Wojciech Skupień: Czuję się jak jakiś szkodnik, robak...
"Jeden z kadrowiczów po pijaku zdemolował pokój", "Zawodnik reprezentacji A na odprawę przyszedł pod wpływem alkoholu", "Kiedy Heinz Kuttin objął pierwszą kadrę, imprezowaliśmy za dużo" - takie oskarżenia padają z ust Wojciecha Skupnia. Brązowego medalisty niedawnych mistrzostw Polski. Skoczka rozczarowanego, rozżalonego i... z nadwagą.
Oto fragmenty tego wywiadu:
- Trener Heinz Kuttin przekonuje, że wysyła panu plany treningowe na e-mail.
- To ciekawe, bo ja nie mam e-maila...
- I nie otrzymał pan żadnych wytycznych, jak przygotowywać formę?
- Plany na tydzień treningu przyszły pocztą. To były ćwiczenia na ostatnie dni poprzedniego roku. Szkoda tylko, że dotarły do mnie dzień przed Sylwestrem. Potem nie skontaktował się ze mną nikt.[...]
- Mówi pan, jakby czuł się prześladowany.
- A jak mam się czuć? Cokolwiek złego by się nie stało, wszystko jest zwalane na kozła ofiarnego Skupnia. Czuję się jak jakiś szkodnik, robak... Dzwoniłem nawet do chłopaków z kadry, w końcu z Małyszem czy Mateją trzymaliśmy się zawsze razem. To była taka dobra, zgrana paczka. Teraz nikt nie odbiera ode mnie telefonu. Zostałem wyrzucony poza nawias. I nie chodzi tylko o Puchar Świata. Właśnie dowiedziałem się, że nie pojadę na zawody Pucharu Kontynentalnego do USA, na które byłem w kadrze.[...]
- Są w naszej kadrze święte krowy?
- Pewnie, wystarczy mieć dobre nazwisko. Podam tylko dwa przykłady, może na razie bez personaliów. Latem minionego roku byliśmy w Courchevel. Jeden z kadrowiczów po pijaku zdemolował pokój. Winę zrzucono na mnie i Mateusza Rutkowskiego. Przykład numer dwa - styczniowe mistrzostwa Polski w Szczyrku. Zawodnik reprezentacji A na odprawę przyszedł pod wpływem alkoholu. Widzieli to wszyscy trenerzy, ale skończyło się na odebraniu diet. Tymczasem mnie odebrano stypendium.
- Od pewnych zarzutów pan jednak nie ucieknie. Heinz Kuttin już latem zarzucał wam brak profesjonalnego podejścia do skoków. W gronie najbardziej imprezowych zawodników był i Skupień.
- Nie jestem święty, nigdy tak nie twierdziłem. I rzeczywiście, kiedy Heinz Kuttin objął pierwszą kadrę, imprezowaliśmy za dużo. Latem w zespole zaczęło się dziać źle. Odbyliśmy chyba z dziesięć szczerych rozmów, co i jak należy zmienić. Te kłopoty odbiły się jednak na naszym przygotowaniu sportowym, do sezonu zimowego kilku zawodników przystąpiło z nadwagą. Stąd słabe wyniki.[...]
Na zarzuty skoczka odpowiedział Łukasz Kruczek (II trener naszej kadry): "Skupień otrzymał od nas rozpiskę zajęć, sam mu ją dostarczyłem. Był to plan przygotowany przez Heinza Kuttina, obejmujący dłuższy okres. Jeśli jest zgrupowanie kadry B, powinien się na nim pojawić. Jeżeli ćwiczy akurat kadra C, on trenuje razem z nią. To zawodnik ma się dowiadywać gdzie są zajęcia, a nie czekać na takie informacje"
Dziwią słowa Apoloniusza Tajnera (dyr. sportowego w PZN): "Wojtek Skupień nie ma z kim trenować? Nikt się z nim nie kontaktuje? Nic mi o tym nie wiadomo. Rozumiem, że zawodnik się skarży, ale to jego wersja". Dyrektor sportowy powinien wiedzieć wszystko - nawet więcej niż sam zawodnik i trenerzy, a po tych słowach wygląda jakby pan Tajner był przekonany, że jest cudnie i pięknie w kadrze...
Zawodnik mówi wprost - działacze i trenerzy posługują się okolicznościowymi formułkami. Sam Skupień przyznaje, że nie był "święty"- tylko, że to nie jego wina a niedopilnowania przez trenerów. Wiemy, że w kadrze najlepiej nie jest. Przykładem na to jest regresja formy Mateusza Rutkowskiego, który rok temu wygrywał z Tomasem Morgensternem, a w jakim miejscu obecnie Ci skoczkowie są - nie trzeba przedstawiać.
Można jedynie domyślać się, jak zakończy się "afera skupniowa". Jeśli na mistrzostwach świata nasza reprezentacja, a przede wszystkim Adam Małysz, spisze się dobrze - nikt już więcej nie zwróci uwagi na słowa Wojciecha Skupnia, sam zawodnik po cichu odejdzie ze sportu, bo "jak można oskarżać trenera mistrza świata"?. Jeśli jednak, odpukać w niemalowane drewno, naszym skoczkom nie powiedzie się na MŚ - rozpocznie się rozdrapywanie całej sprawy przez dziennikarzy. Poczekajmy tydzień, dwa...
autor: Bartłomiej J. Boczek, źródło: Przegląd Sportowy weź udział w dyskusji: 63