Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Puchar Świata w Wiśle - fakty, informacje, ciekawostki

Puchar Świata już w najbliższy weekend przeniesie się do Polski. Najlepsi skoczkowie najpierw zmierzą się na skoczni imienia Adama Małysza w Wiśle. Z tej okazji przypominamy kilka mniej lub bardziej znanych historii związanych z tym obiektem. 

Zapora zamiast skoczni

Skocznia w Wiśle-Malince powstała w 1933 roku, a już nieco ponad czterdzieści lat później, mogła i miała zakończyć swój żywot. Jak pisze branżowy portal Skisprungschanzen.com: "w 1975 roku zapadła decyzja o zburzeniu skoczni, która miała być już "nieodwołalna". Wszystko dlatego, że u podnóża obiektu zaplanowano budowę zapory wodnej. W zamian w Wiśle miał powstać zupełnie nowy kompleks sportowy, w skład którego miały wejść dwie skocznie: 90- i 70-metrowa. Projektantem areny był uznany modernistyczny architekt Jurand Jarecki, który w młodości był aktywnym skoczkiem narciarskim. Nowe skocznie miały się znajdować ""na rozwidleniu dróg do Wisły-Malinki i Wisły-Czarnego (...) nieopodal Domu Turysty"". Planów jednak nigdy nie zrealizowano: nie powstały ani zapora, ani nowe skocznie, a obiekt w Wiśle-Malince doczekał się kontynuacji swojej historii, stając się po wielu latach areną zawodów Pucharu Świata."

Zawalony "kontynental"

W sobotę 25 stycznia 1997 roku Wisła miała zadebiutować w roli gospodarza zawodów Pucharu Kontynentalnego. Obiekt w Wiśle-Malince był już wtedy w kiepskim stanie, mimo to jeszcze na tyle dobrym, by stać się areną zawodów niższej rangi. W niedzielę rywalizacja miała się przenieść z Beskidów w Tatry na Wielką Krokiew. Powiedzieć, że zmagania na wiślańskiej skoczni były zawodami kuriozalnymi to nie powiedzieć absolutnie nic. W czasie serii treningowej, po skoku 21. zawodnika delegat techniczny FIS Austriak Max Sandbichler stwierdził, że na wieży sędziowskiej nie ma komputera. Trening został przerwany, a organizatorów poinformowano, że zawody nie dojdą do skutku, jeżeli ów komputer nie znajdzie się tam, gdzie docelowo powinien się znajdować. W tym samym czasie rozpoczęły się konsultacje z wszystkimi 16 trenerami ekip zagranicznych odnośnie widoków na dalsze przeprowadzenie konkursu w takich warunkach. Grono szkoleniowców jednogłośnie orzekło, że nie widzi przeszkód, by zawody rozegrać zgodnie z planem. W międzyczasie organizatorom udało się dostarczyć komputer pod skocznię. Kiedy sprzęt był na miejscu, poszczególne ekipy głodne rywalizacji czekały na wznowienie zawodów, a wiślańska skocznia na swój debiut w zawodach FIS Sandbichler zdecydował... o odwołaniu konkursu. Nie konsultując się zresztą z jury konkursu. "Nie byliśmy odpowiednio przygotowani i to jest oczywiste. Organizacja nie przyniosła nam sławy, choć prawdą też jest, że delegat FIS wykazał wyjątkową niechęć i złośliwość." - relacjonował Przegląd Sportowy. W następstwie decyzji austriackiego działacza lista 77 zawodników uszczupliła się o przedstawicieli reprezentacji Austrii, Niemiec, Norwegii, Szwecji, Szwajcarii, Francji i Włoch. Gospodarze nie chcieli jednak sprawić zawodu licznie zgromadzonej wiślańskiej publiczności i naprędce przemianowali zawody na Puchar Beskidów, w którym wzięło udział 47 zawodników z Czech, Białorusi, Słowacji, Ukrainy, Gruzji, Rosji i Polski. Zwyciężył Czech Roman Krenek (100,5 i 109 m) przed swoim rodakiem Jaroslavem Kahankiem (99 i 105,5 m). Trzecie miejsce zajął Wojciech Skupień (95 i 105,5 m.), a tuż za podium znaleźli się Robert Mateja, Aleksandr Siniawski z Białorusi i Gruzin Kahaber Tsakadze. Po tej wpadce Wiśle na kolejną szansę zorganizowania zawodów "drugiej ligi" przyszło czekać do 2009 roku.

