Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Arthur Pauli - polsko-austriacki talent zniszczony przez kontuzję

Choć w jego żyłach płynie polska krew, to - jeśli tylko będzie oglądał dzisiejszy mecz na Euro 2024 pomiędzy Polską a Austrią - jego serce zabije zapewne dla tej drugiej drużyny. Arthur Pauli miał ogromny potencjał jako skoczek narciarski i konkretne widoki na wielką karierę. Marzenia i plany zabrała mu jednak kontuzja.


Urodził się w Austrii, ale ma mocno polskie korzenie. Jego ojciec Janusz Pauli pochodzi z Jeleniej Góry. Studiował i pracował na krakowskiej AWF. W młodości uprawiał biegi narciarskie, był nawet medalistą juniorskich mistrzostw kraju. Mama, Astrid, była narciarką alpejską. Rodzice Arthura na początku lat 80. wyemigrowali do Austrii, a syn urodzony w 1989 roku, mający narciarstwo w genach, od małego przejawiał inklinacje do dwóch desek. Najpierw trochę biegał, bawił się w snowboard, ale gdy ojciec zaprowadził go na skocznię w Garmisch-Partenkirchen zaczęły się liczyć już tylko skoki. W wieku 10 lat rozpoczął regularne treningi.

W 2005 roku został indywidualnym wicemistrzem świata juniorów. Rok później na kolejnej edycji tej imprezy świętował złoty medal wywalczony w drużynie. W skład austriackiego zespołu weszli wtedy także Mario Innauer, Thomas Thurnbichler i Gregor Schlierenzauer. Z całej, uważanej wówczas za piekielnie utalentowaną, czwórki wielką karierę zrobił tylko ten ostatni. Kariery pozostałych trzech skoczków zakończyły się w zasadzie jeszcze zanim się na dobre zaczęły. Ale po kolei.

Dzięki bardzo dobrym występom w Pucharze Kontynentalnym na początku sezonu 2006/07 Pauli dostał szansę pokazania się w austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni jako przedstawiciel grupy krajowej. W Innsbrucku mu jeszcze nie poszło, ale w Bischofshofen zajął sensacyjne szóste miejsce. Tydzień później w Vikersund był 15., a następnie w Zakopanem wygrał kwalifikacje. O zdolnym 17-latku posiadającym polskie korzenie zaczęło się robić głośno nad Wisłą. Przegląd Sportowy, rozmawiając z Januszem Paulim, próbował wysondować, czy jest szansa, by austriacki talent zasilił kiedyś szeregi Biało-Czerwonych. Był to czas, kiedy poza Adamem Małyszem, Polacy zdecydowanie na skoczniach nie brylowali. 

Ojciec Arthura w swojej wypowiedzi dla polskiego dziennika sportowego pozostawił cień szansy na to, że w dalszej przyszłości zmiana barw reprezentacyjnych w przypadku jego syna będzie wchodzić w grę. - Austriakom skoczków nie brakuje, więc jest to jak najbardziej realne, ale nie w najbliższej przyszłości. Powiedzmy sobie szczerze - lepszych warunków do rozwoju niż tu, nigdzie mieć nie będzie. A już na pewno nie w Polsce. Wiem, bo pracowałem kiedyś w Zakopanem - wyjaśniał Pauli senior, dodając, że chciałby kiedyś usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego granego swojemu synowi.

W przeciwieństwie do ojca Pauli junior nigdy nie brał na poważnie pod uwagę zmiany narodowej bandery i zazwyczaj stanowczo dementował plotki pojawiające się w tej materii. Ale w Polskim Związku Narciarskim co niektórym zagrzały się głowy. Ówczesny trener kadry Hannu Lepistoe i prezes związku Apoloniusz Tajner oczyma wyobraźni widzieli zdolnego młodzieńca w reprezentacji Polski. Rozważano nawet taką możliwość, by po zmianie barw na polskie opłacać Pauliemu naukę w szkole sportowej w Stams, by nie musiał rezygnować z uczęszczania do placówki, w której miał najlepsze możliwe warunki do dalszego rozwoju.

Zimą 2006/07 polski Austriak zanotował jeszcze udane indywidualne występy na niemieckich skoczniach - był 6. w Klingenthal i 14. w Willingen. Na Muelenkopfschanze razem ze Schlierenzauerem, Wolfgangiem Loitzlem i Andreasem Koflerem zwyciężył w konkursie drużynowym. Trener Alex Pointner postanowił dać mu następnie odsapnąć od zmagań elity i desygnował pod koniec sezonu do walki o punkty Pucharu Kontynentalnego, gdzie młodzian również poczynał sobie świetnie.

