Silje Opseth: Latać dalej od mężczyzn. Byłoby wspaniale
Końcówka minionej zimy miała dla Silje Opseth słodko-gorzki smak. Norweżka ustanowiła w Vikersund rekord świata w długości lotu kobiet, ale występ na mamucie okupiła zdrowiem. Poobijana i ze skręconą kostką musiała odpuścić finał sezonu, lecz w rozmowie ze Skijumping.pl woli skupić się na pozytywach. – Był to ogromny krok naprzód dla kobiecych skoków narciarskich – mówi o swoim sukcesie 24-latka.
Zima zakończyła się dla Ciebie przedwcześnie przez upadek w serii próbnej na Vikersundbakken, tuż przed Twoim rekordowym lotem. Chociaż wystartowałaś jeszcze w konkursie, byłaś poobijana i skręciłaś kostkę. Jak czujesz się teraz?
Czuję się dobrze, a wszystko idzie w odpowiednim kierunku. Moja twarz już się zagoiła, ale nadal trochę doskwiera mi kostka. Potrzebuję wciąż trochę czasu, by w pełni ją wyleczyć i rehabilitacji, by ją ustabilizować. Po krótkich wakacjach wróciłam już do treningów. Na razie część ćwiczeń wykonuję dość zachowawczo, ale już działam z myślą o kolejnym sezonie.
Jak podsumowałabyś miniony sezon?
Myślę, że był całkiem dobry. Mimo że moje wyniki były bardzo zróżnicowane, jestem zadowolona z tego, co zrobiłam. Rozpoczynałam zimę z jednym celem – by każdego dnia być szczęśliwą i czerpać radość ze skakania, bo w poprzednich sezonach tego mi brakowało. Nie miałam konkretnych sportowych celów na ten rok. Traktowałam go raczej jako czas nauki i próby stworzenia dobrego fundamentu na kolejne dwa sezony. Czuję, że udało mi się tego dokonać, a przy okazji miałam kilka dobrych konkursów. Jestem z tego bardzo zadowolona i w pełni gotowa, by kontynuować ten proces.
Czy po dalekich lotach podczas finału Raw Air, i ustanowieniu rekordu świata w długości lotu kobiet, Twoje oczekiwania względem kolejnego sezonu wzrosły?
Myślę, że moje cele i oczekiwania nie są oparte na tym, co wydarzyło się w Vikersund, a raczej na całym procesie, w którym się znajduję. Czuję, że w tym roku odbudowałam naprawdę solidną bazę, którą chcę teraz poprawić, by zimą wejść na wyższy poziom. Ale loty w Vikersund też w pewien sposób wpłynęły na to, jak podchodzę do dalszej pracy. Moje oczekiwania wobec kolejnego sezonu będą wciąż zbalansowane, ale z pewnością nieco wyższe.
Nazwałabyś ten rekordowy lot w Vikersund najważniejszym momentem w Twojej karierze?
Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Po pierwsze było to dla mnie bardzo ważne, tak osobiście. To był dzień pełen emocji. Ale słyszałam też od wielu osób, i sama się z tym zgodzę, że był to ogromny krok naprzód dla kobiecych skoków narciarskich. Podniosłam się po upadku i wróciłam na górę, by pobić rekord świata. Po latach słuchania, że kobiety nie mogą latać na nartach, bo to dla nas bardziej niebezpieczne i możemy odnieść więcej obrażeń, niż chłopcy. To był policzek dla tych, którzy tak mówili. Udowodniłam, że tak nie jest. Jesteśmy w stanie dokonywać takich samych rzeczy, co mężczyźni.
Myślisz, że kobiece skoki narciarskie będą się teraz rozwijać bardziej dynamicznie?
Mam nadzieję, ale co roku rozpoczynam sezon z takimi nadziejami. Naprawdę chciałabym, aby rozwój kobiecych skoków, kobiecego Pucharu Świata przebiegał nieco szybciej. Uważam, że obecnie stawiamy bardzo małe kroki i możemy trochę przyspieszyć. To przecież nikomu nie zaszkodzi. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy miały więcej lotów narciarskich w sezonie, a inne kraje będą się ubiegać o organizację takich zawodów. To coś, na co musimy kłaść duży nacisk, wywierać pewną presję, bo jeśli tego nie zrobimy, to nic się nie wydarzy. Ja zamierzam wkładać w to dużo wysiłku i myślę, że sporo koleżanek mnie w tym wesprze. Ale uważam, że to przykre, że musimy toczyć taką walkę.
Finał sezonu mężczyzn odbył się na mamucie w Planicy, podczas gdy konkurs kobiet rozegrano na normalnym obiekcie. Swoje niezadowolenie wyraziła wtedy między innymi Eva Pinkelnig, a Ty i Eirin Maria Kvandal zupełnie odpuściłyście finał. Czy takie oświadczenia i bojkoty mogą przyspieszyć ten proces rozwoju kobiecych skoków?
