Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Wrócimy do rozmów z FIS" – Adam Małysz o przyszłości PolSKIego Turnieju

PolSKI Turniej miał być jednorazową przygodą, trochę taką "zapchajdziurą" w sezonie, w którym imprezą docelową są Mistrzostwa Świata w Lotach. Jednak sukces frekwencyjny sprawił, że PZN chciałby, by zadomowił się w kalendarzu pucharu świata. Mówił o tym w Zakopanem Adam Małysz.

Cieniem na Turnieju położyło się odwołanie konkursu w Szczyrku, spowodowane pogodą. Prezes PZN zapewnia jednak, że FIS w takich sytuacjach nie bierze pod uwagę czynników losowych, tylko organizację rzeczy, za które odpowiedzialni są ludzie.

- Wszystkim było smutno i przykro z tego powodu i wszyscy się nawzajem przepraszali, że tak wyszło. Ani my, ani FIS ani jury nie są winni, że pogoda była, jaka była. Teoretycznie my jako PZN moglibyśmy mieć pretensje, że zostało tylko dziesięciu skoczków, a jury zawody odwołało. Nawet Borek Sedlak był na siebie zły i mówił >akurat jak zrobiliśmy przerwę, to przez 10 minut wiało trochę mniej, może udałoby się to dokończyć<. Ale czegoś takiego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Potem warunki były już tylko coraz gorsze. Stało się, jak się stało. To nie była łatwa decyzja. Jesteśmy zależni od pogody. To, że udało się przeprowadzić serię próbną i część pierwszej to i tak uważam za mały cud. Bo dwa dni wcześniej było z pogodą katastrofalnie, przesuwał się nad nami front atmosferyczny - wyjasniał prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

- Trochę zaryzykowaliśmy, Bo mogliśmy zrobić konkurs o 16:00 lub 16:30, ale ze względu na to, że konkurs odbywał się w środku tygodnia, są ferie, ludzie jeżdżą na nartach, chcieliśmy zacząć później, licząc na to, że przyjdzie więcej ludzi, że będzie lepsza atmosfera. A i tak było bardzo dużo kibiców i fajnie się bawili. Szkoda, że tak to się skończyło. Musimy z tym żyć. Odbiór Turnieju był bardzo dobry. Wszyscy są też pod wrażeniem przebudowanej skoczni w Wiśle. Zmiana była diametralna i można zupełnie inaczej i dalej skakać. Choć myślę, że rekord o długości 144,5 będzie trudno pobić. Ale z drugiej strony to pokazuje, że można bardzo daleko skakać i prawidłowo wylądować. Ta skocznia jest zdecydowanie bezpieczniejsza - mówił w Zakopanem Małysz.

- Myślę, że na pewno wrócimy do rozmów z FISem. Odzew zarówno z ich strony, jak i ze strony zawodników i sztabów jest bardzo pozytywny. Mam nadzieję, że Wam — dziennikarzom — też się podobało. Jest to dosyć dynamiczny turniej, jest mało czasu na odpoczynek. Jest to coś nowego, nowa formuła, wygrywa nie najlepszy zawodnik, a najlepszy zespół. To sprawia, że wszyscy się bardziej starają, nie tylko zawodnicy, ale i sztaby trenerskie, serwismeni. Muszą być do końca skupieni, żeby wygrać. Fajny pomysł - ocenił były skoczek.

- Czy skoki narciarskie powinny iść w tę stronę, by kalendarz pucharu świata wypełniać mini-turniejami? To był pomysł Waltera Hofera sprzed kilku lat. On chciał doprowadzić do tego, że skoki staną się ciągiem takich właśnie turniejów. Miały być między nimi dłuższe przerwy, ale żeby jechać w jedno miejsce i nie przemieszczać się zbyt często na duże odległości, na przykład między kontynentami. Tylko w jednym kraju lub w dwóch bliskich siebie robimy turniej, potem tydzień przerwy i przejeżdżamy gdzie indziej. Ale ten pomysł gdzieś się po drodze pogubił. Ostatnio znów do tego wróciliśmy. Pewne rozwiązania w tym kierunku wymusiła też pandemia. Był taki pomysł, żeby wszystkie ekipy zebrać razem i wspólnie podróżować autokarami, lub samolotami. To zmniejszało ryzyko zakażeń wśród skoczków, którzy mieliby ograniczony kontakt z dużą liczbą różnych ludzi. Ale sztaby zaprotestowały. To w końcu rozłąka z najbliższymi na pół roku, a to mogłoby mieć negatywne efekty psychologiczne. W końcu wielu ludzi ma swoje rodziny, do których i tak bardzo tęskni w okresie startów. A przebywanie w wąskim gronie tych samych osób przez tak długi okres czasu nie jest zdrowe - zakończył szef polskiej federacji.