Mamut w Wiśle

Po wybuchu małyszomanii całe środowisko polskich skoków narciarskich miało mocno rozgrzane głowy. Pojawiały się plany, inicjatywy, które dziś brzmią jak Sciene-fiction. W 2003 roku, gdy na dobre zabrano się za projekt budowy w Wiśle-Malince nowej dużej skoczni, ówczesny prezes PZN Paweł Włodarczyk zupełnie otwarcie zaczął mówić o powstaniu skoczni do lotów. - Projekt nowej skoczni dużej zakłada cofnięcie rozbiegu i buli o kilka metrów. Skocznia będzie miała przeciwstok jak Bergisel w Innsbrucku. Dzięki temu droga, która przebiega pod skocznią, będzie poprowadzona tunelem pod przeciwstokiem. Obiekt będzie miał 8 tys. miejsc siedzących, w sumie pomieści 30 tys. osób. Koszt budowy, z igelitem i oświetleniem to ok. 14 mln zł. Wydano już pozwolenie na budowę. Druga duża skocznia jest w Polsce niezbędna. Myślimy też poważnie o budowie "mamuta". Takie są w tej chwili tendencje w FIS, konkursy na "mamutach" mają trafić do programu igrzysk. Największe imprezy światowe, w tym także Puchary Świata, będą przyznawane krajom mającym skocznie K 120 i K 185 - informował w rozmowie z Dziennikiem Polskim  Gdyby nawet za sprawą jakiegoś niezwykłego splotu okoliczności i brakach w wyobraźni u decydentów, zaczął tam powstawać obiekt do lotów, to, biorąc pod uwagę w jak ciężkich bólach rodziła się skocznia nazwana później imieniem Adama Małysza, pewnie nigdy nie zostałby ukończony. W sezonie 2004/05 miały w Malice odbyć się pierwsze zawody. Rozpoczęcie budowy przeciągało się jednak z różnych powodów i dopiero pod koniec 2004 roku przystąpiono do prac. Niestety inwestycja co rusz napotykała na różnego rodzaju przeszkody. Obiekt byłby gotowy na jesień 2006 roku, ale w sierpniu na zeskoku obsunął się kawał ziemi, przez co znowu termin otwarcia się opóźnił. Budowa skoczni szczęśliwie zakończyła się dopiero późnym latem 2008 roku. - Przejeżdżam tamtędy codziennie i szlag mnie trafia, jak widzę, że nic się tam nie dzieje - mówił w jednym z wywiadów w okolicy 2006 roku Adam Małysz.

Upadki

Skocznia w Wiśle-Malince zahamowała kilka karier skoczków narciarskich. Ten najbardziej tragiczny miał miejsce w 1960 roku, kiedy murowany kandydat do medalu olimpijskiego w Sqaw Valley, jeden z najlepszych wówczas skoczków na świecie Zdzisław Hryniewiecki doznał ciężkiego uszkodzenia kręgosłupa podczas ostatniego treningu przed wyjazdem do Stanów. Na igrzyska oczywiście nie poleciał, a resztę życia spędził na wózku inwalidzkim. O tej historii dokładnie pisaliśmy >>>TUTAJ<<<. Ale nowa skocznia również nie okazała się przesadnie przyjazna dla części skoczków. Mogła stać się przekleństwem aktualnego reprezentanta Polski, Pawła Wąska. W 2014 roku 15-letni wówczas skoczek pełnił w rolę przedskoczka przed Pucharem Świata w Wiśle. Młody zawodnik zaliczył katastrofalnie wyglądający upadek, który porównywano do wypadku Thomasa Morgensterna z Kulm. Jak informował Dziennik Zachodni, 15-letni Paweł Wąsek – zawodnik klubu Wisła Ustronianka – z dużą siłą uderzył o ziemię, spadając ze sporej wysokości. Doznał silnego krwotoku z nosa. Po kilku minutach na obiekcie pojawiła się karetka, która przetransportowała skoczka do szpitala. Po pierwszych badaniach okazało się, że Wąsek doznał urazu kręgosłupa. Szczęśliwie zdołał powrócić do skoków, ale wypadek odcisnął na lata piętno na jego psychice. - Do dziś mam go w głowie. Jeżeli warunki na skoczni są dobre, to nie mam z niczym problemu, ale jeśli, dajmy na to, mocno wieje, przypominam sobie o tamtym wydarzeniu - mówił jakiś czas temu na łamach naszego portalu. Upadek w Wiśle stał się początkiem końca kariery Andersa Fannemela. Latem 2019 roku podczas obozu kadry Norwegii zawodnik zerwał więzadło w kolanie i na wiele miesięcy utracił możliwość uprawiania sportu. Choć z uporem próbował wrócić na szczyt, to nigdy już nie osiągnął dawnej formy. Fatalnie skocznię imienia Adama Małysza wspomina też jego rodak, Anders Bardal. W 2015 roku podczas kwalifikacji do zawodów Pucharu Świata pofrunął dalej od rekordu skoczni, lądując na 140 metrze. Niestety, lot zakończył upadkiem, złamaniem ręki i wizytą w szpitalu. Jeszcze na zeskoku stracił przytomność - Uraz okazał się bardzo skomplikowany – złamane miejsce trzeba było połączyć za pomocą płytek i śrub - informowała norweska federacja po pechowym zdarzeniu w Wiśle. Na skocznię wrócił dopiero po kilku tygodniach. Dokończył sezon i zakończył karierę. W 2019 roku obiekt z krwawiącą głową podczas PŚ opuszczał Piotr Żyła. W 2020 roku o tym jak kapryśna jest to arena przekonała się podczas mistrzostw Polski Kinga Rajda, a w czasie LGP 2021 najbardziej bolesny upadek w karierze zanotowała Sara Takanashi. W jej przypadku również konieczny okazał się transport do szpitala. A to i tak ledwie kilka wybranych niebezpiecznych sytuacji z wiślańskiego obiektu. Chwile grozy przeżywali tam także choćby Wojtech Stursa czy Denis Korniłow. 