Muszę przyznać, że moja rezygnacja z Planicy nie była żadnym wyrażeniem sprzeciwu czy bojkotem. Nie byłam w pełni sprawna po upadku w Vikersund, a na dodatek już od kilku miesięcy miałam zaplanowane wakacje. Wiedziałam jeszcze przed rozpoczęciem sezonu i potwierdzeniem kalendarza, że wtedy będę na wyjeździe z rodziną. Ale myślę, że gdybym pojechała do Planicy, to czułabym się źle. Szczególnie że chłopcy mieli w tamten weekend trzy konkursy lotów narciarskich, a naszą rywalizację rozegrano w czwartek na normalnej skoczni. To pokazuje, jak duża jest przepaść między światem kobiecych skoków a męskich. Nie chcę, żeby tak wyglądały kolejne lata. Myślę, że to bardzo ważne, żebyśmy zabierały głos i mówiły ludziom, jak widzimy naszą przyszłość. Potem możemy tylko mieć nadzieję, że zostaniemy zrozumiane i pewne zmiany zostaną wprowadzone.
Głos na temat konieczności wprowadzenia zmian w kobiecych skokach zabierali także mężczyźni. O tym, że powinnyście mieć więcej szans do latania, mówili m.in. Halvor Egner Granerud, Daniel Huber czy Stefan Kraft. Dużo dla Was znaczy ich wsparcie?
Oczywiście. Razem jesteśmy silniejsi. Wsparcie chłopaków jest niezastąpione, bo ich głos jest głośniejszy od naszego. To naprawdę ważne i wiele dla nas znaczy. A, zwłaszcza że, jak powiedziałaś, to nie tylko norwescy skoczkowie. Nasi chłopcy wspierają nas już od wielu lat i naprawdę pomagali nam wielokrotnie walczyć o swoje. Ze strony innych nacji nie miałyśmy wcześniej tyle wsparcia, a ich wypowiedzi były raczej bardziej zachowawcze. Ale to, jak nam kibicowali w tym sezonie, naprawdę mnie cieszy. To świetne, że widzą, na co nas stać. Mam nadzieję, że pomogą nam naciskać na FIS i organizatorów, by tych konkursów w lotach było więcej.
Co jest najtrudniejsze w byciu kobietą w świecie skoków narciarskich?
Najtrudniej jest się przebić i być szanowaną. Sprawić, by inni postrzegali cię jako sportowca, którym przecież jesteś. Skoki narciarskie zawsze były męskim sportem. Rozwijanie kobiecej strony tego świata jest naprawdę ważne, bo ludzie nie zawsze rozumieją, że jesteśmy sportowcami, którzy wykonują taką samą pracę, jak mężczyźni, jeśli nie większą. Do tego dochodzi kwestia uzyskania takich samych praw – pod względem liczby konkursów, skakania na najlepszych skoczniach, dostawania takich samych nagród pieniężnych. To wszystko jest naprawdę trudne i mamy niestety jeszcze dużo pracy do wykonania.
Kluczowe są tutaj także kwestie fizjologiczne. Jakiś czas temu zajęłaś się badaniami, w których porównywałaś swój cykl menstruacyjny z wynikami na skoczni. Wykazały one, że to, w jakim momencie cyklu jesteś, ma znaczny wpływ na Twoje samopoczucie i wydajność ciała na treningu. Trudno jest uzyskać takie informacje i dobrze wykorzystywać je w pracy, skoro skoki narciarskie w większości tworzą mężczyźni?
Zdecydowanie. Wszystkie badania dotyczące skoków narciarskich, czy nawet sportu ogółem, oparte są na mężczyznach. Mamy zbyt mało informacji na temat kobiecych zawodniczek i przed nami długa droga. Od trzech lat interesuję się wpływem cyklu menstruacyjnego na wyniki na skoczni i w większości sama musiałam zgłębiać ten temat. Robiłam to, bo czułam, że w niektóre dni byłam bardziej samokrytyczna, miałam trudności z racjonalnym myśleniem. Okazało się, że przyczyniają się do tego hormony wydzielane w określonym momencie cyklu. Dużo się dzięki temu nauczyłam, szczególnie w zeszłym roku. Ale wciąż pozostaje dużo do zrobienia, bo większość naszego zespołu – trenerzy, członkowie sztabu, fizjoterapeuci – to mężczyźni, których wiedza w znacznej mierze pochodzi z pracy z mężczyznami. Dlatego musimy się same edukować. Myślę, że bycie kobietą w sporcie jest bardziej skomplikowane, bo jesteśmy bardziej złożone. I to jest trudna część, ale też w pewnym stopniu interesująca.
Czy inne skoczkinie też interesują się tym tematem? Rozmawiałaś z nimi o tym?
Rozmawiałam o tym tylko z koleżankami z kadry i nie widziałam wśród nich dużego zainteresowania. Myślę, że to też kwestia tego, że są ode mnie młodsze i nie jest to dla nich tak duży problem lub nie uważają tego za temat wart zgłębienia. Dla mnie to był przełom. Mocno w to wierzę i myślę, że w przyszłości więcej zawodniczek będzie się interesowało tym tematem.
