Kulm - skocznia, która zakończyła karierę Thomasa Morgensterna
Niemal równo 10 lat temu, na skoczni w Bad Mittendrof miał miejsce jeden z najbardziej dramatycznie wyglądających upadków w historii skoków narciarskich. Upadek, który przyczynił się do zakończenia kariery jednego z najwybitniejszych skoczków narciarskich.
Thomas Morgenstern był największą gwiazdą epoki trenera Alexandra Pointnera. Przyćmił go jedynie Gregor Schlierenzauer. Ale to Morgenstern ma w dorobku trofeum uznawane za najcenniejsze w karierze - złoty medal olimpijski. Wywalczył go w 2006 roku w Turynie, pokonując swojego kolegę z drużyny - Andreasa Koflera - o 0,1 punktu! To zwycięstwo - najmniejsze z możliwych - jest dziś chyba pierwszym skojarzeniem, jakie przychodzi do głowy, gdy pada nazwisko "Morgenstern". U polskich fanów bardzo ciepłe wspomnienia budzi Morgenstern za sprawą historii z 2013 roku. Gdy podczas konkursu drużynowego na mistrzostwach świata w Val di Fiemme Polacy wylądowali tuż za podium, to Austriak jako pierwszy zauważył, że źle podliczono punkty norweskiej drużynie. I dzięki szybko złożonemu protestowi, to Polacy zasłużenie otrzymali brązowe medale. Z postacią Morgensterna kojarzą się też koszmarne upadki podczas zawodów Pucharu Świata. Ten ostatni - na Kulm - ostatecznie zakończył karierę skoczka ze Spittal an der Drau.
Thomas Morgenstern - mistrzostwo olimpijskie, dwie Kryształowe Kule, wygrany Turniej Czterech Skoczni, kolekcja medali z mistrzostw świata i mistrzostw świata w lotach (choć drużynowych miał więcej, niż indywidualnych), mistrzostwo świata juniorów i cała masa pomniejszych trofeów. Wygrał 23 konkursy pucharu świata. I był okres, że wygrywał je w takim tempie, że niektórzy uważali, że to on może pobić rekord, należący wtedy do Mattiego Nykänena. Czyli wygrać więcej, niż 46 konkursów. Ostatecznie sztuki tej dokonał młodszy kolega i rywal - Gregor Schlierenzauer. Wszystkie te triumfy odnosił w glorii złotego chłopca austriackich skoków, a gdy był pytany o strach, rozbrajał pytanie zdaniem, które stało się jego dewizą - "No risk, no fun" czyli "Bez ryzyka nie ma zabawy". Tę dewizę odesłały w niebyt upadki. A szczególnie ten ostatni - na austriackiej skoczni do lotów.
Pierwsza fatalne wyglądająca kraksa przydarzyła mu się w Kuusamo w 2003 roku. W oku kamery wyglądała tak poważnie, że ciężko było uwierzyć, że skończyło się na złamanym palcu. Po tej kraksie do "Morgiego" przylgnęło określenie skoczka z gumy. Młody organizm wyleczył się z siniaków w ekspresowym tempie. Drugi poważny upadek Thomas zaliczył już w swoim ostatnim sezonie. Zdarzyło się to w grudniu 2013 w Titisee-Neustadt, podczas pierwszej serii konkursowej niedzielnego. Thomas całkiem nieźle rozpoczął wtedy zimę. Zajął trzecie miejsce w Ruce i piąte w Lillehammer. Dzień przed upadkiem wygrał pierwszy konkurs w Titisee i zajmował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. W pierwszej serii konkursu oddał bardzo daleki skok - na 141. metr, ale upadł przy lądowaniu i uderzył głową w zeskok. (Dalej w tej serii poleciał tylko zwycięzca konkursu - Kamil Stoch). Austriaka przewieziono do szpitala. Skończyło się - jak w Kuusamo - na złamanym palcu. - Pamiętam tylko jakby Kliczko zaczął boksować. Potem zgasły światła. Poczułem ogromny ból w całym ciele, ale miałem nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Obawiam się jednak, że nadchodzące dni mogą być naprawdę ciężkie - relacjonował później Morgenstern.
Po tym upadku odpuścił sobie weekend w Engelbergu, ale powrócił na skocznię na Turniej Czterech Skoczni. Gdzie zresztą, skacząc z wciąż nie do końca zaleczonym palcem, poradził sobie świetnie. Dwa miejsca na podium dały mu w turnieju drugie miejsce - za kolegą z drużyny i absolutną rewelacją i "meteorem" - czyli Thomasem Diethartem. Dla Dietharta był to jedyny poważny indywidualny sukces w karierze. Dla Thomasa - gorzka pigułka. Już wtedy był w cieniu Schlierenzauera, a teraz pojawiła się nowa gwiazda w drużynie.
Prosto z Turnieju Czterech Skoczni skoczkowie światowej elity przenieśli się do Tauplitz-Bad Mittendorf, by wziąć udział w pierwszych lotach sezonu. I tu nastąpiła katastrofa. Ambitny skoczek, będący w wyśmienitej formie i należący do czołówki tego sezonu, czuł, że musi "gonić". Wymuszone przerwy spowodowały straty w klasyfikacji generalnej, pierwsze trofeum przeszło koło nosa. Zawodnik miał coś do udowodnienia.
