Zniszczoł, Kubacki i Stoch z kolejnymi punktami PŚ – wypowiedzi po niedzielnym konkursie w Sapporo
Trzech polskich skoczków zdobywało punkty Pucharu Świata podczas zmagań w japońskim Sapporo. W sobotę i niedzielę swój dorobek w obecnym sezonie poprawili Aleksander Zniszczoł, Dawid Kubacki oraz Kamil Stoch. Po niedzielnej rywalizacji reprezentanci Polski opowiedzieli o swoich wrażeniach z tego konkursu, jak i całego weekendu na skoczni Okurayama.
W niedzielę najlepszy rezultat spośród Biało-Czerwonych uzyskał Aleksander Zniszczoł. Dzięki skokom na odległość 129 oraz 124 metrów wiślanin zajął 14. pozycję. Był to znacznie lepszy wynik od tego, jaki wywalczył w sobotnim konkursie (25. miejsce – przyp. red.). Po bardzo udanych weekendach w Willingen i Lake Placid, kiedy czterokrotnie plasował się w najlepszej „10” pucharowych zawodów, Zniszczoł odczuwał pewne rozczarowanie miejscami zajętymi w Sapporo.
– Dzisiejsze skoki też nie były w 100% dobre, szczególnie drugi skok. Były fajne warunki, a znowu popełniłem błąd w pozycji. Nie została ona utrzymana. Straciłem balans i już to odbicie nie było czyste. Nie umiałem sobie chyba w ogóle poradzić na tej skoczni z przejściem i dojechaniem do progu, ale przy dwóch niezbyt udanych próbach 14. miejsce; z niezbyt udaną próbą 9. (po pierwszej serii – przyp. red.) – więc widać, że potrafię. Myślę, że teraz spokojnie odpocznę, nabiorę świeżości psychicznie i fizycznie, i będzie elegancko – skomentował swój niedzielny występ niespełna 30-letni skoczek.
W najbliższy weekend pucharowa rywalizacja będzie odbywała się na obiekcie do lotów w niemieckim Oberstdorfie. Zniszczoł wyraził swoje zadowolenie z faktu, iż kolejne konkursy PŚ będą rozgrywane na skoczni mamuciej i zapowiedział m.in., że jedzie tam walczyć o dobry wynik. Został on także zapytany o to czy zawody na skoczni im. Heiniego Klopfera, jak i późniejsze zmagania w Lahti, konkursy w ramach cyklu Raw Air oraz zawody w Planicy, oznaczają daleką drogę do końca bieżącego sezonu.
– Mam nadzieję, że jeszcze zdobędę trochę punktów, bo muszę spełnić cel. Więc mam nadzieję, że to nadejdzie i będę się rozkręcał z konkursu na konkurs – oznajmił polski skoczek, który nie zdradził jednak swojego celu na końcówkę sezonu 2023/24.
Drugim najwyżej sklasyfikowanym reprezentantem Polski podczas konkursu w Sapporo kolejny raz został Kamil Stoch. Po dwunastym miejscu w sobotniej rywalizacji, dzień później zajął 18. pozycję (119,5 oraz 128,5 m).
– Było nieźle. Powiedziałbym, że to dla mnie chyba najlepszy weekend w tym sezonie. Może bez jakiejś rewelacji, ale było solidnie. Dzisiaj było trochę gorzej, niż wczoraj. Pomimo tego, że starałem się robić to samo, to jednak napięcie mięśniowe i zmęczenie spowodowało, że nie byłem w stanie zrobić tego samego. Taką mam tę zimę – że takie drobne zmiany w czuciu ciała powodują, że nie jestem w stanie zrobić po prostu tej samej rzeczy z dnia na dzień. Ale pomimo tego, że te skoki były bardzo agresywne, to dzisiaj przy tym wietrze z przodu to działało. No, i było całkiem OK – skomentował swoje występy skoczek z Zębu.
Podczas skoków trzykrotnego mistrza olimpijskiego na olimpijskim obiekcie w Sapporo zauważalne były pewne zmiany w jego pozycji najazdowej. Czy był to całkowicie nowy pomysł czy kontynuacja tego, co można było oglądać już w tym sezonie?
– To była kontynuacja. Zresztą to była kontynuacja tego, co robiłem w Lake Placid. Tutaj ten rozbieg był trochę inny – trochę bardziej płaski w stosunku do tego w Stanach. No, i tutaj funkcjonowało to trochę lepiej niż tam, ale funkcjonowało dobrze na przykład wczoraj. Wczoraj bardzo dobrze to funkcjonowało. Dzisiaj to, co powiedziałem, czyli trochę inne czucie ciała miało wpływ na to, że już nie byłem w stanie idealnie odzwierciedlić tego samego „jeden do jednego” – wyjaśnił Stoch.
