Hiszpańskie media o Turnieju Czterech Skoczni i upadku tamtejszych skoków
Magia Turnieju Czterech Skoczni wybiega daleko poza kraje w nim uczestniczące. W okresie trwania Turnieju aktywują się zwykle w tej materii hiszpańskie media, dla których impreza jest często asumptem do przywołania dość krótkiej, ale ciekawej historii tamtejszych skoków.
- Wielu ludzi przed Bożym Narodzeniem czeka na iluminację w swoich miastach, na spotkania z rodziną czy koncert noworoczny. Ja jestem jednym z tych, którzy zasiadają w tym okresie przed telewizorem i oglądają Turniej Czterech Skoczni - pisze na łamach dziennika El Pais jego felietonista, Manuel Jabois, ceniony hiszpański pisarz i dziennikarz. - To hipnotyczny spektakl. Można godzinami patrzeć z osłupieniem na tych wszystkich skaczących ludzi, rzuconych w przestworza jak sztylety - dodaje
Czołowy hiszpański dziennik sportowy Mundo Deportivo informuje natomiast: "Trwa jedna z najbardziej oczekiwanych imprez sportowych zarówno przez miłośników sportów zimowych, jak i po prostu przez kibiców sportu, dla których okres świąteczno-noworoczny nie byłby tym samym bez Turnieju Czterech Skoczni. I tak, jak ma to miejsce od prawie 30 lat, nie zobaczymy na starcie imprezy hiszpańskiego skoczka ani w kwalifikacjach, ani w samych zawodach, tak jak nie ma ich od dawna w Pucharze Świata, w Pucharze Europy, Letnim Grand Prix, czy Zimowych Igrzyskach Olimpijskich."
- O tej przygodzie nigdy nie zapomnimy - zapewnia Bernat Sola, jedyny hiszpański skoczek z punktem Pucharu Świata, który w Turnieju Czterech Skoczni startował siedem razy. - Świetnie się bawiliśmy. W Hiszpanii w latach 1980-1996 było około 50 skoczków. Mieliśmy śmieszny budżet, ale jeździliśmy na najważniejsze zawody, dopóki nie pojawiły się problemy ze strony federacji. W tym '96 roku wszystko się skończyło - mówi z nostalgią w głosie.
W pierwszej połowie lat 90. na świecie dynamicznie zaczął rozwijać się snowboard, który bardzo szybko popularność zdobył również w Hiszpanii. W 1996 roku rozegrano pierwsze mistrzostwa świata, a dwa lata później specjaliści od szusowania na jednej desce zadebiutowali w igrzyskach olimpijskich. W hiszpańskiej federacji skonstatowano, że fundusze wcześniej przeznaczane na skoki narciarskie, które nie przynosiły sukcesów, lepiej zainwestować w nową dyscyplinę. - Nie mogłem w to uwierzyć, nie wiedziałem, jak zareagować, straciliśmy całe wsparcie finansowe - ubolewa Sola.
- Było szczególnie przykro, ponieważ mieliśmy wtedy naprawdę duże talenty - Davida Caballero i Artura Samarę oraz inne rokujące dzieciaki. Niektórzy z nas próbowali to jakoś ratować, udając się do katalońskiej federacji, której przewodniczył Francesc Izard, nie przyniosło to jednak większego skutku. Szkoda, bo mieliśmy szczęście trenować z najlepszymi zagranicznymi skoczkami, chłonąć ich technikę i mogliśmy próbować ich naśladować - wspomina były hiszpański skoczek.
Dziennikarz Mundo Deportivo kończy artykuł smutnym podsumowaniem: "nie wygląda na to, żeby sytuacja miała się zmienić w pozytywny sposób. Królewska Hiszpańska Federacja Sportów Zimowych (RFEDI) twierdzi, że od ponad 20 lat nie otrzymała żadnego sygnału z jakiejkolwiek strony na temat zainteresowania tą dyscypliną. Pozostaje nam tylko cieszyć się najlepszymi konkursami skoków w charakterze bezstronnych widzów".
Czytaj też: Latanie w rytmie flamenco - wspomnienia hiszpańskich skoczków narciarskich