Teraz, gdy masz już więcej doświadczenia i wiesz, jak cykl menstruacyjny na Ciebie wpływa, uważasz, że mogłaś zrobić pewne rzeczy inaczej? Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, to inaczej reagowałabyś na swoje wyniki, przeszła na inne procesy inaczej, zrobiła coś lepiej?
Zawsze powtarzam sobie, by nie żałować niczego, co zrobiłam. Bo w momencie, gdy to robiłam, była to najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić. A jeśli okaże się błędem lub pójdzie nie tak, jak chciałam, zawsze mogę wyciągnąć z tego wnioski i się czegoś nauczyć. Więc nie sądzę, że zmieniłabym cokolwiek, nawet z tą wiedzą, którą mam teraz. Każde potknięcie było wartościowe i nauczyłam się wielu rzeczy, bez których nie byłabym tym, kim jestem.
Wspomniałaś wcześniej, że dość spokojnie zamierzasz podejść do przygotowań do kolejnego sezonu. Planujesz latem startować?
Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na to pytanie. Mamy teraz trudną sytuację ekonomiczną w Norweskim Związku Narciarskim. Nie wiem, jak to się dalej potoczy i czy będzie nas stać na starty. Nie uważałam nigdy letnich konkursów za zbyt ważne pod względem sportowym, ale z pewnością są one ważne, jeśli patrzymy na skoki narciarskie jako produkt. Są one cenne dla widzów, stacji telewizyjnych, a także dla organizatorów. Kibicom na pewno przyjemniej odwiedza się skocznie latem, gdy nie ma tak niskich temperatur. Musimy też patrzeć na przyszłość skoków narciarskich pod kątem zmian klimatu. Myślę, że będziemy iść kierunku większej liczby hybrydowych konkursów, z igelitem na skoczniach. To wyjątkowa sytuacja, z wieloma możliwościami. Musimy to dobrze wykorzystać.
Mówisz o możliwościach, ale są też zagrożenia, które musimy brać pod uwagę podczas rozmawiania o przyszłości skoków narciarskich.
Oczywiście, chociaż ja wolę skupić się na możliwościach. Wolę rozmawiać o tym, jak możemy się rozwijać i jakie poprawki wprowadzić, by uczynić ten sport bardziej popularnym w przyszłości. Pierwszą rzeczą, o której myślę, jest popularność skoków w Norwegii. Wiem, że nadal są one dość popularne w centrum Europy, ale u nas coraz więcej osób traci zainteresowanie tym sportem. To też ma wpływ na młode pokolenia i na to, ile dzieci chce zacząć skakać na nartach. Jest ich coraz mniej, i to naprawdę smutne. Musimy to dobrze przemyśleć i znaleźć rozwiązanie, bo bez nowych pokoleń skoczków, nie będzie żadnej przyszłości. To z pewnością jedno z największych wyzwań.
Ale czy Ty, jako zawodniczka, możesz mieć na to jakiś wpływ? Skaczesz najdalej, jak możesz, więc czy reszta nie zależy od FIS-u, organizatorów konkursów i innych osób zaangażowanych w funkcjonowanie świata skoków?
Jak najbardziej, jako zawodniczka mogę po prostu dobrze wykonywać swoją pracę. Skakać daleko i pokazywać swoją radość ze skoków, by ludzie przed telewizorami mogli poczuć te emocje i dzięki temu zakochać się w tym sporcie. Mogę też starać się być dobrym wzorem do naśladowania dla młodszych pokoleń i to prawdopodobnie największa rzecz, jaką mogę zrobić. Ale mam też głos, więc mogę rozmawiać z organizatorami czy Międzynarodową Federacją Narciarską i Snowboardową. Mogę wywierać presję, naciskać na ważne dla mnie kwestie i pomóc rozwijać ten sport. Ale koniec końców, nie zrobię tego sama. Musimy być w tym razem.
Wróćmy jeszcze do kwestii problemów finansowych norweskiego związku. Czy takie kwestie wpływają na Twoją radość ze skakania?
Niekoniecznie. Zawsze starałam się oddzielić tę część sportową od ekonomicznej. Uprawiam skoki narciarskie, bo uważam, że to świetna zabawa. I będę kontynuować swoją karierę, aż do dnia, w którym przestanie mi to dawać taką radość. A część ekonomiczna nie jest częścią tej zabawy, przynajmniej niebezpośrednio. Dla mnie, to, że mogę zarabiać na robieniu tego, co kocham najbardziej, to bonus. Ale na pewno, rywalizując na najwyższym poziomie, potrzebujemy funduszy. Musimy mieć pieniądze, aby podróżować, udoskonalać sprzęt i mieć odpowiednią infrastrukturę do pracy nad naszą formą. Nie mogę powiedzieć, że ta sytuacja nie ma żadnego wpływu na nasze codzienne treningi. Ale kiedy jestem na skoczni i trenuję, skupiam się na tym, co mam robić i mam z tego wiele radości.
Co sprawiłoby Ci teraz najwięcej radości? Jakie jest Twoje największe marzenie?
Chciałabym ustanowić rekord świata w długości skoku dla obu płci, nie tylko kobiet. To zawsze było moim największym marzeniem – latać dalej od mężczyzn. To byłoby coś wspaniałego.