Filip Sakala: Przejęliśmy czeskie skoki w katastrofalnym stanie
Od wiosny tego roku były skoczek Filip Sakala jako dyrektor sportowy w czeskiej federacji próbuje uratować tamtejsze skoki przed całkowitą agonią. W ostatnich dniach syn mistrza świata w lotach udzielił ciekawego, obszernego wywiadu portalowi Sport.aktualne.cz, którego fragmenty prezentujemy poniżej.
- Widać, że Roman Koudelka znowu wierzy w siebie, że ufa trenerom. Ufa sprzętowi, na którym skocze, w grupie jest chemia. Ważną rzeczą dla nas jest to, że jego wynikami uspokoiliśmy nasze środowisko skokowe. Po nieszczęściu, które trwa od trzech lat, mamy do czynienia z przebudzeniem. Przystępowaliśmy do sezonu z myślą, że nie będziemy nakładać na niego presji wyniku. Mamy wewnętrzne cele, ale Roman już teraz przekroczył wszelkie oczekiwania. Dla mnie zwycięzcą i bez względu na to, co mówią inni, wiem, że wciąż jest w stanie wygrywać zawody Pucharu Świata. Prawdopodobnie nie będzie to jeszcze możliwe w tym sezonie, ale z pewnością jest w stanie kilka razy wskoczyć do pierwszej piętnastki.
- Początkowo mieliśmy inny pomysł na naszego trenera, ale on nie wypalił. Straciliśmy sporo czasu, Gaj Trcek i Jure Sinkovec ze Słowenii dołączyli do nas na dobrą sprawę w lipcu, a cały proces przygotowania do sezonu rozpoczęliśmy w sierpniu. To stosunkowo młodzi trenerzy, którzy są głodni sukcesu. Nie chcą tu tylko zarabiać pieniędzy i wracać do domu. Chcą pokazać wszystkim w Republice Czeskiej i za granicą, że jest tu jeszcze coś do zrobienia. Lubię, ten zapał, który w nich widzę.
- W Pucharze Kontynentalnym nie odnosimy już takich sukcesów, ale w Pucharze FIS mamy utalentowanego Josefa Buchara, który zdobył punkty w wieku 16 lat. Daniel Škarka regularnie zdobywa punkty. Pięciu juniorów jest na solidnym poziomie. Chodzi o to, żeby nie szaleć. Nie możemy skupiać się na wynikach i robić z nich gwiazd. Ważne jest, aby byli dobrzy w wieku 20 lat. Próbujemy dogonić świat, ale droga jeszcze daleka. Przed nami dużo pracy. Nasze dziewczyny skaczą za to bardzo dobrze. Kája Indráčková była już piętnasta w Pucharze Świta, jej siostra Anežka zaatakuje moim zdaniem pozycje medalowe na Mistrzostwach Świata Juniorów. Mam nadzieję, że z czasem dołączy do nich Klárka Ulrichová, która na początku sezonu złamała obie ręce. Wszystkie mają duży potencjał.
- Prezes Vit Hacek i ja nie jesteśmy na naszych stanowiskach nawet od roku, ale już jesteśmy zadowoleni. To było dla mnie duże wyzwanie, nie będę kłamać. Lato było dla mnie trudne, przejęliśmy czeskie skoki w katastrofalnym stanie, ludzie nie chcieli ze sobą współpracować. Słyszałem tylko: "ja, ja, ja" i ciężko było zmienić to na "my". My jako skoczkowie narciarscy i każda osoba jako część systemu. Rodzice w ogromnym stopniu ingerowali w proces treningowy, musieliśmy też zharmonizować poszczególne reprezentacje i ich trenerów. Mam nadzieję, że teraz to zadziała i inni też to dostrzegą.
- Moją największą obawą było to, czy w ogóle będziemy w stanie to wszystko sfinansować. Ale ustaliliśmy strategię, która moim zdaniem dobrze się sprawdza. Pieniądze, które mają teraz nasze skoki, wystarczą, aby odbić się od dna. Konieczne będzie jednak zwiększenie budżetu, jeśli chcielibyśmy mieć swoich specjalistów od sprzętu. Na razie nas na to nie stać. Staramy się znaleźć dużego partnera dla poziomie reprezentacji, ale ważne jest również, aby szukać lokalnych partnerów, którzy pomogą w rozwoju klubów.