Człowiek o żelaznej cierpliwości. 33-letni Pius Paschke z pierwszym podium PŚ
Pius Paschke jest przykładem sportowca o rzadko spotykanej determinacji i konsekwencji w działaniu. Jego uporem można by obdzielić kilku innych skoczków. Drugi zawodnik dzisiejszego konkursu w Ruce regularne występy w Pucharze Świata zaczął dopiero w sezonie 2017/18, licząc sobie 27 lat. Na "salony" dostał się zatem w wieku, w którym Matti Nykaenen żegnał się już ze skocznią.
Niemiec wcześniej błąkał się po zawodach niższej rangi, a w konkursach zaliczanych do najważniejszego cyklu uzbierał przez kilka lat łącznie cztery punkty. Co więcej, w zimowym Pucharze Kontynentalnym też nie robił furory. Do czasu wspomnianej zimy 2017/18 ledwie trzy razy stawał na podium, ani razu nie był to jego najwyższy stopień.
- Nie powiem, czasami było ciężko, gdy na dłużej utknąłem gdzieś w 2. lidze i trudno było mieć nadzieje na szybki awans - tłumaczył w jednym z wywiadów. - Nigdy jednak nie uważałem swojej drogi za wyboistą. Byłem szczęśliwy, że mogę uprawiać sport, który kocham. Swojej sytuacji nigdy nie traktowałem jako ciężaru, a raczej jako nieustaną możliwość doświadczania piękna skoków - dodawał.
Przełomem w karierze Niemca był letni sezon 2017 roku. Wówczas zajął trzecie miejsce w klasyfikacji Letniego Pucharu Kontynentalnego, co pozwoliło mu zimą po raz pierwszy w życiu na dłużej zagościć w cyklu PŚ. Ta historia powtórzyła się rok później. - Niezwykle ważne było dla mnie to, że wywalczyłem sobie starty w Pucharze Świata przez Puchar Kontynentalny. W moim wieku była to jedyna szansa, by się tam dostać i cieszę się, że ją wykorzystałem. Wszystko zaczęło dobrze funkcjonować od pierwszego weekendu, a z biegiem czasu wyglądało to jeszcze lepiej. Gdy zacząłem uznawać lokaty w trzeciej dziesiątce za satysfakcjonujące, okazało się, że mogę uzyskiwać jeszcze lepsze wyniki - opowiadał.
Zdobył w końcu niepodważalne miejsce w kadrze Stefana Horngachera. Sezon 2019/20 zakończył na 21 miejscu w klasyfikacji generalnej, rok później był już 15. Razem z kolegami wygrał dwa konkursy drużynowe. W grudniu 2020 w Planicy był członkiem srebrnej drużyny mistrzostw świata w lotach, w marcu w Oberstdorfie razem z zespołem zdobył upragnione złoto. Ale wówczas, gdy wydawało się, że nieobliczalny podchodzący powoli pod status weterana zawodnik zrobi kolejny krok w przód, nastał regres. Przez dwie kolejne zimy znajdował się poza trzydziestką klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Pojechał co prawda na igrzyska do Pekinu, ale wystąpił, zresztą z marnym powodzeniem, tylko w jednym z konkursów. Nie było go w składzie drużyny, która przywiozła z Chin brązowy medal.
Ale wywieszenie białej flagi byłoby mocno nie w jego stylu. Latem 2023 roku Niemiec powtórzył dobrze znany sobie schemat. Miejsce w pierwszej kadrze znów wywalczył sobie dzięki dobrym występom w Letnim Pucharze Kontynentalnym i pomimo obciętych limitów dla najlepszych ekip zapewnił sobie wyjazd do Ruki. Dzisiejsze drugie miejsce na Rukatunturi to jego największy indywidualny sukces w karierze. Wskoczył tym samym do czołowej "10" najstarszych podiumowiczów historii PŚ. Jest też najstarszym skoczkiem w momencie wywalczenia pierwszego podium. Do tej pory najwyżej plasował się na piątym miejscu - dwukrotnie, w Niżnym Tagile i w Engelbergu w grudniu 2020 roku.
Ale sobotni dzień na północy Finlandii nie tylko Piusowi sprawił wiele radości. Ekipa Niemiec, która przez ubiegłą zimę skakała znacznie poniżej oczekiwań, wlała sporo nadziei w serca swoich fanów. Trzecie miejsce zajął Stephan Lehye, czwarte Andreas Wellinger, siódme Phillipp Raimund. Tuż za czołową dziesiątką sklasyfikowano Geigera i Hammanna. Dzięki tym wynikom nasi zachodni sąsiedzi zostali pierwszymi liderami Pucharu Narodów. - Dokręciliśmy wszystkie niezbędne śrubki. Nie zatraciliśmy naszej filozofii skoków narciarskich. Chłopaki są w świetnej formie, mamy świetną atmosferę w drużynie - powiedział trener reprezentacji Stefan Horngacher na antenie ARD.