42-letni Choi z nowym sponsorem i celem medalowym na ZIO 2026
Mogło się wydawać, że koreański weteran Choi Heung-chul skonstatował, iż pociąg o nazwie światowe skoki narciarskie ostatecznie mu odjechał. Nic z tych rzeczy. Azjatycki skoczek poinformował, że podpisał nową umowę sponsorską i ma przed sobą jasno określony cel.
Choi podpisał, krótkoterminową na razie, sześciomiesięczną umowę z firmą PIMK, producentem zdrowej żywności i suplementów diety. Jego startów od jakiegoś czasu nie finansuje już krajowa federacja, która pominęła go w ustaleniu składu swoich struktur.
- Chciałbym podziękować firmie PMIK za wsparcie zarówno materialne, jak i mentalne w mojej drodze po medal olimpijski, co jest ostatnią pozycją na liście moich celów. Moje wyzwanie potrwa tak długo, aż medal igrzysk zawiśnie na mojej szyi - powiedział skoczek portalowi M-i.kr, który nazwał go "legendą skoków narciarskich".
Choi w latach 90. był postrzegany jako talent najczystszej wody. W 1998 roku zajął bardzo wysokie, piąte miejsce podczas Mistrzostw Świata Juniorów, wyprzedzając takich skoczków jak: Simon Ammann, Robert Kranjec, Martin Koch czy Bjoern Einar Romoroen. W 1997 roku, jako zaledwie 16-latek zadebiutował w Pucharze Świata i od razu zdobył punkty, plasując się na 25 miejscu w Engelbergu tuż przed Loitzlem i Małyszem. Pięć lat później na tej samej skoczni doznał makabrycznie wyglądającego upadku, z którego wyszedł jednak bez poważnej kontuzji (upadek można zobaczyć >>>TUTAJ<<<).
W kolejnych latach zamiast robić systematyczne postępy, notował stały regres, w najlepszym wypadku stabilizował formę na mocno przeciętnym poziomie. Wysokie lokaty, podobnie jak jego koledzy z drużyny, zajmował tylko w zawodach niższej rangi. Imprezą na którą szczególnie mobilizowali się koreańscy skoczkowie była Zimowa Uniwersjada. W latach 2001-2009 z akademickiej imprezy przywieźli łącznie aż 11 medali. Najlepszym osiągnięciem Choia w Pucharze Świata pozostaje 11. miejsce wywalczone w nieco kuriozalnym konkursie w 2000 roku w Iron Mountain.
Choi jest ostatnim przedstawicielem żelaznej koreańskiej czwórki, która startowała do osiągnięcia zaawansowanego wieku. Swoją teorię na temat długowieczności najstarszych koreańskich skoczków miał Słoweniec Jure Radelj, obecny trener Sophie Sorschag, a w przeszłości kadry Korei. W jednym z wywiadów poddał w wątpliwość zaangażowanie i chęci do rozwoju swoich byłych podopiecznych, twierdząc, że najważniejsze dla nich jest stałe wynagrodzenie i możliwość podróżowania po świecie, a nie osiąganie satysfakcjonujących wyników.