„Do Pucharu Świata mi się nie spieszy” – Łukasz Łukaszczyk o kolejnych krokach sportowych
16-letni Łukasz Łukaszczyk to jedna z najjaśniejszych postaci sezonu 2023/24 w wykonaniu polskich skoczków narciarskich. Junior reprezentujący Towarzystwo Sportowe Wisła Zakopane minionej zimy został między innymi medalistą Zimowych Igrzysk Olimpijskich Młodzieży 2024 w Pjongczangu.
– Podróż zniosłem dobrze, choć była trochę męcząca. Zmiana czasu? Dzień przed zawodami spałem trzy godziny. W busie, kiedy pokonywaliśmy 40-minutową drogę na skocznię, oczywiście zasnąłem. Na rozgrzewce byłem jeszcze zaspany – wspomina wyprawę na młodzieżowe igrzyska, które były jego pierwszym pozaeuropejskim startem.
Łukaszczyk zwrócił uwagę na to, iż tym razem pogoda nie była dla skoczków tak wymagająca, jak przy okazji igrzysk w 2018 roku, kiedy Kamil Stoch i spółka musieli mierzyć się z przenikliwym chłodem i porywistym wiatrem.
– Pogoda trafiła się dobra, czasami było mgliście. Nie było aż tak zimno, natomiast wiało dość mocno. Szczególnie na górze skoczni, gdzie nie ma siatek. Chwiało całym człowiekiem – opisuje warunki panujące na południowokoreańskiej arenie XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Polak zwrócił na siebie uwagę podczas przedkonkursowych treningów. Przy okazji jednego z nich ustanowił nieoficjalny rekord normalnej skoczni w Pjongczangu w warunkach zimowych.
– 114 metrów! – wspomina z dumą.
– Sam byłem zdziwiony, ale wtedy mogłem skoczyć jeszcze dalej. Odpuściłem w okolicach rozmiaru skoczni, ponieważ testowałem kombinezon na zawody. Nie chciałem trzymać do końca, żeby nie przewrócić się i nie zepsuć go – opowiada o niesamowitej próbie.
– Na treningach czułem się bardzo pewnie. Cały czas plasowałem się w czołówce. Nie oddałem ani jednego skoku poniżej 100 metrów. Nie nakładałem na siebie presji, że muszę coś zrobić. Chciałem zrobić swoje – opisuje swoje nastawienie do walki o medale.
Łukaszczyk w obu seriach konkursowych latał najdalej (105 oraz 108,5 metra), jednak upadek w finale pozbawił go złotego medalu i młodzieżowego tytułu mistrza olimpijskiego.
– Na początku miałem do siebie żal, ale kiedy opuszczałem zeskok, to zerkałem cały czas na podgląd z wynikami, czy jestem na podium. Uśmiechnąłem się i zaśmiałem, kiedy okazało się, że jestem w najlepszej „3”. Byłem szczęśliwy – nie ukrywa.
– Z reszty zimy najbardziej zapamiętałem mistrzostwa świata juniorów, gdzie zdobyliśmy brązowy medal w drużynie. Do tego pierwsze punkty w Pucharze Kontynentalnym, które bardzo mnie uszczęśliwiły – mówi o wydarzeniach, które miały miejsce w Planicy. Pierwsze z nich na normalnym obiekcie, a drugie na dużej skoczni.
Niespełna 17-latek wywalczył prawo startu w Pucharze Świata już przy okazji drugoligowego debiutu. Pierwszej szansy pośród elity do tej pory jednak nie dostał.
– Temat wyjazdu na Puchar Świata nigdy się nie zbliżył. Czasami myślałem sobie, że pojechałbym sobie, ale takiego tematu nie było. Jedyne, gdzie chcę się pchać, to na większe skocznie. Bardziej mi pasują niż obiekty normalne, bądź średnie. Puchar Świata? Jeszcze tak bardzo mi się nie spieszy – podkreśla.
Łukaszczyk, podobnie jak reszta środowiska skoków narciarskich, tej wiosny żył rekordowym lotem Ryoyu Kobayashiego w Islandii.
– Pierwsza myśl była taka, że… skoczyłbym tam sobie! Bardzo fajnie to wyglądało, ogromny szacunek. Szkoda, że na takiej skoczni nie będzie zawodów. Z perspektywy skoczka wyglądało to dla mnie standardowo. Przyglądałem się temu obiektowi, był dobrze przygotowany. Nie było żadnych problemów, było bezpiecznie. To w pewnym sensie nowa era rozmiarów skoczni. Aktualnie zatrzymaliśmy się na 240-metrowych obiektach, a teraz Ryoyu wyszedł z inicjatywą większych skoczni. Jak widać, jest to bezpieczne. Trzeba przyzwyczaić się do tego w tunelach aerodynamicznych – komentuje wyczyn Japończyka i kierunek, w którym mogą rozwinąć się skoki narciarskie.
Naszego juniora od najmłodszych lat cechuje nietypowa, jak na reprezentantów Polski, sylwetka w locie. Ta przypomina bowiem próby autorstwa Domena Prevca czy innych lotników światowej klasy.
– Od małego miałem tak, że chciałem skakać agresywniej i agresywniej. Zapowiada się, że w tym sezonie będzie jeszcze bardziej. Mam przy tym pełną kontrolę w locie. Mógłbym jeszcze bardziej agresywnie, ale próbuję to zatrzymać, żeby było stabilnie. Mój nieoficjalny rekord życiowy to 142 metry, bo na treningach nie skaczę z wysokich belek. Głównie tak, żeby dobrze potrenować. Rezerwy są na progu. W locie jest bardzo dobrze, czasami jedynie pójdę zbyt agresywnie – kończy.