Na ostatniej prostej przygotowań do kolejnej zimy spotkało go  nieszczęście podczas ćwiczeń w tunelu aerodynamicznym. - Był już wieczór, miałem wykonać ostatnią próbę - opowiadał bezpośrednio po zdarzeniu. - Pracowaliśmy nad pozycją dojazdową i pierwszą fazą lotu. Pod wpływem podmuchu przerzuciło mnie, podparłem się rękoma i złamałem kość promieniową. Powinienem chodzić w gipsie cztery tygodnie, ale zamierzam go ściągnąć już za kilka dni. Nie mogę sobie teraz pozwolić na tak długą przerwę, sezon za pasem - dodawał. To były złe miłego początki, bo pomimo problemów u progu sezonu, zaliczył najlepszą zimę w swojej krótkiej karierze.

Był podstawowym zawodnikiem kadry Austrii, regularnie zdobywającym pucharowe punkty. A pamiętajmy, że ówczesna reprezentacja Austrii nafaszerowana była gwiazdami tego sportu i o miejsce w jej szeregach wcale nie było łatwo. Arthur najlepiej spisał się w Predazzo i Oberstdorfie, zajmując odpowiednio 9. i 8. miejsce. W klasyfikacji końcowej Pucharu Świata uplasował się na 21. miejscu. Biorąc pod uwagę to, że był wtedy ledwie 18-latkiem, takie rezultaty musiały budzić duże uznanie. Gdy kończył na 11. pozycji ostatni konkurs w sezonie, loty w Planicy, mógł być pełen optymizmu względem swojej sportowej przyszłości i na pewno nie przeszło mu przez myśl, że nigdy już nie wystąpi w konkursie Pucharu Świata.

24 maja 2008 roku na samym progu przygotowań do nowego sezonu zaliczył fatalny upadek na dobrze przecież kojarzącej się mu skoczni w Bischofshofen. Na kilka minut stracił przytomność i został przetransportowany śmigłowcem do szpitalaZnalazł się na oddziale intensywnej terapii. Lekarze stwierdzili wstrząs mózgu, liczne stłuczenia po upadku, a także ucisk płuc. Po długich miesiącach rehabilitacji zimą wrócił na skocznię, pojawił się w kilku konkursach Pucharu Kontynentalnego, ale szału swoimi występami nie robił. Zima 2009/10 nie przyniosła poprawy dyspozycji. Skoczek podjął jeszcze próbę przygotowań do kolejnego sezonu, ale jesienią 2010 roku wobec braku zauważalnego progresu w swoich skokach powiedział pas.

- Przyszedł czas, by podjąć tę trudną decyzję. Robiłem wszystko, by odnieść sukces w skokach narciarskich. Nie udało się. Teraz chcę zakończyć edukację i mieć więcej czasu na swoje hobby. Nareszcie będę mógł znaleźć zimą czas, by pojeździć na snowboardzie - wyjaśniał były już skoczek.  - Ten wypadek bardzo wpłynął na moją psychikę. Nie byłem już w stanie wrócić do takiego poziomu, jaki reprezentowałem - mówił przed kilkoma laty w rozmowie z portalem Onet, tłumacząc, że po prostu bał się skakać.

Snowboard okazał się nie tylko hobby, bo przez chwilę pojawił się u Pauliego pomysł, by uprawiać go wyczynowo. Nie trwało to jednak długo. Przed sezonem 2011/12 zdecydował się na ruch w dość niespodziewanym kierunku. Na dwa lata objął trenerską pieczę nad reprezentacją Holandii. Następnie związał się z macierzystą federacją i odtąd pracował jako trener w jej strukturach. 

Kilka lat temu wystąpił, w teledysku Eda Sheerana do utworu "Perfect". Wystąpił przypadkiem, bo w nagraniu brał udział jako pomocnik techniczny. - Jestem bardzo zafascynowany filmem. Zwłaszcza tym jak się to robi. Sam zresztą robię filmy na desce snowboardowej i na skateboardzie. Teraz mogłem sam zobaczyć, jak wygląda nagrywanie takiego teledysku - opowiadał Onetowi. Co ciekawe nie wiedział, że wystąpi w hicie światowego gwiazdora. - Mieliśmy cztery dni nagrań w Hintertux. W ogóle nie wiedzieliśmy, że chodzi o zdjęcia do teledysku Eda Sheerana. W ogóle go nie znałem. Kiedy się dowiedziałem, to musiałem sprawdzić, kto to w ogóle jest, bo nie słucham jego muzyki. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem jak jest popularny - opowiadał ze śmiechem były skoczek.