miał handikapu pod tytułem „dopiero co objął kadrę, dajmy mu trochę czasu”. Luzacki styl przedstawiciela młodego pokolenia, tunele w uszach i tatuaże już się opatrzyły. A i sama aura, jaką zawsze roztaczają wokół siebie trenerzy z Austrii, też już nie wystarczy. Polski kibic, zawsze spragniony sukcesów, rozpieszczony dwoma fantastycznymi dekadami, będzie tej zimy oczekiwał czegoś więcej, niż kilku zwycięstw i podiów. Dwa ostatnie sezony zakończyły się nieobecnością Polaków na podium klasyfikacji generalnej pucharu świata. Czy to indywidualnej, czy drużynowej. Więc nawet Ci, którzy sezon okraszony mistrzostwem świata Piotra Żyły, uważają za sukces, będą liczyli na więcej.
A czy można ugrać więcej, jeśli trzon drużyny stanowią dwaj zawodnicy bliżej czterdziestki, niż trzydziestki, oraz jeden ponad trzydziestoletni? Być może można, ale nie w tym rzecz. I nie zrozumcie mnie źle. Podobnie jak zapewne zdecydowana większość kibiców, uważam Kamila, Piotra i Dawida za żywe legendy i życzę im jak najlepiej. Niech skaczą i do czterdziestki. Niech biją rekordy wiekowych Japończyków – Kasai i Okabe. Ale czas najwyższy, żeby jakiś trener wykorzystał wreszcie potencjał drzemiący w kolejnych pokoleniach. Przez ostatnie lata tacy skoczkowie jak Maciej Kot, Andrzej Stękała, Jakub Wolny, Klemens Murańka czy Aleksander Zniszczoł pokazywali, że mają papiery na wielkie skakanie. W kolejce czeka pokolenie jeszcze młodszych wilczków – Paweł Wąsek, Jan Habdas, Tomasz Pilch, Kacper Juroszek. Nie każdy z nich zdobędzie puchar świata czy złoty medal olimpijski, choć na pewno każdy z nich o tym marzy. Ale każdy z nich, to potencjał. Potencjał na zwycięstwa, podia, medale indywidualne czy drużynowe, rekordy skoczni. A także rzeczy mniej uchwytne i dające się sklasyfikować w kronikach czy tabelkach, ale będące kwintesencją sportu – emocje. Emocje towarzyszące temu, jak długo będą utrzymywać się na prowadzeniu w konkursie, a nie ilu jeszcze zawodników musi zepsuć, by prześliznęli się do drugiej serii. Emocje towarzyszące temu, czy to będzie pięć dwudziestek, czy tylko cztery, a nie temu, czy dobre warunki pozwolą im czasem zameldować się w czołowej dziesiątce. Emocje towarzyszące temu, czy zastąpią któregoś z utytułowanych weteranów w konkursie duetów. A nie temu, który z nich załapie się jako piąty na kolejną imprezę mistrzowską. W charakterze piątego koła u wozu tudzież rezerwowego, gdyby ktoś inny się rozchorował.
Z całego serca życzę jak najlepiej naszym Trzem Muszkieterom. Z każdym kolejnym sukcesem budują sobie coraz lepszą pozycję w panteonie najlepszych zawodników w historii swojej dyscypliny. Ale chyba bardziej ucieszyłoby mnie debiutanckie zwycięstwo któregoś z młodszych Polaków. Bo takie zwycięstwo pokazałoby, że polskie skoki się rozwijają i następuje zastępowalność pokoleń. I dlatego na osiągnięcia Thomasa Thurbichlera będę patrzył właśnie przez ten pryzmat. Nie kolejnych osiągnięć ze skoczkami uformowanymi przez jego poprzedników. Ale przez pryzmat wprowadzenia na biało-czerwoną szachownicę kolejnego króla, królówki, albo chociaż solidnej wieży.
Jakie inne zagadnienia będą zaprzątać moją głowę? Będę uważnie patrzył, czy skoki pań wreszcie ruszą z miejsca. Bo mam wrażenie, że coraz trudniej wydostać się tego dołka, który powstał od dreptania w jednym punkcie przez tyle lat. Nowy trener – nowa nadzieja. „Nadzieja matką głupich” – powiedzą pesymiści i malkontenci. „Ale każda matka kocha swoje dzieci” – odpowiem. Nie mogę już doczekać się startu sezonu i tych uświęconych tradycją corocznych etapów. Ale nie mogę się też doczekać czegoś nowego – czyli PolSKIego Turnieju. I choć wiem, że planowana jest tylko jedna edycja, to mam cichą nadzieję, że FIS zmieni zdanie i sezon 2023/2024 będzie początkiem nowej tradycji w skokach. Tym bardziej, że w programie jest konkurs na skoczni normalnej. A ja lubię urozmaicenie, które przynoszą konkursy na skoczniach normalnych. O ile nie ma ich za dużo – naturalnie.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w tym rozpoczynającym się sezonie? Jedną z zauważalnych zmian będzie bardzo prawdopodobne wypieranie tradycyjnych konkursów drużynowych duetami. Rok temu ta formuła zadebiutowała pojedynczym testem w USA. Tej zimy czekają nas trzy takie konkursy. I trzy tradycyjne drużynówki. Na koniec sezonu włodarze skoków zapewne popatrzą na wpływy z biletów oraz widownię przed telewizorami i zdecydują, czy duety zastąpią na dobre konkursy z czteroosobową obsadą.
W tym sezonie mogą też wydarzyć się trzy niezwykle ciekawe dla statystyków i miłośników ciekawostek rzeczy. Po pierwsze – Stefan Kraft może zdetronizować Janne Ahonena. Do tego wystarczy mu dziewięć razy stanąć na podium pucharu świata. A wynik taki lub lepszy osiągał w co drugim ze swoich dotychczasowych dwunastu sezonach. Po drugie – liczba polskich pucharowych zwycięstw może wzrosnąć do stu i do tego wystarczy tylko jedna wiktoria. I choć po letnim sezonie trudno jest tak naprawdę ocenić formę biało-czerwonych, to przecież każdy z nas wierzy, że taka radosna chwila może nadejść wcześniej, niż później. I po trzecie – Halvor Egner Granerud, Stefan Kraft i Ryōyū Kobayashi mogą sięgnąć po swoją trzecią w karierze Kryształową Kulę. Każdy z tych trzech dżentelmenów był zeszłej zimy w ścisłej czołówce i pokazał potencjał na kolejne zwycięstwa. Przypomnijmy, że grono skoczków, którzy mają więcej niż dwa takie trofea, jest absolutnie elitarne: Nykänen, Małysz, Goldberger. Dwie Kule ma też na koncie Kamil Stoch. I choć jego szanse na trzecie takie trofeum wydają się dziś znacznie mniejsze, niż wymienionej trójki, to przecież polskie serca to właśnie jemu będą najbardziej kibicować.
A zatem startujmy. Dopingujmy naszych ulubieńców na skoczniach i przed ekranami. Życzę nam wszystkich wiele emocji. I obyśmy po tym sezonie nie mieli takich min, jak dziecko, które w słoiczku po nutelli zamiast swojego ukochanego kremu znalazło konfiturę z czerwonej cebuli.
Felieton ukazał się się w "Niezbędniku Kibica 2023/2024", który jest do nabycia w naszym sklepie.