Strona główna • Włoskie Skoki Narciarskie

Szalony lot Campreghera. "Latem w Szczyrku latałem jeszcze dalej"

Jednym z najbardziej emocjonujących momentów dzisiejszego przerwanego konkursu Pucharu Świata w Szczyrku był niesamowity, lecz nieustany lot reprezentanta Włoch, Andrei Campreghera na 108,5 m oddany w bardzo sprzyjających warunkach wietrznych. Podopieczny Jakuba Jiroutka przyznaje jednak, że na Skalitem zdarzało mu się skakać jeszcze o kilka metrów dalej.

- To był zapewne mój najbardziej szalony skok w zawodach, ale latem podczas obozu w Szczyrku dwukrotnie zdarzyło mi się na tej samej skoczni polecieć ponad 110 metrów - mówi nam włoski skoczek. - Podobnie jak dziś, żadnego z tych skoków nie ustałem, to było poza zasięgiem moich możliwości. Jednak najbardziej niesamowity lot oddałem na skoczni w Kranju w Słowenii. Jej punkt K wynosi sto metrów, a rekord należący do Petera Prevca to 119 metrów. Ja poszybowałem tam na 120 metr. Oczywiście nie udało się wylądować. To był jedyny moment, gdy jeszcze podczas skoku zacząłem się obawiać o moje zdrowie. To było czyste szaleństwo. Na szczęście nic mi się nie stało. 

- Dziś nie czułem strachu. Ekscytowałem się tym lotem, był świetną zabawą. Gdy głowa jest poniżej nart, mamy do czynienia z najlepszym uczuciem, jakie może towarzyszyć skoczkowi narciarskiemu. Cieszę się, bo w ostatnim czasie nie oddawałem specjalnie dalekich skoków, poczułem się dzięki niemu o wiele lepiej - przyznaje 22-letni zawodnik, który jest jednak zdania, że dzisiejsza rywalizacja nie miała sensu i rzecz jasna nie jest w tej opinii odosobniony - Przy tym co się działo, przy braku rzeczywistej kompensacji warunków wietrznych przez przeliczniki konkurs nie mógł być sprawiedliwy. To była rosyjska ruletka - uważa.

Campregher jeszcze poprzedniej zimy męczył się w zawodach FIS Cup. Włoch dopiero latem zdobył pierwsze punkty Pucharu Kontynentalnego, które zagwarantowały mu prawo startu w Pucharze Świata, ale już podczas inauguracyjnego konkursu w Ruce zdobył swoje trzy pierwsze punkty PŚ. - Cóż, po części pomogły mi nowe zasady dotyczące sprzętu. Skoki są dziwne i nieprzewidywalne, jednym taka zmiana może pomóc, innym zaszkodzić. Ja znalazłem się w tej pierwszej grupie - przyznawał w rozmowie z naszym portalem po zawodach rozpoczynających sezon.

Autor najdłuższego skoku dzisiejszego dnia musiał wykazać dużo determinacji, by na poważnie zająć się skokami. -  Skoki uprawiał mój kuzyn, więc i ja postanowiłem spróbować, mimo że jest to dyscyplina sportu we Włoszech zupełnie nieznana. Do najbliższej skoczni z miejsca zamieszkania dojeżdżałem, czasem codziennie, samochodem cztery godziny - opowiadał.

Skocznia w Szczyrku jest nieco pechowa dla jego kolegi z reprezentacji, Francesco Cecona. Podczas konkursu Letniego Grand Prix w sierpniu ubiegłego roku poszybował na 107,5 m, odległość dłuższą od oficjalnego rekordu skoczni. Niestety seria, w której Włoch oddał tę próbę została anulowana i stracił w ten sposób status rekordzisty. Gdyby udało się dokończyć dzisiejsze zawody, zdobyłby swoje długo wyczekiwane pierwsze punkty Pucharu Świata. W zaistniałej sytuacji musiał jednak obejść się smakiem.