Skopany tyłek mistrza

Małysz nie dostał od losu szansy na spełnienie swojego wielkiego marzenia i nie wziął nigdy udział w zimowych konkursach najwyższej rangi na swojej skoczni.  Puchar Świata w jego miejscowości rozegrano po raz pierwszy dwa lata po zakończeniu kariery przez mistrza, w 2013 roku i od tego czasu nie wypada z najważniejszego FIS-owskiego kalendarza. Pierwszy międzynarodowy konkurs na skoczni swojego imienia Małysz zanotował we wrześniu 2009 roku. Była to rywalizacja w ramach Pucharu Kontynentalnego. Obecny prezes PZN w tamtym sezonie igelitowym był w wysokiej formie, zajął trzecie miejsce w cyklu LGP, więc oczywistym było dla wszystkich, że tradycji stanie się zadość i nasz superskoczek nie pozostawi rywalom żadnych złudzeń. Na starcie stanęli też niemal wszyscy czołowi polscy skoczkowie przygotowujący się do sezonu olimpijskiego. Nie Adam jednak, zupełnie nieoczekiwanie, został bohaterem tamtego weekendu. Rywalom żadnych szans w sobotę nie dał Marcin Bachleda. W swoich próbach uzyskał 127 i 129 metrów i wygrał  z łączną notą 261,3 pkt., o 6,4 pkt. wyprzedzając Adama Małysza. Półtora punktu do wiślanina stracił Łukasz Rutkowski, a tuż za podium uplasował się Rafał Śliż. - Jestem trochę zły, bo Marcin  tu na mojej skoczni skopał mi tyłek - mówił po zawodach Adam Małysz. -  Ale tylko chylić czoło, po prostu świetnie skakał. Szat nie rozdzieram, bo ja jestem w trakcie przygotowań. Jutro spróbuję mu się zrewanżować.

- Drugie miejsce Adama jest zadowalające, ponieważ zwycięzca pokazał tu naprawdę niesamowitą dyspozycję - twierdził nieco zaskoczony rozstrzygnięciem trener Małysza, Hannu Lepistoe, który raczej nie był przygotowany na to, że jego podopieczny ulegnie podopiecznemu Łukasza Kruczka. W niedzielę znów podium było polskie. I znów podobnie, jak drugiego dnia ostatnich wiślańskich zmagań, stanęli na nim ci sami zawodnicy co dzień wcześniej. Tym razem Bachleda wyprzedził Małysza o trzy punkty. Obaj w drugiej serii ustanowili nieoficjalny letni rekord obiektu, skacząc po 134 metry. Łukasz Rutkowski stracił z kolei do Małysza 3,3 pkt. - Czuję się bardzo dobrze, te dwa występy motywują mnie i pokazują, że dobrymi skokami mogę pokonywać nawet takich skoczków jak Adam Małysz - mówił uszczęśliwiony Bachleda. Do zimy forma "Diabła" tradycyjnie uleciała. W Pucharze Świata ledwie pięciokrotnie wchodził do "30", nie spełnił też swojego marzenia o starcie w igrzyskach. Z kolei Małysz pod wodzą Lepistoe do zimy zdołał wskoczyć na najwyższy poziom. Sezon zakończył piątym miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ i dwoma srebrnymi medalami z Vancouver. Tuż po igrzyskach nasz wybitny skoczek po raz ostatni w swojej karierze wystąpił w Pucharze Kontynentalnym, znów na swojej skoczni w Wiśle. Tym razem nie miał sobie równych. Drugiego Manuela Fettnera pokonał o prawie 25 punktów. Marcin Bachleda zajął 17 miejsce. 20 sierpnia 2010 roku Małysz wygrał  swój jedyny konkurs Letniego Grand Prix w Wiśle.

Siedem polskich podiów

Najlepszym skoczkiem w historii Pucharu Świata w Wiśle jest Kamil Stoch, który pięciokrotnie stawał na pudle (2-2-1). Tyle samo miejsce na podium ma Stefan Kraft, ale on triumfował tam tylko raz. Jedynym oprócz skoczka z Zębu zawodnikiem z dwoma wiktoriami jest Dawid Kubacki, który w listopadzie 2022 roku wygrał hybrydowe konkursy rozgrywane na torach lodowych i nawierzchni igelitowej. Polscy skoczkowie dobrze radzili sobie w Malince także w konkursach drużynowych, czterokrotnie stając na podium. Tylko Austriacy, dokonali tej sztuki więcej razy, plasując się w czołowej trójce pięciokrotnie. Jeszcze lepiej reprezentanci Polski radzili tam sobie w letnich zawodach najwyższej rangi, czyli w LGP, zaliczając aż 28 miejsc na podium, w tym 13 zwycięstw. Sześciokrotnie biało-czerwoni wygrywali letnie konkursy drużynowe, do tego raz zajmując drugie miejsce.