Niespełna 37-letni reprezentant Polski został także zapytany, czy podróż dookoła świata oraz rywalizacja w USA i Japonii dodały mu energii i wiary w to, że w tym sezonie mogą jeszcze wydarzyć się dobre rzeczy.
– Nie powiem, że wlało we mnie po prostu hurraoptymizm i spowodowało, że teraz nagle wszystko mi się odmieniło i jest fajnie. Bo już od Zakopanego czuję, że czuję się lepiej. Staram się też podejść trochę inaczej do tego, co robię – z większym dystansem; dawać sobie też trochę więcej przestrzeni na błędy i na to, że po prostu ta zima jest jaka jest. Ale trzeba walczyć. Nie poddaję się, staram się po prostu z konkursu na konkurs wdrażać takie pomysły, do których dochodzimy wspólnie z trenerami. To nie jest nic odkrywczego, nowego – to są po prostu konkretne rzeczy, które mam zrobić na danym obiekcie – mówił polski skoczek.
39-krotny zwycięzca pucharowych zawodów podkreślił także, iż stara się wierzyć w to, że wspomniane rozwiązania będą działały: – Z tą wiarą jest po prostu najtrudniej, bo skoro nie działa przez większą część zimy, to trudno, żeby nagle po prostu odpaliło ze skoku na skok. Tak jak powiedziałem, nie poddaję się. Nie mówię, że będzie kiepsko do końca zimy, bo wierzę w to – inaczej by mnie tu nie było – że jeszcze może być fajnie, ale postaram się z konkursu na konkurs, z weekendu na weekend po prostu robić swoje. Wiem teraz, nad czym mam pracować. To jest w sumie dla mnie najważniejsze – że ta pozycja, gdy ją sobie przypilnuję, to nawet jeżeli tak jak dzisiaj te skoki były agresywne, to i tak funkcjonuje.
W trzeciej dziesiątce niedzielnych zmagań uplasował się Dawid Kubacki, który zajął 25. lokatę (118 oraz 122,5 m).
– Myślę, że nogi działały dobrze, co zresztą pokazywały kwalifikacje. Skakało mi się dzisiaj całkiem przyzwoicie. W kwalifikacjach naprawdę fajny skok, pierwsza seria była z delikatnym błędem, i nie było to już takie czyste z progu. W drugiej serii też całkiem fajny skok, z energią i dobrze zrobiony technicznie. No, ale później nie złapało – ocenił swoje niedzielne skoki reprezentant Polski.
Czy po zajęciu 8. miejsca w sobotnim konkursie na Okurayamie oraz bardzo dobrej, 5. pozycji w niedzielnych kwalifikacjach (po skoku na 136 metrów – przyp. red.), w głowie Kubackiego pojawiały się myśli o tym, że wraca on już powoli do walki o czołowe lokaty?
– Starałem się skupić na tym, co mam do zrobienia. I mimo tego, że ten wynik na pewno nie jest dzisiaj zadowalający, myślę, że tę robotę, którą miałem zrobić na skoczni, zrobiłem poprawnie. Na pewno nie wybitnie, bo w tych skokach zdarzały się drobne błędy, ale nie były to po prostu skoki zepsute – odpowiedział.
Podopieczny trenera Thomasa Thurnbichlera został także zapytany o to, jak ocenia (w skali od 1 do 6) pod względem sportowym swoje występy w zawodach PŚ, mających miejsce poza Europą: – Pod względem sportowym myślę, że przyznałbym sobie na zachętę ocenę 4-, głównie z powodu tego wczorajszego miejsca w dziesiątce. Pod względem pracy, jaką wykonałem w tym czasie, myślę, że tutaj były spore postępy. I to widać, szczególnie już tutaj w Japonii, że tych dobrych skoków było coraz więcej. Ta stabilizacja i ich powtarzalność była coraz większa, i jakościowo też były w porządku. Jak trafiało się przyzwoite warunki, można było bez większego problemu kręcić się w czołowej dziesiątce.
Czy na obiekcie do lotów, na którym będzie toczyła się rywalizacja w najbliższych konkursach PŚ, łatwiej wypracować taką stabilizację? – Myślę, że ogólnie jest trudniej, bo skocznie do lotów są po prostu bardziej wymagające, i tam też te błędy potrafią się potęgować. Im większa prędkość, każdy błąd; każde odchylenie od normy, tym ten opór powietrza jest dużo większy i można więcej stracić. Ale jest to do zrobienia – ocenił Kubacki.
Korespondencja z Sapporo, Dominik Formela