"Wiem, gdzie pojawił się problem" – Kamil Stoch komentuje zimowy falstart
– Problem pojawił się na zgrupowaniu w Lillehammer, gdzie były wolniejsze tory i płaski rozbieg. Skocznia była kiepsko przygotowana. Tutaj zaczęły się problemy z tą pozycją – wskazuje nam Kamil Stoch, który po nieudanej inauguracji Pucharu Świata w Ruce dotarł wraz z resztą reprezentacji do Norwegii, gdzie w tym tygodniu czekają nas kolejne zawody w ramach walki o Kryształową Kulę.
Skijumping.pl: W poniedziałkowe popołudnie dotarliście do Lillehammer. Czy po niedzielnych wydarzeniach rozpatrywałeś scenariusz, w którym zabraknie cię w Norwegii?
Kamil Stoch: Nie, ze względów czysto praktycznych wiedziałem, że tutaj przyjadę. Po pierwsze, były już kupione bilety lotnicze. Po drugie – nawet jeżeli ktoś zakłada, że potrzebuję treningu, to gdzie indziej mam potrenować? Tutaj mamy możliwość zrealizowania kilku sesji treningowych. Świat się nie zawalił. To nie jest pierwszy taki weekend, kiedy coś nie poszło i start jest kiepski. Podtrzymuję to, co mówiłem w wywiadach. To nie jest kompletna katastrofa. To nie znaczy, że zapomniałem skakać. W pewnym momencie coś się zgubiło i poprzestawiało. Wydaje mi się, że chodzi o to, by znaleźć jedną rzecz, o którą będę mógł się oprzeć i pozwoli mi skakać normalnie. Przy normalnych skokach nie byłoby problemu, żeby wejść do czołowej "30", co jest absolutnym minimum. Myślę, że z tym nie powinienem mieć żadnych problemów. Tego się trzymam.
Na czym polegało niedzielne ryzyko podjęte w niedzielę w Ruce?
To jest to, o czym mówiłem w wywiadach po sobotnich zawodach. Czułem, że jestem zbyt pasywny w tym wszystkim. Pozycja najazdowa jest za bardzo z tyłu, później wszystko jest zrobione z przerzutu. Doszliśmy do wniosku z trenerem, że trzeba uaktywnić tę pozycję, natomiast było trochę mało czasu. Jeden skok, by wdrożyć sporą zmianę, jeżeli chodzi o czucie tego wszystkiego? To trochę mało. To było na zasadzie: wóz albo przewóz. Zadziała, bądź nie. No i nie zadziałało. Ten skok, choć chciałem zrobić coś innego, był bardzo podobny do sobotnich. Tylko że problem pogłębił się jeszcze bardziej. Chciałem być aktywniejszy, ale po wjechaniu w przejście wszystko znowu się wycofało. Zacząłem od tyłu, miałem to za daleko i nie mogłem wykorzystać energii. Bardziej ratowałem się, by nie polecieć na głowę.
Od czego zacząć pracę w rozpoczynającym się tygodniu?
Trzeba zacząć od refleksji. Od tego, co działało, na przykład w Zakopanem na zgrupowaniu na torach lodowych, które odbyło się kilka tygodni temu. Uważam, że skakałem tam bardzo dobrze i tak też czułem. Wiem, gdzie pojawił się problem. Pojawił się na zgrupowaniu tutaj, w Lillehammer, gdzie były wolniejsze tory i płaski rozbieg. Skocznia była kiepsko przygotowana. Tutaj zaczęły się problemy z tą pozycją. Znowu musieliśmy szukać, a ja musiałem się wycofać. Nie mogłem tak aktywnie dojechać do progu i z takim nastawieniem pojechałem do Ruki, gdzie trzeba być bardzo aktywnym. Tam tory są strome i szybkie. Nie mogłem się tak szybko przestawić. Ktoś może powiedzieć, że chłop ma 36 lat i powinien to robić z zamkniętymi oczami, ale czasami tak się nie da. Ogólnie technika zostaje. Te skoki tak naprawdę się nie różnią. Jeśli dojadę sobie aktywnie, wówczas powinienem spokojnie lecieć około 130 metrów – przy normalnym skoku. Wtedy rozmawialibyśmy o zupełnie innych tematach, ale jest, jak jest. Jestem gotowy podjąć wyzwanie, skupiając się na prostych zadaniach. Uważam, że najgorsza możliwość to kombinatorstwo i grzebanie w rzeczach, które są dobre, co może jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Chodzi o proste środki i metody. Co będzie? Zobaczymy.
W każdym zawodzie trzeba mieć wizję działania. Jaka wizja jest najlepsza dla ciebie?
Jedno, konkretne zadanie na trening. Dzisiaj już trochę o tym myślałem i rozmawiałem z trenerem. Chodzi o jeden element, o który mogę się oprzeć. Od tego trzeba zacząć treningi i pierwsze skoki. Jeżeli to zadziała, a myślę, że plan zadziała, to będę mógł spokojnie dokładać kolejne rzeczy z biegiem czasu.
Czy zawody w Ruce miały drugą stronę medalu, pozytywną?
Generalnie tak. Czekałem na ten sezon i lubię to, co robię. Fajnie byłoby robić to dobrze, bo o to w tym wszystkim chodzi, ale może to i dobrze, że ta Ruka już za nami? Teraz trzeba się skupić na konkretnych elementach, które powinny zadziałać. Oby teraz było już tylko lepiej.
Z Kamilem Stochem – w Lillehammer – rozmawiał Dominik Formela