Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Proste i sprawdzone rzeczy” – Dawid Kubacki o planie powrotu do formy

– Czas leci, a my zaczęliśmy już przygotowania do następnego sezonu. Normalny rytm, taki jak zwykle. Tak to wygląda co roku. Najistotniejsze jest to, żeby z minionego sezonu wyciągnąć odpowiednie wnioski i z pełnym zapałem pracować dalej. Wszystko po to, by najbliższej zimy cieszyć się z fajnych wyników i czerpać z tego dużo radości. To jest mój cel na przyszły sezon – mówi 34-letni Dawid Kubacki, szykując się do Pucharu Świata w skokach narciarskich 2024/25.


– Znalazłem nieco czasu dla siebie. Tej wiosny miałem trochę więcej przerwy. Był czas na to, żeby porobić coś wokół domu i spędzić go z rodziną. Trochę pomógł mi w tym fakt, że żona wróciła do pracy. „Tatusiowałem” sobie zatem w domu, kiedy miałem wolne. Może nie miałem czasu na wszystko, co chciałbym zrobić, bo czekały obowiązki domowe, ale to był fajny czas. W ostatnich latach, kiedy jesteśmy w ciągłych rozjazdach, tego czasu z dziećmi nie spędza się tak dużo, jak by się chciało. Cieszę się, że mogłem poświęcić czas rodzinie – opowiada Kubacki o ostatnich tygodniach.

Mistrz świata z 2019 roku do kolejnej zimy szykuje się pod okiem Thomasa Thurnbichlera i Macieja Maciusiaka, z którymi zna się z kompletnie różnych etapów kariery.

– Dla mnie najważniejsze jest to, że po poprzednim sezonie, moim zdaniem, mam mądre wnioski co do popełnionych błędów. Największy komfort daje przekonanie do tego, że robi się to, co będzie działało. Trenerzy i sztab są od tego, żeby mi w tym pomagać i pilnować, żebym realizował swoje zadania w należyty sposób. Podchodzę do tego profesjonalnie. Sporo czasu spędziliśmy na rozmowach i analizie. Teraz, na podstawie wniosków, pracujemy dalej i szykujemy się do kolejnego sezonu – komentuje.

Pod koniec maja Kubacki podzielił się nagraniem z treningu w Zakopanem, gdzie ląduje w okolicach rozmiaru Średniej Krokwi (HS105).

– Nie były to wybitne skoki, ale na całkiem fajnym poziomie. Brakuje w nich jeszcze trochę energii, ale technicznie spina się to całkiem fajnie. Powoli czuć, że to chce lecieć – dzieli się wrażeniami. z. pierwszych prób na igelicie.

Dawid Kubacki to jeden z członków Kadry Narodowej A, jednak jego plan treningowy, podobnie jak w przypadku Piotra Żyły, jest znacznie bardziej uproszczony względem młodszych skoczków z reprezentacji.

– Jako zawodnik nieco bardziej doświadczony staram się bazować na tych ćwiczeniach, które są dla mnie najważniejsze. To był jeden z wniosków po ubiegłej zimie. Ćwiczeń-wypełniaczy było po prostu za dużo. Wykonywałem je dobrze, nie zyskiwałem jednak na tym zbyt dużo, a objętościowo trening się zwiększał. Idziemy w tym kierunku, żeby wykonywać najistotniejsze elementy treningu. To, co znamy i to, co się sprawdza. To, na czym bazuje cały świat i nie jest wielką filozofią. Proste i sprawdzone rzeczy. Wydaje mi się, że to kwintesencja tego, co chcę robić w tym sezonie – tłumaczy.

– Dodatkowo w kontekście częstotliwości wyjazdów na zgrupowania są nieco inne priorytety w moim przypadku. Trochę bardziej jest to skumulowane na miejscu. Mniej wyjazdów i więcej treningów w Polsce. Kolejny przykład to ćwiczenia w tunelu aerodynamicznym. Nie będę się tam wybierał, kiedy realizowane będą ćwiczenia, których nie potrzebuję wykonywać. Na pewno udam się tam, kiedy będzie latanie z nartami, bo uważam, że z tego mogę skorzystać – uzupełnia.

Szkolenie pod okiem indywidualnego sztabu wybrał tej wiosny wieloletni kompan Kubackiego z reprezentacji – Kamil Stoch. Jak medalista olimpijski z Pekinu ocenia jego ruch?

– Też przechodziła mi taka myśl przez głowę. Ostatnia zima pokazała, że wiele trzeba sobie przemyśleć. Wiem, że to na pewno dużo wyzwanie logistyczno-organizacyjne. Życzę Kamilowi jak najlepiej. Wiem, że sobie poradzi i podjął dobrą decyzję. Mam nadzieję, że na skoczniach nie raz będziemy cięli się o najlepsze miejsca – odpowiada Kubacki.

Triumfator Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 2019/20 odniósł się także do rekordowej próby Ryoyu Kobayashiego, który w kwietniu poszybował w Islandii na 291. metr tymczasowego obiektu w Akureyri.

– Dowiedziałem się o tym jak wszyscy, czyli z mediów. Było to ciekawe wydarzenie. Warto docenić, że taka próba została podjęta, bo to na pewno było dużo przedsięwzięcie, żeby znaleźć właściwe miejsce i usypać ze śniegu odpowiedni profil. To nie był zbudowany obiekt, to tysiące przerzuconych i ułożonych ton śniegu. A do tego zmartwienia, żeby nie zjechał w formie lawiny przed próbą, bądź w trakcie. Jako sportowy wyczyn? Bardzo mi to zaimponowało. Podjąłbym się, ale zwłaszcza po minionym sezonie wiele bym nie zdziałał. Podjąłbym się jednak, bo takie coś nie dzieje się na co dzień. To świetna promocja naszej dyscypliny sportu, że takie rzeczy mogą się dziać, a bariera 300 metrów może w końcu pęknąć. Póki co, nie na oficjalnych zawodach i nie będzie to oficjalny rekord, ale poza zawodami jest to możliwe. To pokazuje, że w każdym sportowcu jest ta żyłka marzyciela, który chce lecieć tak daleko, jak to tylko możliwe – zwraca uwagę reprezentant Polski.

– Widzę to tak. Z technicznego punktu widzenia była to zwykła skocznia, ale trzeba trochę przeciągnąć fazę lotu. Dziwię się, że na dole nie było jakichś wentylatorków, żeby dało się dociągnąć kilka metrów więcej. Nie są to oficjalne zawody, więc można takie rzeczy robić. Jakiś delikatny wentylator, żeby w ostatniej fazie trzymało jeszcze 15-20 metrów… Ja bym to pewnie tak zrobił <śmiech>… – kończy Kubacki.