10 stycznia 2014 miały miejsce treningi i kwalifikacje do zawodów pucharu świata. Thomas wygrał pierwszy trening. W drugim doszło do tragedii. Zaraz po wyjściu z progu lewa narta skoczka poszła w dół, złapała powietrze i zawodnik wymachując rozpaczliwie rekami, runął z kilku metrów na zeskok. Uderzył w ubity śnieg barkiem i głową, po czym zsunął się na sam dół skoczni, bezwładnie, jak szmaciana lalka. Ratownicy medyczni i lekarze długo udzielali mu pomocy na zeskoku. Zanieśli go do karetki dopiero wtedy, gdy odzyskał przytomność. Przewieziono go do szpitala. Był w bardzo ciężkim stanie i dopiero wieczorem dotarły do publiczności informacje, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Pierwsze badania, jakie zostały wykonane w szpitalu w Salzburgu, wykazały ciężkie obrażenia głowy i stłuczone płuca. - Pacjent znajduje się w stanie krytycznym, ale nie zagrażającym życiu. Nie można jego obrażeń porównać do tych, których doznał na stoku narciarskim były kierowca Formuły 1 Michael Schumacher (znajduje się od 12 dni w śpiączce farmakologicznej) - powiedział agencji APA Obrist cytowany przez serwis sportowy TVN-u.
Thomas Morgenstern 10.01.2014, podczas pierwszego skoku treningowego na Kulm - 196,5 m i najlepszy wynik. Fot. Horst Nielgen |
Po upadku Morgenstern nic nie pamiętał. Niezwykłym przeżyciem było dla niego obejrzenie wypadku na powtórkach. "To tak, jakbym oglądał w telewizji kogoś innego, kto odbija się od belki, skacze, upada; kto bez życia turla się po podłożu, leży z krwawiącą twarzą w śniegu, przekręcony, nieprzytomny, podczas gdy tylko kilka centymetrów od jego głowy w szalonym tempie przejeżdża lewa narta. Ale to przecież ja! Czy to możliwe? Żołądek mi się kurczy, patrzę w monitor niewidzącym wzrokiem" - tak opisywał tamte wrażenia w swojej autobiografii.
Co było przyczyną upadku? Warunki wietrzne były wtedy dobre. Jak się okazało, Morgenstern popełnił wtedy drobny błąd. - Po odbiciu, kiedy zaczynam przyjmować pozycję w locie, koniec lewej narty zawsze układał mi się nad prawą nartą. Poprzez ustawienie w literę "V" w powietrzu końce nart się krzyżują. U mnie zawsze koniec lewej narty znajdował się nad końcem prawej. Zawsze - ale nie w tym skoku. Tutaj to prawa narta była nad lewą - tłumaczył potem zawodnik.
I właśnie ten drobny szczegół, przyczynił się do zakończenia kariery wybitnego skoczka w wieku zaledwie 27 lat. "To było przyczyną? Taka drobnostka? Na jakieś dziesięć tysięcy skoków zdarzyło mi się to dwa razy. Raz prawie upadłem a raz... Ta świadomość sprawia, że zaczyna we mnie rosnąć uczucie niepewności, które rośnie z minuty na minutę. Drobiazg, który pociągnął za sobą takie skutki. (...) Wiatr był idealny. Forma wybitna. Nie mogłem mieć żadnego wpływu na to, co się stało i na sposób, w jaki się stało. Upadłem przypadkowo? Z niepewności rodzi się strach. Czy uprawiając ten sport, oddaję swoje życie w ręce przypadku?"
Thomas Morgenstern i Sandro Pertile w Planicy, 01.04.2023. Fot. Tadeusz Mieczyński |
Te myśli już nigdy nie opuściły wielkiego mistrza. Fizycznie znów wykurował się w błyskawicznym tempie. 17 lutego - czyli jeden miesiąc i jeden tydzień po koszmarnym upadku, pomógł kolegom wywalczyć srebrny medal w konkursie drużynowym na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Impreza czterolecia była dla niego wystarczającą pokusą, by pokonać strach. Ale do pucharu świata już nie wrócił. Nie wziął udziału w żadnym konkursie do końca zimy. Podjął treningi latem, by przygotować się do kolejnego sezonu.
Thomas Morgenstern jako gość podczas Turnieju Czterech Skoczni, 03.01.2016. Fot. Sarah Braunias |
Jego ostatni trening miał miejsce na skoczni Bergisel w Innsbrucku, 18 września 2014 roku. "Skoki są OK (...) chciałbym oddać jeszcze jeden. Wiatr się wzmaga. Działam bardziej rutynowo, niż podczas pierwszego skoku. Strach jest odrobinę mniejszy. To dobry skok. Nagle w powietrzu narty gwałtownie zbliżają się do siebie. Natychmiast zaczynam się bronić. (...) Czuję adrenalinę od końców włosów aż po palce u stóp. Wymachuję rękoma. Jakoś udaje mi się zachować równowagę i wylądować. Moje serce bije jak szalone. Odjeżdżam i siadam na ziemi, na zeskoku. W moich oczach pojawiają się łzy. Widok Bergisel staje się rozmyty. (...) Już nie mogę. Boję się i wiem, że strach będzie moim ciągłym towarzyszem. (...) Nagle jest - decyzja. W tym momencie" - opisywał tę chwilę Morgenstern w swojej autobiografii.
26 września 2014 roku mistrz olimpijski z Turynu ogłosił publicznie zakończenie sportowej kariery.
informacja własna,
Thomas Morgenstern - Moja walka o każdy metr
skijumping.pl